niedziela, 20 października 2013

Szczęście w Twoich oczach – Caroline Leavitt


Tytuł: Szczęście w twoich oczach
Autor: Caroline Leavitt
Wydawnictwo: Świat Książki
ISBN: 9788379432349
Ilość stron: 368
Caroline Leavitt bohaterami swojej książki uczyniła Isabelle i Charliego oraz jego syna Sama.
Ich losy splecione zostały w dniu wielkiej tragedii: gdy zdruzgotana kobieta w bardzo zamglony dzień jechała przed siebie z nadzieją na rozpoczęcie nowego życia, przed maską jej samochodu nagle pojawiła się inna osoba – stojąca pod prąd na środku drogi. Isabelle nie zdążyła wyhamować, na skutek czego potrąciła April. Kobieta zginęła na miejscu. Świadkiem całego wydarzenia był jej chory synek Sam. Gdy Isabelle podbiegła do jego matki, wydawało mu się, że ujrzał anioła.
Od tamtej pory mimo zakazom ojca, chłopiec wielokrotnie prowokował spotkania z bohaterką, mając nadzieję, że umożliwi mu ona kontakt z mamą.
Jego relacja z Isabelle staje się także początkiem uczucia rodzącego się między nią a jego ojcem. Oboje poranienie i cierpiący, boją się otworzyć serca na nowe uczucia, mając w pamięci wydarzenie, które splotło ich losy.
Autorka skupia się na konstruowaniu postaci silnie doświadczonych przez los, toteż nie uniknęła budowania ich portretów psychologicznych. Najciekawszą i, co oczywiste, najbardziej podatną na wszystkie wydarzenia osobą jest Sam. Jego dziecięca psychika nie jest jeszcze w pełni ukształtowana, a pamięć o wypadku, śmierci mamy i nowej relacji jego taty powoduje, że bohater jest bardzo rozchwiany emocjonalnie. Choroba wcale nie ułatwia mu radzenia sobie z problemami. Wciąż miałam jednak wrażenie, że chłopiec jest o wiele bardziej dojrzały niż jego zalękniony tata, który choć kierował się jego dobrem i bardzo się o niego troszczył, zapomniał w tym wszystkim o sobie i o innych. Chcąc chronić własne dziecko, ranił innych i rezygnował ze szczęścia. Tragedia jakiej doświadczył tak silnie nim wstrząsnęła, że nie potrafił zamknąć pewnych etapów swojego życia.
Najsilniejszą postacią okazała się Isabelle, która choć równie silnie poturbowana przez los, potrafiła zmierzyć się z teraźniejszością. To kobieta staje się tu bohaterką potrafiącą wziąć odpowiedzialność za swój los w swoje ręce. Jedynie ona próbowała walczyć o szczęście i przyszłość, a nie jedynie tkwić w martwym punkcie przeszłości. Autorce udało się skonstruować bohaterkę o bardzo silnej osobowości, która jednak nie zdołała podźwignąć ciężaru odpowiedzialności za wszystkich.

Historia spisana przez Leavitt buzuje od emocji. Rozgoryczenie i frustracja mieszają się w niej z dojmującym smutkiem, ale też euforyczną radością. Bohaterowie stają przed trudnymi wyborami, które nie zawszę będą w stanie podjąć odpowiedzialnie. Ich życie zdaje się niekończącym pasmem wydarzeń wynikających z nieodpowiednio dobranych słów i niedogadania, a kolejne dylematy jedynie utwierdzają ich w przekonaniu, że postępują źle.
Między dwójką dorosłych tłoczy się mały chłopiec, który nie do końca rozumie co się dzieje, ale znacząco odbiera panujące między dwójką dorosłych relacje. Mają one widoczny wpływ na jego samopoczucie i zdrowie.
Gdy wydaje się, że wszystko w ich życiu zacznie się układać, padają kolejne słowa, które nie musiały paść…

Od pewnego czasu nie lubię takich zakończeń. Problem nie tkwi w tym, że potrafię zaakceptować jedynie pudrowe finały [wszak Zanim się pojawiłeś powaliło mnie na kolana, pisałam też swego czasu o wyższości gorzkich zakończeń nad happy endami i zdanie to podtrzymuję], lecz w tym, że nie zgadzam się na takie rozwiązanie akcji w książkach, które aż się proszą o zamknięcie szczęśliwie i myślę, że na nich zyskałyby o wiele więcej niż na dramatycznych niespełnieniach bohaterów.
Epilog wcale mnie zelektryzował, lecz mocno zasmucił. To jakby policzek w twarz i powiedzenie, że o miłość i szczęście rzeczywiście nie ma co walczyć, bo ta prawdziwa i tak zawsze pozostanie niespełniona, że ludziom dane są tylko chwile radości, relacje na moment, nic na stałe. Mam wrażenie jakby Leavitt za pośrednictwem swojej opowieści krzyczała: nie dajcie się nabrać, nie warto się starać, miłość nie ma w naszym świecie szans, warto się wiązać tylko z tym, z kim wam wygodnie i przytulnie, a nie z tym kogo darzycie uczuciem! Nawet jeśli kogoś prawdziwie kochacie, to szyki popsują wam wasze głupie decyzje i spóźnienie w podejmowaniu tych właściwych.
Finał jest tak smutny, tak pozbawiony jakiejkolwiek nadziei, że z rozgoryczeniem odłożyłam tę książkę, mimo że podczas całej lektury cieszyłam się doświadczeniami głównych bohaterów, kibicowałam im i byłam głęboko przekonana, że im przeznaczone jest szczęśliwe zakończenie.
Czy polecam? Tak, bo mimo wszystko warto spojrzeć na życie ludzi dotkniętych tak ogromnych cierpieniem, którzy na przekór niemu wcale się nie poddali, lecz z optymizmem patrzyli w przyszłość. Warto badać ich zranienia, brak odwagi, poczucie braku stabilności i pewności.
To ludzka historia, o przeżywanych każdego dnia dramatach, które być może rozgrywają się także i na naszych oczach.

10 komentarzy:

  1. Widzę, że Ty głębiej odebrałaś tę książkę niż ja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie wiem czy głębiej - postarałam się dać jej szansę i coś z niej wynieść dla siebie. Ale tak jak napisałam - bardzo mnie zasmuciła.

      Usuń
  2. Do mnie ta książka kompletnie nie przemówiła. Zabrakło emocji, warsztatu i "jakiś" bohaterów. Wszystko było nijakie. Powiedz mi czułaś tę miłość? Bo dla mnie była wyssana z palca..., kiedy oni się w sobie zakochali? Przecież nawet niewiele rozmawiali, widzieli się przelotem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co sobie myślę? Właśnie dlatego, że tej miłości nie było, zakończyło się jak się zakończyło.
      Było uczucie do syna - niewątpliwie. Ale reszta to było zwykłe zauroczenie i pocieszanie się po stracie. W innym wypadku nie akceptuję takiego zakończenia. I myślę, że dlatego to było tak słabe - bo może od początku miało pokazać, że tak naprawdę nic się nie dzieje i relacja Charliego i Isabelle to zasłona dymna.

      Usuń
  3. A ja jestem ciekawa ja Ci się spodoba;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ukrywam, że początkowo nie byłam przekonana do tej lektury, gdyż jawiła mi się jako przyjemne czytadło, które niewiele wnosi do życia. Jednak chyba myliłam się...

    OdpowiedzUsuń
  5. ja w swym masochizmie właśnie lubuje się w dramatycznych zakończeniach. jeśli finał jest zbyt pomyśli dla bohaterów, to cała powieść traci dla mnie na realizmie. w prawdziwym życiu rzadko kiedy udaje się domknąć wszystkie sprawy pomyślenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, ale miałam wrażenie, że w przypadku tej powieści, to właśnie to nadmiernie pesymistyczne zakończenie odziera z realizmu - rzadko kiedy jest aż tak dramatycznie :)

      Usuń
  6. Uwielbiam takie ludzkie historie przedstawione w książkach, mam do nich słabość :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo chcę poznać losy tych bohaterów. :)

    OdpowiedzUsuń