sobota, 22 czerwca 2013

Pieśń o poranku - Paullina Simons


Tytuł: Pieśń o poranku
Autor: Paullina Simons
ISBN: 978-83-7799-740-6
Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 688
Cena:
39,90


Gdy cały czas czytasz lichą literatur(k)ę i nagle trafiasz na coś, co na tle reszty wydaje Ci się dobre – szalejesz, wychwalasz, tworzysz peany na cześć długo niewidzianego porządnego kawałka prozy.
A potem w Twoje ręce wpada cos naprawdę dobrego, coś, co nie pozwala Ci spać, jeść, myśleć. Coś, co siedzi w Twojej głowie niczym złośliwy robak i nie pozwala zapomnieć – o bohaterach, ich losach, tragediach wyborach. Choć brzmi to błaho – stajesz się jednym z nich. Stajesz się obserwatorem, tkwiącym w samym sercu wydarzeń, a który jednak pozbawiony został głosu, dławionego przy każdej próbie krzyku .
Na tle tego wszystkie inne książki wydaja się wtórne, nijakie, kiepskie. A to prawdziwa perła, która będzie lśniła swoim blaskiem jeszcze długo. I nie oszukujmy się – również powiela wątki, jest kalką znanych schematów, ale kalką tak doskonale spreparowaną, tak dobrze pomyślaną i wspaniale przedstawioną, że powtarzalność tematów zdaje się nie mieć znaczenia. Ma się wrażenie, że o tym czyta się pierwszy raz. Że to nowe, świeże, palące.
Rozkochałam się w książce, której autorka uwiodła mnie na długo przed lekturą. Niemożliwie wciągająca, poruszająca, drażniąca powieść, od której – choć brzmi to tak nieprzyzwoicie trywialnie – po prostu nie da się oderwać. Nie da się.

O czym mówię? O Pieśni o poranku Paulliny Simosn, autorki, którą mogliście poznać za sprawą Jeźdźca miedzianego, robiącego niesłychaną furorę od lat.

Przedmiotem tej opowieści jest historia Larissy Sark, kobiety odgrywającej w życiu różne role: matki, żony, scenografki w pobliskim teatrze. Gdy poznała o dwadzieścia lat młodszego Kaia, dołączyła do nich jeszcze jedna – rola kochanki.
Wydawać by się mogło, że kobiecie takiej jak ona nie trzeba niczego więcej do szczęścia. Żyje w prawdziwym luksusie, ma kochające, choć denerwujące [bo dojrzewające] dzieci, wspaniałego męża, z którym po latach wspólnego życia wciąż łączy ją miłość i prawdziwe oddanie.
A mimo to… Larissa pragnie przygody, daje się uwieść, wyprowadzić z idyllicznego życia, a to, co miało być jedynie chwilą zapomnienia i krótkim romansem, wywraca całe jej dotychczasowe życie do góry nogami, sprawiając, że podejmuje ona decyzje, których nigdy by się po sobie nie spodziewała. W imię miłości, nie kaprysu.

Historia Larissy być może wydaje się typowa – czterdziestoletnia kobieta, poświęcająca całe swe życie dla rodziny, pragnie odmiany. Jest w niej jednak coś wyjątkowego, coś, co sprawia, że kibicujemy bohaterce, boli nas jej rozdarcie, jej dramaty stają się naszymi i dalecy jesteśmy od jej oceniania czy osądzania. Zachowania, które przy odrobinie zdrowego rozsądku uznalibyśmy za karygodne, jawią się jako zupełnie oczywiste i naturalne, a sama Larissa okazuje się symbolem kobiety, która pragnie walczyć o tlące się w niej życie.

Jak powiedziała sama Simons – to współczesna Anna Karenina, która wbrew konwencjom, wbrew społecznym zobowiązaniom, wbrew rozumowi i na przekór wszystkiemu, stawia na miłość, zostawiając to, co dla wielu jest nieosiągalne.  

Historia Larissy porwała mnie bez reszty. Mimo że książka swoje waży, zabierałam ją ze sobą wszędzie, by przy sekundzie wolnego, chociażby zakosztować kolejnego zdania czy nawet wyrazu. Podczas lektury czułam ciągły głód, pragnienie jak najszybszego sprawdzenia co będzie dalej, a jednocześnie chęć zatrzymania czasu, by już na zawsze czytać tę powieść i żadną inną.

