Są takie książki, które należy czytać niespiesznie, bo
zbudowane są na zasadzie misternej konstrukcji, kunsztownego mechanizmu, w
którym każdy element, każda najmniejsza słowna śrubka ma znaczenie dla całości
– bez niej zaburzone zostałoby działanie maszynerii ze skomplikowanymi
trybikami na podorędziu. Taka jest Chemia łez Petera Careya, dwukrotnego
laureata Nagrody Bookera.
Po śmierci swojego wieloletniego kochanka, pogrążona w
żałobie Catherine – specjalistka od konserwacji zegarów – oddaje się lekturze
dziennika Henry’ego Brandlinga. Jego zapiski sięgają połowy XIX wieku i są dla
niej – obok wódki i narkotyków – terapią po utracie ukochanego mężczyzny, z
którym nie mogła się należycie pożegnać.
Karty dziewiętnastowiecznego dziennika skrywają w sobie
opowieść o człowieku, który postanowił udać się w podróż, której celem byłoby
odnalezienie fachowca, zdolnego stworzyć dla jego śmiertelnie chorego syna
mechaniczną kaczkę. Brandling igra z czasem, nie wiedząc czy uda mu się spełnić
marzenie syna, zanim ten opuści go na zawsze.
Jego dziennik staje się łącznikiem historii jego i Catherine
– kobiety, w której ręce, dzięki opiekuńczemu oku współpracownika, wiedzącego o
jej romansie, oddana zostaje właśnie mechaniczna kaczka, którą ta ma
zrekonstruować i której badanie, ma przynieść jej potrzebne ukojenie. Kobieta
zatraca się w lekturze dziennika, porywa ją historia Brandlinga, a przy tym
usycha z żalu po Matthew. Jej kroki śledzi jej pomocniczka – Amanda – która jak
się okazuje, pełni rolę podwójną: wsparcia i szpicla.
Historia Catherine i Henry’ego, to opowiedziane z wielką
subtelnością studium rozpaczy, utraty, żalu i niemocy, ale też miłości. Mimo że
bohaterów dzieli przepaść historyczna, ich uczucia niewiele się od siebie
różnią, podkreślając to, co w człowieku niezmienne, na przekór upływającemu
czasowi.
To piękna opowieść, będąca lekturą wymagającą: skupienia,
koncentracji, ale i otwartości umysłu. Nie zawsze jest ona jasna, często skrywa
zagadki, których ujawnienie prowadzi do poruszania kolejnych trybików
misternego mechanizmu. Bohaterowie to ludzie rozdarci, cierpiący, próbujący
odnaleźć nadzieję. Czy im się uda?
Już dawno nie zdarzyło mi się spotkać tak przepięknie
wydanej książki. Tłoczone, delikatne kwiatki na okładce aż proszą się o
dotykanie opuszkami palców, a całość wygląda niebywale. Misternie wykonane, z
dbałością o każdy szczegół – okładka wspaniale oddaje ducha książki, w której
również każdy element ma znaczenie i każdemu poświęcono należycie dużo uwagi.
Idealna kompozycja, współgranie ze sobą wszystkich elementów.
Polecam!
Mam ogromną ochotę na tę ksiązkę, to już kolejna pozytywna opinia którą czytam :) Bardzo podoba mi się wstęp Twojej recenzji :)
OdpowiedzUsuńZatem bardzo się cieszę:)
UsuńTakże uważam, że jest piękna. W środku , jak i na zewnątrz.
OdpowiedzUsuńCiekawa książka, nie słyszałam o niej wcześniej. A okładka rzeczywiście piękna :)
OdpowiedzUsuńNa żywo jeszcze piękniejsza - przede wszystkim w dotyku, to prawdziwe cudo!
UsuńJednym słowem - lektura taka jak okładka. Piękna, tajemnicza, ozdobna licznymi metaforami i przesłaniami :)
OdpowiedzUsuńDokładnie!
UsuńZaciekawiła mnie ta historia, chyba jeszcze niczego podobnego nie czytałam!
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, to wyjątkowa opowieść, magicznie upleciona:)
UsuńJuż sama fabuła bardzo mnie zachęciła, a twoja recenzja zachwyciła! Musze ptzeczytac :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy:)
Usuń