piątek, 10 lipca 2015

Siostra mojej siostry – Izabella Frączyk



Hanka idzie przez życie z  głową uniesioną wysoko – ma świadomość, że raz jest dobrze, a raz źle, przy czym niepowodzenia wcale jej nie demotywują. Odniosłam wręcz przeciwne wrażenie – jeśli coś idzie nie tak, bohaterka jeszcze chętniej brnie do przodu, nie roztrząsając porażek czy przykrych doświadczeń. Kobieta mieszka w Bieszczadach, w  starej chatce nieopodal zalewu. Żyje skromnie, bo jej zarobki nie są wysokie: można wręcz powiedzieć, że ledwo wystarcza jej na życie, bowiem jej praca nie przynosi wielkich zarobków. 

Jej życie odmienia się, gdy odwiedza ją znana celebrytka, podająca się za jej przyrodnią siostrę. Kobieta niedawno przeżyła telewizyjną wpadkę, teraz więc, za namową menadżerki, stara się oczyścić swoje dobre imię. W  tym celu postanawia wykorzystać nigdy niewidzianą i niczego nieświadomą siostrę – zabiera ją do Warszawy, proponuje pracę w  charakterze jej sprzątaczki, udziela pożyczki na odremontowanie zniszczonego przez wichurę dachu. Wszystko to, by znów o niej mówiono i to mówiono dobrze: miała być wybawicielką siostry nędzarki, stawiającą dobro cudze nad własne.

Jak się jednak okazuje Hanka nie jest typową prowincjonalną dziewczyną. Doskonale odnajduje się w stolicy, raz po raz pnąc się po szczeblach kariery i poznając kolejnych mężczyzn, którym zawraca w  głowie. Jak potoczą się losy sióstr? Nie zdradzę, choć będzie mocno przewidywalnie.

Choć książkę czytało mi się dobrze i lekko, traktuję ją jednak jako poprawne czytadło, pozostające moim największym zawodem ostatnich miesięcy, jeśli chodzi o teksty wydawane przez wydawnictwo Prószyński.
Ogólne wrażenia z  lektury są bardzo dobre, jedynie czytanie jej pomiędzy kolejnymi powieściami klubowymi Kobiety to czytają! stawia ją w  zupełnie innym świetle i każe spojrzeć na nią bardziej krytycznie: nie ze względu na jej wady, lecz przez uwagę na przyzwyczajenie mnie przez wydawnictwo do tekstów bardzo wyrazistych. Nie jest jednak winą książki fakt tego między jakimi kolejnymi lekturami po nią sięgnęłam.

Jeśli zatem lubicie podobną tematykę, podobną lekkość, podobny sposób narracji – sięgajcie śmiało, bo to lektura dla kobiet doskonała. Taka, której zakończenie wywoła uśmiech na twarzy, sprowokuje do większego optymizmu, ucieszy i pocieszy. Zderzają się w  niej dwie rzeczywistości – ubogie Bieszczady i nieprzyzwoicie bogata stolica: z  celebryckim blichtrem, skandalami, wpadkami, zdobywaniem posad po trupach, sprzedawaniem siebie, by zostać zauważonym i nie spaść z piedestału.
To typowe relaksujące czytadło, dobre na plażę, dobre na hamak, jednak nijak niepasujące do serii.




11 komentarzy:

  1. Izabella Frączyk ma taki styl pisarski, swobodny, żartobliwy, krótko mówiąc: poprawny, za to bez nadzwyczajnych uniesień. Pamiętam, że kiedyś miałam okazję czytać inną jej powieść i wtedy towarzyszyły miałam spostrzeżenia łudząco podobne do Twoich. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano widzisz, nie wiedziałam - to moje pierwsze zetknięcie z pisarką. I na jakiś czas ostatnie...:)

      Usuń
  2. dla mnie to był wielki zawód, książka nijaka i naiwna. grrr nigdy wi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój zawód też - już po Frączyk nie sięgnę, właściwie z perspektywy czasu zastanawiam się jak to w ogóle możliwe, że ją wybrałam - nie pamiętam mojej motywacji:) Ale aż tak jak Ty podczas lektury nie cierpiałam:)

      Usuń
  3. Myślę, że na lato idealna. Czuję się skuszona :)
    Moje-ukochane-czytadelka

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że na lato idealna. Czuję się skuszona :)
    Moje-ukochane-czytadelka

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię optymistyczne, miłe babskie książki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie przepadam za takimi książkami, jak dla mnie za dużo optymizmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bierz się zatem za sagę Virginii C. Andrews, albo bardziej rodzimie - za nową Kołczewską. Tutaj nieszczęść nie zabraknie;)

      Usuń