Tytuł: Pieśń o poranku
Autor: Paullina Simons
ISBN: 978-83-7799-740-6
Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 688
Cena: 39,90
Gdy cały czas czytasz lichą literatur(k)ę
i nagle trafiasz na coś, co na tle reszty wydaje Ci się dobre – szalejesz,
wychwalasz, tworzysz peany na cześć długo niewidzianego porządnego kawałka
prozy.
A potem w Twoje ręce wpada cos naprawdę
dobrego, coś, co nie pozwala Ci spać, jeść, myśleć. Coś, co siedzi w Twojej głowie
niczym złośliwy robak i nie pozwala zapomnieć – o bohaterach, ich losach,
tragediach wyborach. Choć brzmi to błaho – stajesz się jednym z nich. Stajesz
się obserwatorem, tkwiącym w samym sercu wydarzeń, a który jednak pozbawiony
został głosu, dławionego przy każdej próbie krzyku .
Na tle tego wszystkie inne książki
wydaja się wtórne, nijakie, kiepskie. A to prawdziwa perła, która będzie lśniła
swoim blaskiem jeszcze długo. I nie oszukujmy się – również powiela wątki, jest
kalką znanych schematów, ale kalką tak doskonale spreparowaną, tak dobrze
pomyślaną i wspaniale przedstawioną, że powtarzalność tematów zdaje się nie
mieć znaczenia. Ma się wrażenie, że o tym czyta się pierwszy raz. Że to nowe,
świeże, palące.
Rozkochałam się w książce, której
autorka uwiodła mnie na długo przed lekturą. Niemożliwie wciągająca, poruszająca,
drażniąca powieść, od której – choć brzmi to tak nieprzyzwoicie trywialnie – po
prostu nie da się oderwać. Nie da się.
O czym mówię? O Pieśni
o poranku Paulliny Simosn, autorki, którą mogliście poznać za sprawą Jeźdźca miedzianego, robiącego
niesłychaną furorę od lat.
Przedmiotem tej opowieści jest historia Larissy Sark,
kobiety odgrywającej w życiu różne role: matki, żony, scenografki w pobliskim
teatrze. Gdy poznała o dwadzieścia lat młodszego Kaia, dołączyła do nich jeszcze
jedna – rola kochanki.
Wydawać by się mogło, że kobiecie takiej jak ona nie trzeba
niczego więcej do szczęścia. Żyje w prawdziwym luksusie, ma kochające, choć
denerwujące [bo dojrzewające] dzieci, wspaniałego męża, z którym po latach
wspólnego życia wciąż łączy ją miłość i prawdziwe oddanie.
A mimo to… Larissa pragnie przygody, daje się uwieść,
wyprowadzić z idyllicznego życia, a to, co miało być jedynie chwilą zapomnienia
i krótkim romansem, wywraca całe jej dotychczasowe życie do góry nogami,
sprawiając, że podejmuje ona decyzje, których nigdy by się po sobie nie
spodziewała. W imię miłości, nie kaprysu.
Historia Larissy być może wydaje się typowa –
czterdziestoletnia kobieta, poświęcająca całe swe życie dla rodziny, pragnie
odmiany. Jest w niej jednak coś wyjątkowego, coś, co sprawia, że kibicujemy
bohaterce, boli nas jej rozdarcie, jej dramaty stają się naszymi i dalecy
jesteśmy od jej oceniania czy osądzania. Zachowania, które przy odrobinie
zdrowego rozsądku uznalibyśmy za karygodne, jawią się jako zupełnie oczywiste i
naturalne, a sama Larissa okazuje się symbolem kobiety, która pragnie walczyć o
tlące się w niej życie.
Jak powiedziała sama Simons – to współczesna Anna Karenina,
która wbrew konwencjom, wbrew społecznym zobowiązaniom, wbrew rozumowi i na
przekór wszystkiemu, stawia na miłość, zostawiając to, co dla wielu jest
nieosiągalne.
Historia Larissy porwała mnie bez reszty. Mimo że książka
swoje waży, zabierałam ją ze sobą wszędzie, by przy sekundzie wolnego, chociażby
zakosztować kolejnego zdania czy nawet wyrazu. Podczas lektury czułam ciągły
głód, pragnienie jak najszybszego sprawdzenia co będzie dalej, a jednocześnie
chęć zatrzymania czasu, by już na zawsze czytać tę powieść i żadną inną.
Na takie książki się czeka, dla takich książek warto przedzierać
się przez ocean miernot i ramotek. Po lekturze oniemiałam, mam typowego
książkowego kaca i coś czuję, że będę ją pożyczać każdemu, każdemu, kto tylko
zapragnie doświadczyć takiego uwodzenia narracją, jakie zaserwowała mi Simons.
Relacja ze spotkania autorskiego tutaj.
dzieci, marzenia, miłość, młodość, Paullina Simons, rodzina, romans, uczucie, Wydawnictwo Świat Książki, zdrada
Czytam już drugą taką recenzję tej książki. Boże, jak ja uwielbiałam swego czasu Jeźdźca Miedzianego tej autorki, kocham tę trylogię. Jestem pewna, że ta książka porwie mnie tak samo jak Ciebie, muszę ją mieć! :)
OdpowiedzUsuńA ja o Jeźdźcu jedynie słyszałam i... nadal nie przeczytałam. Od lat tytuł kołacze mi się po głowie, ale jakoś nigdy nie było dość pieniędzy, by przeznaczyć je akurat na niego. Na chwilę obecną, to mój nr 1 na liście zakupów! Po wrażeniach jakie teraz zafundowała mi Simons, nie mogłabym sobie go odpuścić! Zwłaszcza, że podobno jest o wiele lepszy!
UsuńZ uśmiechem na twarzy czytałam twoją opinię, bowiem znowu trochę inaczej odebrałam książkę. Najpierw były Idealne matki teraz Pieśń o poranku. Zazdroszczę Ci Twoich wrażeń, moje były bardziej mdłe, niestety. Nie mniej jednak lekturę uważam za udaną, ale przypomniałaś mi jak to jest piać z zachwytu :)
OdpowiedzUsuńNo to ja teraz pędzę na Twój blog odczytać Twoje wrażenia;))
UsuńOjj,ja ostatnio mam ogromne szczęście do lektur, które mnie zachwycają. I całe szczęście, bo dłuuuugo miałam czas posuchy, gdy dla mnie wszystko było mdłe i byle jakie. I utwierdzasz mnie w przekonaniu, jak wspaniałe jest to, że każdemu podoba się coś innego!:)
Od pewnego czasu chcę ją przeczytać, więc dobrze wiedzieć, że wywarła na Tobie tak ogromne wrażenie. Muszę na nią zapolować :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Poluj, poluj! Mam nadzieję, że spodoba Ci się równie mocno!:)
UsuńOd dłuższego czasu przymierzam się do "Jeźdźca miedzianego", ale jeszcze nie zagościł on na mojej półce. Teraz dopisuję do moich planów czytelniczych "Pieśń o poranku", bo rozbudziłaś moją ciekawość, mój apetyt... Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńObym nie rozbudzała go na marne! Szczerze liczę, że CI się spodoba;)
UsuńJestem strasznie ciekawa czy na mnie ta książka zrobiłaby podobne wrażenie bo książkowego kaca z prawdziwego zdarzenia już jakiś czas nie uświadczam :)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo bym chciała, żeby tak się stało!
UsuńChoć to czasami niezbyt przyjemne uczucie, to jednak świadczy o ogromnym poruszeniu! Mam nadzieję, że tego niedługo doświadczysz, być może właśnie dzięki tej książce;)
muszę w końcu przeczytać tą książkę, bo już na kolejnym blogu pozytywna recenzja i bardzo mnie kusi:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj, jak tylko znajdziesz czas!:)
UsuńProzę Paulliny Simons uwielbiam. Na "Pieść o poranku" mam ochotę już od dłuższego czas.
OdpowiedzUsuńNie zwlekaj więc z lekturą!
UsuńJakoś nie po drodze mi do książek tej Pani - jedynie liznęłam 'Jeźdźca miedzianego', ale nie doczytałam do końca. Może dam jej nową szansę ;)
OdpowiedzUsuńMi do tej pory również było nie po drodze... ale ta książka zmieniła wszystko!
UsuńSpróbuj, a nuż... :)
zapowiada sie ciekawie :)
OdpowiedzUsuńCzytałam tej Pani tylko "Dziewczyna na Times Square", bardzo mi się podobała. Myślę, że sięgnę po Pieśń o poranku, za jakiś czas jak tylko najdzie mnie ochota.
OdpowiedzUsuńChyba muszę się zabrać za książki napisane przez panią Simons. Widzę, że nie ma na co czekać :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;)
OdpowiedzUsuń