Coraz częściej w mediach oraz
wszelkiego rodzaju publikacjach czy wystąpieniach możemy usłyszeć opinię, że
chrześcijanie to ludzie smutni. Tego typu głosy pochodzą od ludzi, którzy na co
dzień z Kościołem mają niewiele wspólnego, jednak obserwują środowisko i różne
grupy na nie się składające.
Stąd też wniosek, że osoby
wierzące, uśmiechają się niewiele. Rodzi się pytanie dlaczego dominuje takie
zachowanie, skoro sam Jezus swoim życiem pokazywał, że radość i umiejętność
pogodzenia zabawy z obowiązkami to zdolność niezwykle cenna.
Benjamin Besson chcąc wyjść
naprzeciw zawołaniu o świetle rozprzestrzeniającym się poprzez uśmiech,
postanowił napisać książkę, w której to właśnie radość stanie się naczelnym
zagadnieniem. Poprzez swój tekst okazuje on czytelnikowi różne oblicza
uśmiechu, występującego zarówno w Piśmie
Świętym, jak i życiorysach świętych.
Publikacja ta to swoisty esej, na
który w dużej mierze składa się wiodący prym żart oraz ton radosny. Co
charakterystyczne dla tego rodzaju wypowiedzi, to osobiste opinie autora, w tym
doskonale współgrające z formą gry językowe prowokujące do zastanowienia i
głębszej refleksji oraz odrzucenie tonu naukowego i akademickiego na rzecz wyjścia naprzeciw odbiorcy.
Mówiąc bowiem o uśmiechu, nie
można zanudzać; gawędząc o radości, nie wolno jej zabierać innym: dlatego też
Benjamin Besson oprócz tego, że o uśmiechu mówi, tym uśmiechem także zaraża.
Jego tekst konotuje obraz Stwórcy
radosnego i roześmianego; promiennego i szczęśliwego. Przypomina także, że
człowiek został stworzony na Jego podobieństwo, tak więc siłą rzeczy „skazany”
jest na szczęśliwe i przepełnione uśmiechem życie. Autor sypie anegdotami jak z
rękawa, wszystkie są jednak przedstawione ze smakiem i taktem, tak, że nie
obrażają i nie podważają autorytetów Kościoła.
Książka ta jest doskonale
przemyślana: podczas lektury ma się wrażenie, że autorski zamysł został całkowicie
zrealizowany. Co więcej: czytaniu towarzyszy przeświadczenie o wyraźnej
frajdzie jaką miał Besson tworząc tę książeczkę. Rodzi się więc pytanie dla
kogo tak naprawdę ją napisał: dla siebie, by dostarczyć sobie nowych pokładów
optymizmu czy dla nas, by tym pozytywnym spojrzeniem na siebie i na wiarę
zarażać.
Doskonałym jest w niej także to,
że oprócz tego, że ukazuje dzieje śmiechu w chrześcijaństwie, jest także
pretekstem do rozważań i zatrzymania się nad swoim życiem. Choć humor to
dominanta kompozycyjna książki, powagi także w niej nie braknie.
Autor nie przedobrzył ani nie
popadł w skrajność drugiego typu.
To wyważona, przemyślana pozycja,
która powinna zachęcać już samym tytułem, bo rzadko zdarza się, by publikacja
była dokładnie tym, co zapowiada nazwa, w tym wypadku – Uśmiechem Pana Boga.
Polecam, lekcja humoru przyda się
każdemu z nas;))
Na uwagę zasługuje także bardzo
estetyczne wydanie: czarno-biała, elegancka okładka przyciąga wzrok, a wnętrze
nie pozostaje dłużne: wypełnione jest tabelkami, wyliczeniami, cytatami.
Wszystko podane w stanie idealnym, aż chce się czytać.
Przyda mi się, bo jestem raczej ponurą chrześcijanką:( Zwłaszcza po dzisiejszym pogrzebie:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Wydaje się ciekawa być ta książka. Może nie będę jej usilnie szukać, ale jak trafi w moje ręce, to chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńFaktycznie przyznam, że takich pozycji na naszym rynku powinno być więcej... no i może księża powinni czasem korzystać z takich książek, a nie tylko zadręczać ludzi umartwianiem się.
OdpowiedzUsuńLubię taką tematykę, więc czemu nie:))
OdpowiedzUsuńKiedyś, nie pamiętam czy to w jakimś programie w tv czy dokumencie odnalezionym w internecie... w każdym bądź razie filmik ten przedstawiał polską muzułmankę, która przeszła na islam z wiary chrześcijańskiej. W całym tym filmiku wychwalała swoją nową wiarę i mówiła właśnie, że chrześcijanie to tacy smutni i ponurzy ludzie, że wcale nie obchodzi ich wiara tylko pozory, które muszą stwarzać, by żyć w społeczeństwie... i właśnie to całe udawanie sprawia, że czują się źle i są tacy przygnębieni... - może i coś jest na rzeczy, ale takich ludzi nie nazwałabym prawdziwymi chrześcijanami... Co Ty na ten temat sądzisz, kochana?
OdpowiedzUsuńTo tak a propos Twojej recenzji :)
Czytałem i książka pozostawiła we mnie wiele słońca.
OdpowiedzUsuńOptymizmu nigdy dość:)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja!!! Każdemu z nas przyda się trochę słońca...
OdpowiedzUsuń