Na takie książki się czeka, dla takich książek warto przedzierać się przez ocean miernot i ramotek. Po lekturze oniemiałam, mam typowego książkowego kaca i coś czuję, że będę ją pożyczać każdemu, każdemu, kto tylko zapragnie doświadczyć takiego uwodzenia narracją, jakie zaserwowała mi Simons.

  ____________

Relacja ze spotkania autorskiego tutaj.

19 komentarzy:

  1. Czytam już drugą taką recenzję tej książki. Boże, jak ja uwielbiałam swego czasu Jeźdźca Miedzianego tej autorki, kocham tę trylogię. Jestem pewna, że ta książka porwie mnie tak samo jak Ciebie, muszę ją mieć! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja o Jeźdźcu jedynie słyszałam i... nadal nie przeczytałam. Od lat tytuł kołacze mi się po głowie, ale jakoś nigdy nie było dość pieniędzy, by przeznaczyć je akurat na niego. Na chwilę obecną, to mój nr 1 na liście zakupów! Po wrażeniach jakie teraz zafundowała mi Simons, nie mogłabym sobie go odpuścić! Zwłaszcza, że podobno jest o wiele lepszy!

      Usuń
  2. Z uśmiechem na twarzy czytałam twoją opinię, bowiem znowu trochę inaczej odebrałam książkę. Najpierw były Idealne matki teraz Pieśń o poranku. Zazdroszczę Ci Twoich wrażeń, moje były bardziej mdłe, niestety. Nie mniej jednak lekturę uważam za udaną, ale przypomniałaś mi jak to jest piać z zachwytu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja teraz pędzę na Twój blog odczytać Twoje wrażenia;))

      Ojj,ja ostatnio mam ogromne szczęście do lektur, które mnie zachwycają. I całe szczęście, bo dłuuuugo miałam czas posuchy, gdy dla mnie wszystko było mdłe i byle jakie. I utwierdzasz mnie w przekonaniu, jak wspaniałe jest to, że każdemu podoba się coś innego!:)

      Usuń
  3. Od pewnego czasu chcę ją przeczytać, więc dobrze wiedzieć, że wywarła na Tobie tak ogromne wrażenie. Muszę na nią zapolować :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poluj, poluj! Mam nadzieję, że spodoba Ci się równie mocno!:)

      Usuń
  4. Od dłuższego czasu przymierzam się do "Jeźdźca miedzianego", ale jeszcze nie zagościł on na mojej półce. Teraz dopisuję do moich planów czytelniczych "Pieśń o poranku", bo rozbudziłaś moją ciekawość, mój apetyt... Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obym nie rozbudzała go na marne! Szczerze liczę, że CI się spodoba;)

      Usuń
  5. Jestem strasznie ciekawa czy na mnie ta książka zrobiłaby podobne wrażenie bo książkowego kaca z prawdziwego zdarzenia już jakiś czas nie uświadczam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo bym chciała, żeby tak się stało!
      Choć to czasami niezbyt przyjemne uczucie, to jednak świadczy o ogromnym poruszeniu! Mam nadzieję, że tego niedługo doświadczysz, być może właśnie dzięki tej książce;)

      Usuń
  6. muszę w końcu przeczytać tą książkę, bo już na kolejnym blogu pozytywna recenzja i bardzo mnie kusi:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Prozę Paulliny Simons uwielbiam. Na "Pieść o poranku" mam ochotę już od dłuższego czas.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakoś nie po drodze mi do książek tej Pani - jedynie liznęłam 'Jeźdźca miedzianego', ale nie doczytałam do końca. Może dam jej nową szansę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi do tej pory również było nie po drodze... ale ta książka zmieniła wszystko!
      Spróbuj, a nuż... :)

      Usuń
  9. Czytałam tej Pani tylko "Dziewczyna na Times Square", bardzo mi się podobała. Myślę, że sięgnę po Pieśń o poranku, za jakiś czas jak tylko najdzie mnie ochota.

    OdpowiedzUsuń
  10. Chyba muszę się zabrać za książki napisane przez panią Simons. Widzę, że nie ma na co czekać :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń