Gdy sięgam po książkę, której okładka krzyczy
do mnie frazesem na kształt: „zapomniane arcydzieło amerykańskiej literatury” z
reguły jestem nieufna. Tym razem jednak było zupełnie inaczej. Coś było w
opisie tej pozycji czy też okładce [która notabene wcale mi nie odpowiada – ale
o tym później], co skłoniło mnie do bezwarunkowego i całkowitego zaufania
autorowi.
Austin Wright, to powieściopisarz
nowojorski, przez wiele lat działający jako profesor literatury angielskiej na
uniwersytecie w Cincinnati.
Zaskakujące wydawać się może, że twórca
arcydzieła, jest postacią prawie nikomu nieznaną.
Bo – zdradzę Wam już teraz – z
opinią, że jest to wybitna książka, całkowicie się zgadzam.
Jeśli czytam książkę przez wiele
dni, świadczy to o jednej z dwu rzeczy: albo jest to banalna powiastka, przez
którą nawet nie mam ochoty przebrnąć, albo historia, z którą chciałabym się
nigdy nie rozstawać. Już dawno nie miałam przyjemności powiedzieć, że to drugi
z powodów kazał mi się nad jakąś pozycją zatrzymać. Dzięki Writhowi uległo to
zmianie.
Opowieść, którą snuje Wright jest
wielowymiarowa. Cała akcja skupia się wokół Susan, która przed piętnastoma laty
rozeszła się z mężem. Jej życie zdaje się szczęśliwe, a sama bohaterka
spełniona. Pewnego dnia jednak, ponownie wkracza w nie były małżonek, po to, by
jako jedynej zaufanej osobie podsunąć jej do przeczytania swoją debiutancką
powieść. Sytuacja paradoksalna tym bardziej, że Susan zawsze była największym
krytykiem quasi-talentu Edwarda.
Mimo ambiwalentnych uczuć,
rozpoczyna ona lekturę. Lekturę, która stanie się zadrą w życiu bohaterki,
lekturę, od której nie będzie mogła się oderwać, a która stanie się przyczyną
wielu refleksji, na które w innym wypadku, by się nie zdobyła. Wright proponuje
czytelnikowi coś na kształt powieści szkatułkowej, w której zdarzyć się może
niemalże wszystko.
Historia Tony’ego Hastingsa –
matematyka, który w sposób brutalny został pozbawiony rodziny – całkowicie
pochłania zarówno samą Susan, jak i nas – czytelników. Autor poprowadził fabułę
w sposób tak rewelacyjny, że podczas całej lektury mamy wrażenie, że znajdujemy
się w samym centrum wydarzeń. Thriller napisany przez Edwarda nosi znaczący
tytuł Nocne zwierzęta. Nazwa
dookreśla całą historię, która stanowi opowieść o zemście i zwierzęcemu podążaniu
za instynktami. Epicentrum powieści stanowi morderstwo, które powoduje
narodziny mściciela. Tony wraz z policjantem prowadzącym śledztwo w sprawie
zabójstwa jego żony, zaczyna wymierzać sprawiedliwość na własną rękę, łamiąc
wszelkie obowiązujące zasady. Częściowo jednak dzieje się to poza nim samym.
Tony nie jest zdolny do podejmowania samodzielnych decyzji, całkowicie
podporządkowuje się on prowadzącemu dochodzenie. Jest postacią niezdolną do
działania, wewnętrznie rozbitą i słabą.
Tekst, podsunięty Susan przez
byłego męża nie jest przypadkowy – powoduje on, że bohaterka musi zmierzyć się
z własną przeszłością, stawić czoło podjętym niegdyś decyzjom. Co gorsza, Tony
niepokojąco przypomina jej Edwarda i … ją samą.
Jej życie zostaje całkowicie
zaburzone. Kobieta traci spokój i pozorne uporządkowanie. Gubi się we własnym
życiu, a jedyną pociechę odnajduje w książce, która nieubłaganie zmierza ku
końcowi. Okazuje się, że powieść dostarczona przez Edwarda jest zemstą. Zemstą
za lata cierpienia i wszelkie doznane zranienia. Jednocześnie ma ona funkcję
katartyczną: prowadzi do całkowitego oczyszczenia.
Co czeka bohaterkę po
przewróceniu ostatniej stronicy? Jaką recenzję wystawi przeczytanemu utworowi?
Zdradzę Wam, że zakończenie jest
fenomenalne. To właśnie ono, według mnie, stanowi o doskonałości tego dzieła
[tak, tak – nie bójmy się użyć tego słowa]. Do powieści tej należy wracać, by
do woli analizować wszelkie jej konteksty.
Nie wydaje mi się, by była opowieść, która posiada jedno
przesłanie – dlatego tak trudno o nim w ogóle mówić. Zdecydowanie jest powieść
z tak uwielbianą przez wielu kompozycją otwartą.
Polecam! Rewelacja.
Jeśli zaś idzie o okładkę - spójrzcie tylko na zagraniczne! Są o wiele lepiej dopasowane i o wiele bardziej klimatyczne i adekwatne.
Rzeczywiście - zagraniczne okładki są dużo ciekawsze. A co do samej recenzji, to wyłania się z niej obraz bardzo ciekawej historii. Zaintrygowałaś mnie zdecydowanie :)
OdpowiedzUsuńMam tą książkę na półce. Naprawdę nie wiem dlaczego jeszcze się za nią nie zabrałam. Twoja recenzja jest świetna i sugeruje, że mamy do czynienia z ciekawą książką. Muszę przeczytać jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Co do okładek - zgadzam się w stu procentach! A tak w ogóle wyjątkowo intrygującą książkę wyszukałaś!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Książka, w której główną rolę gra inna książka... Tak, tak, tak! Fabuła brzmi tak intrygująco, a Twoja recenzja tak przekonująco, że po prostu muszę sięgnąć :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Nie słyszałam o tej książce, ale prawdopodobnie przeczytam ją w czasie wolny, tj. na wakacjach.
OdpowiedzUsuń