Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydanictwo Prószyński. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydanictwo Prószyński. Pokaż wszystkie posty

środa, 27 czerwca 2012

UWAGA! Babcie atakują!

Anna Fryczkowska jest autorką, z którą premierowo spotkałam się nie więcej jak rok temu, kiedy to opublikowała pierwszy ze swoich kryminałów.
Kobieta bez twarzy, bo o niej mowa, nie zachwyciła mnie, jako przedstawicielka swojego gatunku. Jednak jako powieść obyczajowa – spisała się na medal.
Długo zastanawiałam się czy dać Fryczkowskiej jeszcze jedną szansę i – jak widać – dałam.
Spytacie o wrażenia? Rewelacja!


Choć początkowo narracja toczy się niespiesznie, a wydarzenia w żółwim wręcz tempie zmierzają ku jakiemuś sensownemu finałowi, to po przekroczeniu magicznej połowy zaczyna dziać się coś niezwykłego – akcja dramatycznie przyspiesza, po to, by w końcu dojść do momentu kulminacyjnego tak zaskakującego, że przekreśla on początkową ślamazarność.

Fryczkowska wpisała swoją powieść w kanon dobrze znany, nadając mu jednak pewną rysę indywidualizmu, czyniąc tym samym z książki Starsza Pani wnika historię, od której nie sposób się oderwać.
Głównymi bohaterami tej historii są żywotne starsze Panie oraz Jaro – wnuk jednej z nich – Haliny.
Mężczyzna, choć tak naprawdę ciężko wobec niego stosować to słowo [jest bowiem babciwnuczkiem, na stałe uczepionym babcinego rąbka spódnicy, uzależnionym od niej materialnie i, nade wszystko, psychicznie], postanawia udowodnić, że potrafi stanąć na wysokości zadania i zająć się ważnymi sprawami, doprowadzając je do końca.
By przypodobać się pewnej kobiecie, przedstawia się jako prywatny detektyw. I wpada jak śliwka w kompot!
Informacja bowiem szybko się rozchodzi, a zlecenia mnożą.
Na podwórku grasuje seryjny morderca kotów, którego starsze Panie koniecznie muszą złapać i któremu chcą wymierzyć sprawiedliwość. Poza tym, matka Kamili zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, a córka Ilony odwiedza strony jednoznacznie świadczące o jej problemach oraz rzucające cień na sprawę mordercy jej ojca…
Wszystkie te historie spadają na głowę nieporadnego Jarcia, który ze wszystkich sił stara się sprostać zadaniu. Wówczas jeszcze nie wie, że w ślad za nim podążą jego ukochana babcia, podrzucając mu wartościowe tropy i starając się o to, by jej wnuk miał poczucie dobrze wykonanego zadania. Samodzielnie wykonanego.
Babcia Halinka niebezpiecznie przypomina Panną Marple znaną z powieści Agathy Christie;)

Obok wątku kryminalnego, bardzo ważnym elementem książki staje się właśnie doświadczenie inicjacyjne Jara, który z fajtłapy przemienia się w prawdziwego mężczyznę, dla którego flirt staje się początkiem diametralnych zmian. Historia ta stanowi zapis tejże przemiany, jest świadectwem tego, że wszystko jest możliwe, a nawet największa ciamajda może wymierzyć sprawiedliwość i działać sprawniej oraz szybciej niż miejscowa policja.

Fryczkowska zbudowała powieść, którą aż chce się czytać i od której nie sposób się oderwać w żaden sposób. Autorka momentami bawi, chwilami straszy, ale nade wszystko obnaża słabość ludzkiego charakteru zestawiając ze sobą młode, pozornie silne pokolenie ze stereotypowo uznawanymi za słabe – starszymi paniami. W tej książce okazuje się jednak, jaka jest prawda i kto rządzi światem;)
Zabrzmiało groźnie, ale… czy wiesz co robi Twoja starsza sąsiadka w tej chwili?




wtorek, 7 czerwca 2011

Na północ od Capri- Penelope Green


Włochy to wymarzona sceneria zarówno do akcji filmów, jak i współczesnych książek. Wielu autorów tworzy fikcję literacką osadzoną w słonecznej Italii, wielu również opowiada o swoich własnych doświadczeniach płynących z podróży bądź życia w tym kraju. Tak też jest z Penelope Green, autorką śródziemnomorskiej trylogii o włoskiej przygodzie, która na dobre zmieniła życie pisarki pochodzącej z Sydney. 
Przyznaję, że o ile o książkach Pani Green słyszałam, o tyle nie miałam okazji się z nimi zapoznać. Fakt ten jednak nie przeszkodził mi w doskonałym odbiorze ostatniego tomu- Na północ od Capri.

Autorka zabiera czytelnika w podróż swojego życia. Gdy wraz z Alfonsem przenosi się na Procidę, od razu zakochuje się w wyspie oddalonej od turystów i wielkich rozrywek. Poznaje kulturę Włoch, obyczaje panujące w tym malowniczym miejscu, powoli zdobywa zaufanie mieszkańców, a co za tym idzie- nowe przyjaźnie. Uczy się kulinarnej sztuki, która okazuje się być cechą łączącą ją z zamkniętą, wyspiarską społecznością. Penelope świetnie odnajduje się w nowej sytuacji, powoli przestaje być „obcą”, a zaczyna czuć się i być  traktowana jak rodowita mieszkanka Italii.

