niedziela, 1 maja 2016

Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie - Jessica Knoll



Rzecz dotyczy TifAni FaNelli, kobiety, która w wieku czternastu lat doświadczyła traumatycznych wydarzeń, będących konsekwencją nastoletniej hulanki i brawury. Bohaterka za wszelką cenę stara się zmazać piętno młodzieńczych win, rzucając się w świat sukcesu i blichtru. O jej dobre imię ma po latach zawalczyć poświęcony jej film dokumentalny, w którym zarówno ona, jak i ci, którzy przetrwali, opowiadają o tym, czego doświadczyli.

Z  produkcji niezadowolony jest narzeczony Ani, Luke, mający być jej przepustką do bezpiecznego i znaczonego pieniądzem świata. Oprócz niego na jej pewność siebie mają pracować rozmiar XS (wciąż za duży, przecież w jej świecie noszenie takiego świadczy niemal o otyłości!) i praca w kobiecym magazynie, w którym słowa penis i wzwód stanowią podstawę niemalże każdego artykułu.

Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie to książka-chaos. Pierwsze kilkanaście, ba! kilkadziesiąt stron (będąc uczciwą, ponad połowa publikacji) stanowi dla czytelnika walkę o ogarnięcie tego, co autorka próbuje przekazać. Narracja staje się w pewnym momencie bełkotem, gadaniną bez ładu i składu, w której bałagan potęgowany jest przez prowadzenie narracji dwutorowej – tej osadzonej w  teraźniejszości i tej retrospektywnej, bez jakiegokolwiek zaznaczenia z jakimi czasami mamy właśnie do czynienia. Samodzielne zorientowanie się w umiejscowieniu czasowym nieco trwa, bowiem bohaterowie są dokładnie Ci sami, historie nakładają się na siebie i próbują wzajemnie oświetlać, choć tak naprawdę jedynie wprowadzają dodatkowy nieporządek.

Przyjmując, że książka ma około 450 stron, ponad 300 z nich nieźle mnie umęczyło. Gorączkowo zastanawiałam się dlaczego została ona uznana za fenomen, co stanowi o jej wartości i z jakiego powodu towarzyszą jej zachwyty. Nie dziwi jedynie chęć ekranizacji – to, co nie udało się w książce, można bowiem doskonale wykorzystać w filmie, portretując postać TifAni z wyraźnym zaznaczeniem tego, który fragment opowieści dotyczy jakiego etapu jej życia – nie jest to trudne. Wystarczą inni aktorzy i voilà!

Mimo że ostatnie strony książkę ratują, bo wiele (w końcu!) wyjaśniają, a narracja staje się uporządkowana, to wrażenie jakie pozostawiła we mnie lektura pozostaje niezmienne: straciłam cenny tydzień na próbę przebrnięcia przez tekst, podczas którego mogłam przeczytać inne pozycje. Mam wrażenie, że gdybym czytała tę powieść na wstecznym, miałaby ona o wiele większą moc rażenia i nie opierała się jedynie na próbach dociekania tego CO tak właściwie się stało, CO tak mocno zmieniło bohaterkę i CZEMU nikt tego wreszcie nie wytłumaczy i DOKĄD to wszystko właściwie zmierza.

Sporą część książki stanowi zapis myśli głównej bohaterki – jej rozważań na temat małżeństwa, którego wcale nie chce, a które jednak ma ugruntować jej status społeczny, o stosunku do swojego nauczyciela angielskiego, o wspomnieniach wyniesionych ze szkoły – wszystkie te myśli plączą się i zagęszczają, nie mając ze sobą jakiegokolwiek związku.

Tym co się autorce udało, to zarysowanie wyrazistych postaci: jakkolwiek byśmy bowiem TifAni nie lubili, nie da się ukryć, że nakreślona została wzorowo, podobnie zresztą jak pozostali, mniej istotni dla całości.

Wydaje się, że Knoll napisała książkę, która w domyśle miała przestrzegać nastolatki (kobiety?) przed pogonią za światem, który ma im dać spełnienie za wszelką cenę, o próbach zdobycia awansu społecznego i zatarcia niechlubnej przeszłości (także tej związanej z pochodzeniem). Zdaje się, że autorka próbuje powiedzieć, by tej wartości szukać w sobie samym, a nie w zasobności portfela swojego czy otaczających nas ludzi. Być może krzyczy także o pustce świata pozornego sukcesu, pokazuje w  jak trudnych sytuacjach stawiani są (na własne życzenie) młodzi ludzie i do jakich tragedii może to doprowadzić; ukazuje niedojrzałość relacji, trudność w ich nawiązywaniu, pokazuje z jaką łatwością żart może obrócić się w tragedię i jak słaba jest ludzka psychika, co rusz atakowana.

Być może. Forma jednak całkowicie zdominowała ten przekaz, czyniąc z książki kolejną jałową opowieść, uchodzącą za bestseller. Towarzyszący lekturze chaos jeszcze długo pozostanie w  mojej pamięci.



10 komentarzy:

  1. Ojej, ten chaos, bałagan i paplanina bezsensu nie zachęcają niestety. Ja nie mówię, że ciągle musi być akcja, krew, trupy i nie wiadomo co... ale nie znoszę stron nie wnoszących tak naprawdę niczego wartościowego. Czuję, że też by mnie umęczyła :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam na półce... I jestem ciekawa jak ja ją odbiorę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię takie motywy w książkach, z pewnością będę musiała sie w nią jak najszybciej zaopatrzyć.

    OdpowiedzUsuń
  5. No to ciekawa jestem bardzo jak ją odbierzesz;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pociechę dodam, że jestem w mniejszości krytykującej tę powieść, więc są spore szanse, że Ci się spodoba;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa jestem zatem Twoich wrażeń po jej lekturze;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam dokładnie takie same wrażenia! Do tego dodałabym płaskie postacie bez wyrazu oraz brak jakiegokolwiek napięcia. O akcji już nie wspomnę.

    OdpowiedzUsuń
  9. a ja się nie zgodzę, na mnie zrobiła bardzo duże wrażenie i wychodzi na to, że nie tylko na mnie, bo ta książka była inspiracją i motorem do działania dla młodych polskich dziewczyn i dzięki niej powstała nowa marka ubrań Just Your Story.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cóż, ja jedynie wyraziłam swoje zdanie, oczywiście nie negując innych - wszak każdy ma prawo do własnego;) I taki urok literatury, że jest jej tyle, by każdy mógł znaleźć swoją;)

    Jednak wcale nie uważam, że najwyższym dobrem płynącym z przeczytania świetnej książki jest impuls do stworzenia marki ubrań - tym bardziej, że jest ona bardzo droga i - o ile mi wiadomo - mocno podszyta działaniami marketingowymi samego Wydawcy:) Tym bardziej, że zaczęła funkcjonować niemalże w dniu premiery książki...:)

    Dla mnie ważniejsze są jednak przeżycia wewnętrzne:)
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń