poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Jeździec miedziany - Paullina Simons

Leningrad, 22 czerwca 1941 roku. Mimo paktu o nieagresji Niemcy atakują Związek Radziecki. Tego samego dnia, niewinna, siedemnastoletnia Tania spotka na swej drodze oficera Aleksandra Biełowa. Oboje, mimo że nigdy przedtem się nie widzieli, w sposób magiczny lgną do siebie i pragną dzielić się ze sobą swoją historią. Wydaje się, że oto jesteśmy świadkami narodzin miłości, której nic nie będzie w stanie stanąć na drodze. Niestety, niemalże natychmiast okazuje się, że Aleks jest wybrankiem serca Daszy – siostry Tatiany, a ta nie chcąc jej ranić zdecydowała usunąć się w cień. Mimo że zarówno Aleksander jak i Tania kochają się do nieprzytomności, nie mogą ujawnić swoich uczuć. Cieniem na ich relacji kładzie się także wojna, zbierająca coraz większe żniwo. Bohaterowie, swoje losy odczytują w losach postaci z poematu Puszkina, który niestrudzenie niesie im pociechę w trudnych chwilach. Jeździec miedziany to opowiedziana z rozmachem historia dwójki wkraczających w dorosłość ludzi, którzy wrzuceni zostali w tragiczne czasy i którzy za wszelką cenę muszą wydostać się z kraju. Początkowo akcja toczy się niespiesznie, wręcz leniwie, dopiero później nabiera rozpędu.
Bohaterowie nieprawdopodobnie mnie irytowali – odchodziłam od zmysłów widząc, ze Tania po raz kolejny rezygnuje ze szczęścia, że Aleksander miał w sobie tak mało zdecydowania, że potrafili oni igrać z uczuciami wszystkich, byleby tylko nie ujawnić prawdy o sobie. Mistyfikacja, ranienie siebie kosztem innych, wybory, których nie rozumiem, decyzje wymuszone rzeczywistością wojenną – to wszystko doprowadzało mnie podczas lektury do białej gorączki. Buzowały we mnie emocje, miałam ochotę wskoczyć do książki i potrząsnąć bohaterami, wydobyć ich z tej nonsensownej sytuacji. A jednak oddychałam wojennym, rosyjskim powietrzem, chłonęłam każde słowo z należną mu delikatnością i czułością. To opowieść, która powaliła mnie na kolana, zadomowiła się w moim sercu i nie chce go opuścić. Jest powieścią wielką, bo poruszającą.
Podczas lektury innych powieści, często bywam rozproszona, a Simons ma niesłychaną zdolność do skupienia na sobie całej mojej uwagi. Nie jest przesadą powiedzieć, że dzięki niej świat przestaje istnieć, że zatracam się całkowicie w rzeczywistości przez nią wykreowanej. Nie jem, bo bohaterowie nie jedzą, kocham, bo oni kochają, tęsknię, bo oni tęskną, oburzam się, bo i oni się oburzają… Ich życie staje się moim. Na długie godziny przeniosłam się do okupowanego Związku Radzieckiego, a później Ameryki. To opowieść podretuszowana pigmentami czułej pamięci, książka wytęskniona, dzieło najwyższej próby. I nic to, że romans, że w połowie opowieści zamiast historii na plan pierwszy wysuwa się erotyka. Nic to, że posiada wiele merytorycznych mankamentów. Jest tak oszałamiająca, że można jej wybaczyć wszystko, a zdecydowanie ułatwia to bogato zarysowane tło historyczne i niebywała umiejętność autorki do tworzenia dramaturgii. W książce tej wszechobecna jest miłość pomimo przeciwności, uczucie, do którego wielu tęskni i o jakim marzy, i wydaje mi się, że to właśnie dzięki niej powieść ta nic nie straci ze swojej mocy narracyjnej nawet po wielu latach. Simons stowarzysza się z gustami odbiorców i w genialny sposób użytkuje nośne, zaaprobowane poetyki, by zdobyć czytelnika. Jej słowa działają na wyobraźnię, rozpalają ją do czerwoności. Ten utwór oddycha. I ja to kupuję.


Paullino Simons, proszę mnie więcej do kaca książkowego nie doprowadzać!:P To już kolejny raz!

____________
Recenzja Pieśni o poranku Paulliny Simons

14 komentarzy:

  1. Oj ma się po tej książce kaca. okropnego. Niestety kolejna część jest słabsza. A trzeci tom... na razie mnie odrzuciło od niego.

    Cieszę się, że Ci się "Jeździec miedziany" podobał :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, kusisz, kusisz~

    Pozdrawiam, obserwuje i zapraszam do siebie.
    http://naszksiazkowir.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się jakoś do niej nie mogę przekonać. A już mi tyle klientek polecało jej książki, że zliczyć nie sposób :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja słyszałam wiele dobrego o tej autorce, nawet chyba w Katowicach było z nią spotkanie, ale nie miałam okazji jeszcze nic przeczytać :( będę pamiętać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jedna z moich najbardziej ulubionych książek, cieszę się, że i Tobie przypadła do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnio "Jeździec miedziany" "wpadł" w moje ręce i czeka na swoją kolej. Mam nadzieję, że moje odczucia do książki będą tak samo pozytywne jak Twoje.

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam powieści autorki. "Jeźdzca..." nie czytałam (jeszcze) a Simons znam z cięższych tematycznie książek :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię książki, w których można się do reszty zatracić, natomiast nie przepadam za irytującymi bohaterami. Jeszcze się zastanowię nad tą książką :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam i miałam podobne wrażenia do Twoich. Książka mnie urzekła.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakoś nie mogę przekonać się do twórczości Simoons. Czytałam "Pieśń o poranku" i ledwo przebrnęłam, no nie podeszła mi ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ohhhh w końcu gdzieś to widzę:) Moja ulubiona, najpiękniejsza na świecie książka ! Druga część również cudowna. CZEKAM NA EKRANIZACJĘ!
    + dodaję do obserwowanych :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Chętnie przeczytam bo recenzja brzmi zachęcająco. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Aż tak? Przyznam, że już dawno nie doznałam książkowego kaca, a jeśli ta książka aż takie wywołuje emocje to jestem jak najbardziej za! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. No, co za emocje :)
    Mnie nie porwało. Bywa :)

    OdpowiedzUsuń