Dzięki autorce na nowo zachwyciła mnie kultura Włoch, nabożność ich mieszkańców z jaką traktują przygotowanie posiłków, a także to jak ważne jest spożywanie ich w dużym gronie, celebrowanie zarówno jedzenia, jak i towarzystwa w jakim mogą oddawać się tej przyjemności.  Włosi wydali mi się bardzo rodzinni, choć początkowo nieufni, niezwykle dbający o kontakty między sąsiadami i przyjaciółmi. Pokochałam ten kraj i jego mieszkańców. Wielką nieostrożnością  z mojej strony było oddanie się lekturze z pustym żołądkiem, który dzięki sugestywnym opisom wielu potraw, często dawał znać o swoim istnieniu.  Podejrzewam jednak, że nawet świeżo po sytym obiedzie, na myśl o karczochach czy innych delicjach ślinka sama ciekłaby mi do ust.
Green swoim pisarstwem pobudza apetyt i wszystkie zmysły, ze zmysłem smaku na czele. Książka wzbogacona jest przepisami na niektóre z wymienionych potraw, staje się zarówno  publikacją podróżniczą, opowieścią o życiu, przyjaźni i miłości, jak i mini poradnikiem kucharskim. Doskonała na każdą okazję.
Urzeka zarówno okładką, jak i treścią. Budzi chęć do szukania własnego miejsca na ziemi, do podróżowania, zwiedzania świata. Mnie na nowo rozkochała we Włoszech, sprawiła, że gdyby nie obowiązki, bez zastanowienia wsiadłabym w samolot i udała się na Procidę, oddychała jej powietrzem, podziwiała błękit morza, podkradała cytrusy z drzew, przesiadywała w restauracjach i zajadała się miejscowymi przysmakami bez zwracania uwagi na kalorie. To idealny przedsmak zbliżających się wakacji, zaproszenie do odpoczynku i relaksu, a nade wszystko- zaproszenie do smakowania i cieszenia się życiem.

4,5/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

środa, 30 marca 2011

"Nie zawrócę" Jolanta Guse

Do najnowszej powieści Jolanty Guse zapałałam miłością od pierwszego wejrzenia.
Gdy tylko zobaczyłam okładkę- przepadłam. Przeczytałam opis- nie miałam już szans sobie jej odmówić.
Autorka jest tłumaczką, przewodniczką wycieczek, felietonistką oraz pisarką. Należy także do Związku Literatów Polskich.
W powieści „Nie zawrócę” wykorzystała wątki autobiograficzne.

Główną bohaterką jest Laura- kobieta po pięćdziesiątce, której dotychczasowe życie było bezproblemowe. Miała wymarzonego, bogatego męża, do tego obcokrajowca. Prowadziła dostatnie życie w Hiszpanii i nie mogła na nic narzekać. Pieniędzy oraz rozrywek jej nie brakowało.
Pewnego dnia jej życie zostaje wywrócone do góry nogami- okazuje się bowiem, że jej mąż spotyka się z kobietą o dwadzieścia lat młodszą. Laura dostaje ultimatum- albo zaakceptuje zdrady męża i nadal będzie mogła żyć na najwyższym poziomie, albo zrezygnuje z dotychczasowego życia i bez środków pieniężnych wróci do Polski.
Mimo, że wybór jest wydawałoby się tragiczny, bohaterka pierwszy raz stawia na siebie i postanawia wybrać opcję drugą. Od tej pory jej życie zmienia się nie do poznania, a i sama bohaterka przechodzi głęboką metamorfozę- zarówno wewnętrzną jak i zewnętrzną.
Poznaje ludzi, którzy pomagają jej odbudować swoje życie, odnaleźć się w nowej sytuacji i zawalczyć o siebie samą. Zaczyna realizować swoje marzenia, spełniać się zawodowo i ponownie wierzyć w miłość.


Przyznam, że początkowo czułam się zawiedziona. Po okuło dwudziestu stronach byłam w stanie powiedzieć jedynie tyle, że książka jest głęboko przeciętna.  Nie odnalazłam nic, co mogłoby przykuć moją uwagę na dłużej, daleko jej było do prozy, którą się zapamiętuje.
Jednak wtedy coś drgnęło. Autorka choć początkowo uśpiła moją czujność- na dłuższą metę mnie porwała. Porwała, w znaczeniu- zaintrygowała i w końcu wzbudziła zainteresowanie. Wykreowała świat, w którym niemożliwe przeplata się z możliwym, zaraziła optymistycznym spojrzeniem na życie. Przejęła emanującym z kart powieści ciepłem i nadzieją.  Jednocześnie, biorąc pod uwagę fakt, że wykorzystała wątki biograficzne stworzyła powieść, która stałą się dla mnie przestrogą. Przestrogą przed tym, by zawsze stawiać na siebie, a nie innych. Przestrogą przed tym, że nie warto unicestwiać siebie, swoich marzeń, pragnień i prawdziwego oblicza dla mężczyzny. Nie warto rezygnować z siebie, bez względu na to, jaka jest stawka. My same jesteśmy jedyny osobami, które będą z nami zawsze. Cokolwiek się stanie. Dlatego warto zadbać o swój rozwój i spełnianie swoich marzeń.

Wielokrotnie podczas lektury miałam również wrażenie, że autorka odpowiada na pytania, które czytelnik mógłby zadać po skończeniu książki. Powieść przepełniona jest asekuracyjnymi zwrotami, z których jeden wybrałam na motto kończące tę recenzję. Warto sobie o nim przypominać po lekturze każdej, lepszej czy gorszej książki.

-Nie obawiasz się krytyki? Wiesz jakie są obecne media.
- W najgorszym wypadku zostanę okrzyknięta grafomanką. Mam jednak nadzieję, że czytelnik odnajdzie między wierszami obnażone uczucia, z których składa się ta powieść i nie pomyli ich z patosem”
 Ocena:
 4/6


Kategoria: Literatura polska
ISBN: 978-83-7648-648-2
Data wydania: 15.03.2011
Format: 125mm x 195mm
Liczba stron: 224