Tytuł: Drugi dziennik
Autor: Jerzy Pilch
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 978-83-08-05282-2
Ilość stron: 282
Cena: 39,90 zł
O tym, że Jerzy Pilch jest moim
polskim pisarzem numer 1, nikogo przekonywać nie muszę.
O tym, że na każdą kolejną jego
książkę czekam z utęsknieniem – również. Jednak od czasu, gdy wydał on pierwszy
tom swoich diarystycznych zapisków, z większą intensywnością śledzę jego losy –
nie, nie dlatego, że mam pragnienie natychmiastowego dowiedzenia się jak sobie
radzi z sytuacją chorobową, w której się znalazł, nie dlatego, że mam
chroniczną potrzebę wkraczania w czyjeś życie. Dlatego jednak, że o ile
dziennik pierwszy jedynie symptomatycznie wspominał o dolegliwości, z którą
zmaga się Pilch, o ile był on jedynie sygnałem, wypowiedzią międzywierszową,
próbą prześlizgnięcia się przez temat bez konieczności nazywania pewnych
zjawisk, bez prób usprawiedliwiania się z przykrej koincydencji objawów
chorobowych i typów bohaterów-alkoholików w jego książkach z podobnymi
reakcjami organizmu się zmagającymi, o tyle drugi tom jest już jawnym
wyznaniem, jest już dziennikiem choroby, powtarzając za Pilchem, w sensie
ścisłym.
W nim też to ujawnia się
parkinsonik, będący „kronikarzem własnego zaniku”, unaoczniają się
neurologiczne zmagania człowieka, którego głównym narzędziem pracy był i jest
mózg, tak często teraz wymykający się spod kontroli. Świadomy i o wiele
bardziej wyczuwalny dziennik czasu choroby, w którym ta wysuwa się na plan
pierwszy, jako czynnik organizujący życie i sprawiający, że zmienił się
stosunek Pilcha do świata i życia w ogóle (pozostał Bóg i sport!).
Wiele uwagi poświęca autor
rozważaniom o nałogach i człowieczych próbach tłumaczenia się z własnej
nieudolności. Ciekawe to refleksje, zastanawiające i jakże trafne.
Błyskotliwość i przenikliwość autora tekstu Pod
mocnym aniołem, a także niezwykła celność i precyzyjność w nazywaniu
omawianych zjawisk zawsze budzi mój największy podziw.
Nie jest Pilch, mimo – jak sądzę
– świadomości swoich talentów, napuszonym celebrytą, lecz człowiekiem zdolnym
dojrzeć swoją własną ewolucję w obliczu choroby. Widzi, jak bardzo zmienił się
jego sposób myślenia, jak przewartościowało się życie, ustaliły priorytety. Ujawnia
swoje lęki – wspomina, że boi się utraty polszyczny, jedynego języka jakim się
porozumiewa, boi się utraty zachwytu nad literaturą i możności wyrażania go.
Wie, że jego przypadłość to nie tylko trzęsące się ręce, w których tak silnie
widzą niektórzy efekt ciągłego pisania o alkoholikach (jak sądzą – pisania
autobiograficznego). Dziennik z minionego, ciężkiego roku, to już nie zapiski o charakterze społecznym, lecz intymne wyznanie, w którym Pilch wielokrotnie zaznacza swoją obecność i podejmuje walkę z nową rzeczywistością, w której, jak konstatuje, może przyjąć dwie postawy: rezygnacji i obrazy na cały świat lub widzenia dobra w sytuacji, zdawałoby się, bezsensownej. Wybiera opcję drugą, trudniejszą.
Często przywołuje Pilch fragmenty innych dzieł traktujących (nieraz zdawkowo, ale percepcja w obliczu pewnych doświadczeń zostaje na nie jednoznacznie sfokusowana, a domowa biblioteka przez to samoistnie ustala swój profil) o chorobie, przemijalności, nałogach, umieraniu – tym wszystkim, na czym i on zdecydowanie więcej się zastanawia. Choć dziennik ów z całą pewnością pełni dla jego autora funkcję terapeutyczną, jest próbą oswojenia się z nową rzeczywistością chorobową, próbą przepracowania tego doświadczenia, wspomina on jednak, że „rzemiosło nie ocala”. W jego pojmowaniu „choroba po prostu nie lubi, jak się o niej pisze”. Dlatego to robi, dlatego konfesyjnie zwierza się z każdego kolejnego kłopotu z niej wynikającego.
Obok tematu wiodącego, na równych
prawach, pojawiają się w dzienniku refleksje o charakterze uniwersalnym –
zamyślenia nad literaturą, procesem tworzenia, sytuacją dzisiejszych
debiutantów-ignorantów, dialogu między kolejnymi tekstami kultury.
Jak to u Pilcha – mimo gorzkiego
i przytłaczającego tematu choroby, na którą wciąż nie wynaleziono lekarstwa,
jest dużo prób oswojenia jej ironią, zabawą słowem, a nawet – o bogowie! –
kokieterią.
Jak zawsze – czytałam z prawdziwą
przyjemnością. Muszę nawet powiedzieć, że większa to była uciecha nawet niż
lektura pierwszego tomu jego dzienników.
Cenię Pilcha-diarystę i Pilcha-felietonistę, lubię podglądać jego myśli, śledzić tok myślenia – bardziej nawet niż przy lekturze fikcji. W pisaniu ad hoc jest on mistrzem, a jego inteligencja tak bardzo powala mnie na łopatki, że nie tylko – jak to Pilcha (bardzo Pana, Panie Jerzy przepraszam) obklejam karteczkami tak, że ciężko znaleźć wolne miejsce, ale też śmieję się w głos, budząc tym samym zdziwienie, a nieraz i konsternację towarzyszy podróży komunikacją miejską.
Cenię Pilcha-diarystę i Pilcha-felietonistę, lubię podglądać jego myśli, śledzić tok myślenia – bardziej nawet niż przy lekturze fikcji. W pisaniu ad hoc jest on mistrzem, a jego inteligencja tak bardzo powala mnie na łopatki, że nie tylko – jak to Pilcha (bardzo Pana, Panie Jerzy przepraszam) obklejam karteczkami tak, że ciężko znaleźć wolne miejsce, ale też śmieję się w głos, budząc tym samym zdziwienie, a nieraz i konsternację towarzyszy podróży komunikacją miejską.
Bawi mnie, rozbraja trafnością
spostrzeżeń, nierzadko zmusza do refleksji, poddaje w wątpliwość to w co
śmiałam wierzyć, nadbudowuje sensy tam, gdzie ich nie widziałam, uczula na
ohydy językowe, a wszystko to robi w sensie ścisłym.
Polecam ogromnie!
5., Bóg, choroba, dziennik, Jerzy Pilch, język, mózg, nadzieja, nałóg, neurologia, pisanie, praca, refleksja, sport
Ja również lubię i cenię Pilcha i WIEM, że nie rozczaruje mnie jego Drugi dziennik. Są tacy autorzy, którzy nie rozczarowują... Po recenzji widzę, że mamy podobnie :)
OdpowiedzUsuńNie ma takiej opcji, żeby rozczarował!:)
UsuńI może ufam mu ślepo, może jestem zapatrzona, ale ten dziennik - obiektywnie - jest rewelacyjny. Może końcówka trochę bardziej nużąca niż początek i środek, ale cóż z tego!:)))
Chcę sięgnąć, ale najpierw muszę poznać jego pierwszy Dziennik...
OdpowiedzUsuńKoniecznie!
UsuńCzytałam pilcha jedną książkę, ale jakoś wypadła dosyć blado i więcej już nie miałam styczności z autorem, no cóż może pora na drugą szansę.
OdpowiedzUsuńA co czytałaś?
Usuńkoniecznie daj mu drugą szansę!