poniedziałek, 8 września 2014

Inicjały zbrodni – Sophie Hannah


Tytuł: Inicjały zbrodni
Autor: Sophie Hannah
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 978-83-08-05391-1
Ilość stron:
360
Cena:
30,40zł
Data premiery: 11 września 2014.

Niemalże 40 lat po premierze ostatnich przygód Poirota, na światowej scenie pojawia się kolejna powieść z udziałem tego detektywa wszech czasów. Spisaniem jego przygód zajął się nie kto inny, jak Sophie Hannach, wybrana do tego zadania przez spadkobierców Agaty Christie, zgodnie twierdzących, że nikt inny tak dobrze nie sprawdzi się jako kontynuator dokumentowania perypetii Małego Belga, jak uznana pisarka wychowana na kryminałach anglosaskiej autorki.
Także ja i wychowałam się na jej powieściach, zatem wieść o ponownym oddaniu głosu Poirotowi była dla mnie piorunująca – z miejsca pojawił się szereg obaw, ale i nadziei na świetne projekty literackie, które będą nie lada gratką dla fanów, ale też ogromnym hołdem złożonym samej autorce.
Sumiasty, czarny wąs, szare komórki zdolne rozwikłać dowolną zagadkę, wysokie poczucie własnej wartości, nieco irytujący ton i fenomenalny zmysł obserwacji, to cechy, które wyróżniają Poirota spośród innych detektywów. To one sprawiły, że wiele lat temu Mały Belg umościł się wygodnie w mojej głowie i ani myśli z niej wyjść.
A jego ani myślą opuścić przygody – gdy na emeryturze spędza wieczór w londyńskim hotelu, gdzie delektuje się smaczną kolacją, z miejsca zaangażowany zostaje do rozwiązania niełatwej, jak się okaże, sprawy. Pewna kobieta, której poruszenie mocno go zainteresowało, a wrodzona ciekawość nie pozwoliła pozostawić sprawy bez wyjaśnienia, wyznaje mu, że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Mimo wyraźnego poruszenia, błaga detektywa, by nie próbował szukać mordercy, bo jej śmierć jest konieczna. Jej relacja stanowi tak mocno chaotyczną szarpaninę słowną, że detektywowi z trudem przychodzi wysunięcie z niej rozsądnych wniosków. Sprawa okazuje się tym bardziej osobliwa, że tego samego wieczoru, w innym hotelu, popełnione zostaje trzykrotne morderstwo, o którym wieść szybko dociera do mężczyzny. W ustach ofiar zabójca pozostawił spinki do mankietów z grawerem PJI. Tym razem, w dochodzeniu pomaga Poirotowi (choć powinno być odwrotnie) Catchpool, przedstawiciel Scotland Yardu.
Jaki związek mają ze sobą obie sprawy? Czy Poirotowi uda się rozwiązać zagadkę, zanim dojdzie do kolejnego morderstwa?
Na te pytania odpowiedzi poznacie dopiero, gdy wejrzycie tej książce pod okładkę, a zaręczam, że warto.

Jak poradziła sobie Hannah z tym ogromnym wyzwaniem jakim jest próba dorównania do poziomu Christie, by całość nie wypadła blado?
Muszę przyznać – doskonale.
Inicjały zbrodni, pomimo kilku odstępstw od charakterystycznego rytmu powieściowego Christie, jakim jest przede wszystkim długość historii (około 350 stron przy dużym formacie, podczas gdy u Christie było to około 250 stron) i rozbudowanie wątków, a także osadzenie w roli narratora Catchpoola, a nie jak było to dotąd – narratora wszechwiedzącego (nie ukrywam, że do formy narracji zastosowanej przez Hannah bardzo ciężko było się przyzwyczaić, a dodatkowo sprawiała ona, że ułuda czytania Christie zanikała – dość nieudany zabieg), są książką bardzo sprawnie napisaną, wierną rozwiązaniom fabularnym znanym z tekstów Królowej Kryminału i – gdyby nie owe niedopatrzenia (specjalne zastosowania?) – wręcz łudząco podobną do oryginału.
Spadkobiercy Christie nie pomylili się – Hannah to właściwa autorka, na właściwym miejscu.
Nic nie uroniła z pewności siebie, kultury osobistej, impertynencji i analitycznego umysłu Poirota, który lubował się w popisywaniu się swoją wiedzą i zdolnością od odkrywania prawdy, nawet tej najbardziej wymyślnej. W Inicjałach zbrodni czuć atmosferę znaną z książek Christie, namacalne jest podobieństwo postaci, a ewentualne różnice są niezauważalne i zupełnie bez znaczenia. To wręcz lustrzane odbicie, które jednak w pewien sposób zostało zniekształcone – skazą na powieści jest bowiem jednocześnie jej najmocniejsza strona… Poirot. Autorka tak silnie chciała oddać jego najbardziej charakterystyczne cechy, że w którymś momencie miarka się przebrała, sprawiając, że detektyw –  dotąd irytujący jedynie dla innych bohaterów – teraz stał się  denerwujący także dla czytelników. Uwielbiałam tę zarozumiałość Poirota i jego wrodzoną  nieomylność, u Hannach zaś mocno mnie ona drażniła, sprawiała, że Poirot wydawał się… sztuczny, nieswój, obcy i przesadzony.
Cieszę się, że wydawcy zachowali charakterystyczne logo znane z niemalże wszystkich wydań książek o Poirocie, choć przyznaję, że nieco mylące jest wyolbrzymienie jej nazwiska na niekorzyść prawowitej autorki, ale marketingowo to zdecydowanie jasne i – jak sądzę – najlepsze rozwiązanie. Sprawi jednak, że Hannah nie będzie oceniania jako samodzielna autorka, a jako naśladowczyni – dla jednym mniej, dla innych bardziej wiarygodna.
Z niecierpliwością oczekuję kolejnych przygód Poirota, a Was zachęcam do szybkiego odwiedzenia księgarni i zrobienia miejsca na półkach – będzie Wam w najbliższym czasie potrzebne, zwłaszcza, że format znacząco wybiega od formatu książek samej Christie;)





5 komentarzy:

  1. A ja tak daleko w plecy z jej twórczością... :/
    Pozdrawiam,
    Szufladopółka

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniecznie muszę przeczytać. Przynajmniej dla samego Poirota! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam twórczość pani Christie, więc tę książkę będę musiała zdobyć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam na nią oko od momentu ujrzenia w zapowiedziach wydawniczych ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przepadam za książkami Christie, więc i ta powieść mnie nie przekonuje.

    OdpowiedzUsuń