Tym co uderza w nowej książce Elif Şafak jest jej wielokulturowość.
W powieści zderzają się światy tak odmienne, że wydawać by się mogło, że nic nie będzie w stanie ich połączyć. Oto Ömer przyjeżdża ze Stanów Zjednoczonych ze swojej rodzinnej Turcji, by tu odbywać studia doktoranckie. Jego życie mierzone jest nie czasem, lecz piosenkami. Zamieszkuje on z innymi studentami – Abedem, niezwykle religijnym Marokańczykiem oraz Piyu – Meksykaninem, którego dręczą przeróżne strachy, z których największym jest tym przed ostrzami oraz obawa o Algre – jego niestabilną emocjonalnie dziewczynę. Bohaterów zdaje się dzielić wszystko – od poglądów, poprzez wartości aż do przyzwyczajeń wyniesionych z domu. Łączy zaś nietypowe podejście do świata i nieujarzmione poczucie obcości w wielkim świecie.
Ich życie zmienia się jeszcze radykalniej, gdy dołączają do nich Gail, dziewczyna Ömera o skłonnościach samobójczych i zainteresowaniem seksualnym ukierunkowanym na obie płcie oraz matka Abeda, przyjeżdżająca niespodziewanie i zmuszająca go do odkrycia wszelkich jego strachów dotyczących postrzegania Arabów w Ameryce.
Wszystkich bohaterów łączy jedno – nieprzystosowanie do życia w kraju, który zdaje się ich nie rozumieć. Każdy z nich – choć tak bardzo różni – źle czuje się we własnej skórze i dręczony jest obawami – tak realnymi jak fantasmagorycznymi i urojonymi. Ich życie to ciągła wędrówka w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o cel ich wędrówki, o sens ich istnienia i wreszcie o to, kim tak naprawdę są.
Şafak głosem swych postaci rozpoczyna dyskusję o problemie emigracji – wewnętrznej, ekonomicznej, politycznej, społecznej. O tym, z jakimi problemami musi zetknąć się człowiek zmuszony do opuszczenia własnego kraju, jak wiele niezrozumienia ukrytego pod płaszczem pozornej tolerancji czeka go tam, dokąd musi (chce) się udać i jak wiele trudności z określeniem własnej tożsamości w nowym miejscu będzie musiał przetrwać. To wreszcie historia o wykluczeniu i szukaniu swojego miejsca w świecie. Więcej nad to co czytelne, dzieje się tutaj podskórnie – podświadomość bohaterów pracuje na najwyższych obrotach, byle tylko nie ujawnić skrywanych tam lęków. Część z nich zostanie odkryta, część zaś czytelnik będzie musiał zgłębić samodzielnie.
Araf pokazuje jak wiele kultur, światów i tradycji potrafi spotkać się i porozumieć – mimo pozornego braku przynależności czy wspólnoty jakichkolwiek doświadczeń. Przyjaźń scala to, co podzielone.
W opowieści tej na próżno szukać postaci, która byłaby dominująca – autorka po kolei oddaje głos każdemu z nich, ukazując skrajnie różne sposoby myślenia, dręczące ich niepokoje oraz formy (nie)radzenia sobie z nimi. Dzięki temu czytelnik ma możliwość zaobserwować ich odmienność, a także wiele cech wspólnych, z których większość dotyka problemów bolesnej emigracji.
Z całą pewnością nie jest to porywająca akcją powieść na jeden wieczór. Wymaga ona od czytelnika pełnej koncentracji oraz otwartości na podejmowane kwestie. Bo o ile o tolerancji pisać i mówić można gładko, o tyle przełożenie jej na życie tak proste już nie jest.
Jeśli zaś sądzicie, że jest inaczej, postawcie się na miejscu któregokolwiek z bohaterów i zastanówcie się, co zrobilibyście na ich miejscu i jak łatwo przyszłoby wam się zaaklimatyzować.
Historia na czasie, dotykająca tego, co definiuje współczesność – wielokulturowość i brak poszanowania dla innych kultur.
Araf, blog o książkach, Elif Şafak, Elif Shafak, książka, opinia o książce, recenzja książki, Wydawnictwo Znak
W obecnej dobie tego, co się dzieje na świecie, takie historie są chyba bardzo potrzebne :)
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący motyw! :)
OdpowiedzUsuń