Jak gdybyś tańczyła, najnowsza powieść Diane Chamberlain,
mimochodem wpisuje się we współczesną debatę na temat macierzyństwa.
Główna bohaterka – Molly – i jej
mąż – Aidan – po utracie biologicznego dziecka i niemożności zajścia w kolejną
ciążę, zapisują się do programu adopcji otwartej. Kobieta nie jest pewna swojej
decyzji, tym bardziej, że od lat ukrywa przed partnerem prawdę o swoich
rodzicach. Boi się, że przeszłość odbierze jej marzenia o szczęśliwej rodzinie.
Starając się jednak o dziecko, będzie musiała zmierzyć się ze swoją
przeszłością i uporządkować to, co dotąd było chaosem opartym na zranieniu. Jej
historię poznamy z dwu perspektyw – małej Molly wpatrzonej w swego schorowanego
ojca, jak i dojrzałej niemogącej uwolnić się od tego, co minione.
Dwutorowe prowadzenie narracji
pozwala czytelnikowi na powolne dochodzenie do prawdy, bez momentu szoku –
Chamberlain przygotowuje odbiorcę na rozwiązanie, oswaja go z możliwym
finałem i to sprawia, że lektura staje się spokojniejsza, choć wciąż
naszpikowana emocjami. Główna bohaterka – zarówno jako dziewczynka, jak i
później jako dorosła kobieta stojąca przed trudnymi wyborami – co rusz mierzyć
się musi z losem, który jej nie oszczędza. Musi odnajdywać w sobie
pokłady siły i nadziei, siląc się przy tym na wybaczenie tym, którzy ją
krzywdzili – tak umyślnie, jak i nieumyślnie.
Autorka poza główną osią
narracyjną próbuje podjąć problematykę zarówno ciąż niechcianych, w które
kobieta zaszła w zbyt młodym wieku; tych usuniętych ze wszelkimi najgorszymi
możliwymi komplikacjami dla organizmu; jak i tych, w które zajść nie
można, i które prowadzą do innego oblicza macierzyństwa – do adopcji. Także i
tutaj nie skupia się jednak na jej klasycznym ujęciu, lecz idzie o krok dalej –
ku adopcji otwartej, pozwalającej dziecku na zachowanie kontaktu zarówno z matką,
która je wychowuje, jak i z tą biologiczną.
Lektura tejże książki ewokuje
wiele pytań, prowokuje podejmowanie kwestii niewygodnych, czyniąc to jednak
subtelnie. Poza wątkiem macierzyństwa, nieustannie przewijającym się podczas
narracji i skądinąd kluczowym zagadnieniem jest również obecność choroby w życiu
człowieka i milcząca zgoda na eutanazję. Nad wszystkim góruje zaś najistotniejsze
– miłość rodziny.
Polecam tym, którzy nie lubią
powieści prostych i bezrefleksyjnych. Tutaj, gdy tylko zerwiecie warstwę
naskórkową, znajdziecie mnogość tematów do przemyślenia.
Inne książki z serii Kobiety to czytają na blogu:
Diane Chamberlain, ebook, egzemplarz od wydawnictwa, Jak gdybyś tańczyła, Kobiety To Czytają, lubimyczytać, opinia o książce, recenzja książki, Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Jeszcze nie czytałam ale mam☺ Czytam wszystkie książki tej autorki.
OdpowiedzUsuńCudowna książka!
OdpowiedzUsuńCelowo czy też nie zafundowałam sobie przerwę w poznawaniu twórczości Diane Chamberlain. Kilka jej powieści mnie zachwyciło, ale ostatnia po jaką sięgnęłam - "Dar morza"? chyba taki był tytuł - raczej mnie rozczarował swoją przeciętnością. Będę się musiała zmobilizować do powrotu ;)
OdpowiedzUsuńMam ją i jak wiesz autorkę uwielbiam więc się już na nią cieszę
OdpowiedzUsuńMam za sobą trzy powieści Chamberlain, które bardzo mi się podobały, więc na pewno przeczytam także "Jak gdybyś tańczyła" - czeka na czytniku. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Chamberlain i cieszę się, że mogłam poznać tę powieść, choć uważam, że miała lepsze, a przynajmniej moją ulubioną pozostaje "W słusznej sprawie" :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory nie czytałam żadnej powieści Chamberlain, ale myślę, że dobrze było zacząć od tej, ponieważ upewniłam się, że autorka potrafi pisać bardzo wzruszająco i jednocześnie brutalne. Poza tym świetnie gra na emocjach ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na odrobinę nietypową recenzję:
www.favouread.blogspot.com