środa, 12 lipca 2017

Całe życie - Robert Seethaler


Całe życie to książka, której dałam się uwieść dzięki delikatnie unoszącej się nad nią aurą zachwytów, mieniącą ją to arcydziełem, to wyciszającym cudem na literackiej scenie ostatnich lat, to kwintesencją pisarskiego minimalizmu. Łasa jestem na podobne obrazowanie, zaczarować mnie łatwo, omamić można w parę chwil i już czuję, że od nowości wydawniczej uciec nie będę mogła.

Tak było w przypadku literackiej próby Roberta Seethalera, której nie uratowały w moich oczach ani peany Karpowicza, ani Chutnik, tak zmyślnie wkomponowane w okładkę.

Bohaterem Całego życia jest Andreas Egger – mężczyzna wiodący proste życie w małej, alpejskiej wiosce, gdzie każdego dnia oddaje się pracy fizycznej, po której odpoczywa na łonie natury, chłonąc jej piękno i obcując z nią, bogacąc swe wnętrze. Towarzyszą mu ludzie przepływający przez jego życie – najczęściej turyści, ale także ukochana Marie, którą tu poznaje, i którą tu traci w wyniku tragedii – lawiny, będącej punktem zwrotnym w  jego życiu. Autor snując opowieść o życiu Eggera, donikąd się nie spieszy, pokazując jego blaski, cienie, wzloty i upadki – całe spektrum wydarzeń tworzących sieć jego egzystencji zogniskowanej wokół wioski, z której wyrasta, i do której wraca.


Książką nie jestem ani poruszona, ani zachwycona, na pewno zaś nie mam zamiaru szarżować słowem „arcydzieło” w odniesieniu do tytułu, który mam przed sobą.

Faktycznie, z trudną do osiągnięcia dokładnością i oszczędnością w słowa opisał autor życie głównego bohatera i chwała mu za to, znamion ponadczasowości i wielkości jednak w publikacji tej nie widzę. Jest bardzo dobrym przykładem literatury minimalistycznej, streszczającej bogactwo ludzkiego żywota na niespełna dwustu stronach, jednak – w mojej opinii – niczym nadto. Może wyciszać, może pokazywać inne życie niż to, do którego w większości jesteśmy przyzwyczajeni – bez pośpiechu, bez gonitwy, w ciągłym stresie i z dala od natury, nie sprawia to jednak, że tekst zyskuje znamiona dzieła – do tego potrzeba znacznie więcej.

Zachwycać się owszem, można. Jednak nie tyle nad treścią i formą, ile nad okładką. Ta faktycznie – jest piękna. Reszta jest po prostu sprawna – może się podobać, jednak próżno czekać podczas lektury na olśnienia. Tych bowiem raczej nie będzie. Czyta się przyjemnie, szybko, można przy niej odpocząć, można się delektować, można zadawać pytania o to, czy sami potrafilibyśmy streścić swoje życie na tak niewielu stronach, i które wydarzenia, my, żądni doznać, uznalibyśmy za warte zapisania. I te refleksje towarzyszące lekturze są faktycznie bardzo cenne, bardziej jednak są  one wynikiem naszej czytelniczej dojrzałości, niżeli odautorskiego talentu do stawiania czy prowokowania ważkich pytań.

Lektury ani nie polecam, ani nie odradzam. Pozostawiam decyzję wam.




10 komentarzy:

  1. Patrząc tak na tą książkę dochodzę do wniosku, że przecież niewiele ma stron, a moja ciekawość nie da mi o tej książce zapomnieć. Intryguje mnie przede wszystkim obecny w powiastce spokój, którego w moim życiu brakuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie na arcydzieło mi ta książka nie wygląda, z Twojego opisu tylko utwierdzam się w tym przekonaniu. Jestem nawet ciut przerażona, bo okładka także do mnie nie przemawia :P

    OdpowiedzUsuń
  3. "Całe życie" mi się podobało i spędziłam z nim czas bardzo przyjemnie, ale podobnie jak Ty, nie nazwałabym tej książki arcydziełem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu opinia o tej książce, z którą się w pełni zgadzam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam dokładnie takie same odczucia, jak Ty: mnie ta powieść nie zachwyciła. Wydaje mi się, że po prostu nie jestem fanką tak prostych, a jednocześnie powolnych historii, w których doceniać należy walory, że tak to ujmę, "estetyczne". Dla mnie liczy się fabuła, akcja, ciekawi bohaterowie, konstrukcja psychologiczna postaci... Nie potrzebuję przystawać nad książką. Ale wiem, że wiele osób skończyło lekturę z zachwytem, więc podobnie jak Ty zachęcam do samodzielnego spróbowania. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja własnie bardzo lubię takie niespieszne historie, ale tutaj... no nie, jakoś to nie mój faworyt. Nie wiem co spowodowało taki odbiór tej książki, ale kilkakrotnie do niej przysiadałam, więc nie ma mowy o niekorzystnych czynnikach zewnętrznych. Ewidentnie nie była mi przeznaczona.

    OdpowiedzUsuń
  7. Uff. Już chciałam zasiąść raz jeszcze do lektury, widząc napływające zewsząd zachwyty;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Haha, no to jesteś w kłopocie - ja przynajmniej miałam ten jeden element, który zadośćuczynił nudnawej lekturze;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Miałam to samo - chodziłam koło niej i chodziłam, zaglądałam pod okładkę, podczytywałam - ciekawość nie dawała mi żyć.
    Szukałam - podobnie jak Ty - brakującego mi spokoju. Ciekawość zaspokoiłam, spokoju nie znalazłam.
    Ale polecam spróbować - a nuż Tobie się uda?:) powodzenia!

    OdpowiedzUsuń