Samotnością w sieci
się zachłysnęłam. Chyba każda kobieta przeżywa okres fascynacji Wiśniewskim – i
w mojej czytelniczej biografii miał on swój moment chwały. Po wspomnianej
lekturze chętnie sięgałam po wcześniejsze tomy opowiadań – te upodobałam sobie
szczególnie, znajdując w nich niewyczerpane źródło miłosnych cytatów,
które wówczas były dla mnie znakiem dobrej książki – czym więcej zaznaczonych
sentencji, tym lepsza książka.
Wiśniewski doskonale wpisywał się w ten projekt, co dziś budzi we mnie lekkie zawstydzenie. Lubiłam wachlarz emocji towarzyszących lekturze, dość szybko jednak się wypaliłam, nabierając dystansu – teksty zaczęły mi się wydawać wykalkulowane, obarczone chemią i fizyką w sposób dla mnie niestrawny. To co do tej pory stanowiło o wyjątkowości i było znakiem rozpoznawczym Wiśniewskiego, zaczęło mnie mierzić, zaczęło mi uwierać i przeszkadzać. Zarządziłam więc detoks, całkowite odcięcie, rezygnację z lektury kolejnych zbiorów opowiadań.
Wiśniewski doskonale wpisywał się w ten projekt, co dziś budzi we mnie lekkie zawstydzenie. Lubiłam wachlarz emocji towarzyszących lekturze, dość szybko jednak się wypaliłam, nabierając dystansu – teksty zaczęły mi się wydawać wykalkulowane, obarczone chemią i fizyką w sposób dla mnie niestrawny. To co do tej pory stanowiło o wyjątkowości i było znakiem rozpoznawczym Wiśniewskiego, zaczęło mnie mierzić, zaczęło mi uwierać i przeszkadzać. Zarządziłam więc detoks, całkowite odcięcie, rezygnację z lektury kolejnych zbiorów opowiadań.
Przy okazji wydania
antologii jego tekstów, powróciłam na porzucone łono literatury kobiecej
pisanej męską ręką. Tom ów łączy w sobie tomy wczesne – dla mnie lepsze – i tomy późniejsze – dla mnie wtórne. Opowiadania są jednak pomieszane,
tak by czytelnik nie mógł się spostrzec, które pochodzi z jakiego zbioru
i był niejako zmuszony do ponownej lektury całości, w innej niż dotąd
kolejności.
Krótkie formy prozatorskie ułożone są według schematu Ona, On, Oni. Jak łatwo się
domyślić w każdym z nich znajdziemy teksty lub to pisane z perspektywy
konkretnej płci, lub to do niej bezpośrednio się odnoszące. Takie przemieszanie
wszystkich wydanych dotąd opowiadań, każe spojrzeć na nie inaczej, przymusza do
weryfikacji ich wartości i zmiany statusu – wyłączone z mniejszej całości
i wtłoczone w większe ramy, nabierają one często nowego znaczenia,
wymuszonego przez zmieniony kontekst.
Taki zabieg ma swoje plusy i minusy. Na korzyść niewątpliwie przemawia możliwość dokonania relektury, po której często okazuje się, że to co dotąd niedocenione odsłania nową wartość, wcześniej niezauważoną. Na niekorzyść jednak przemawia niemożność odnalezienia opowiadań należących do konkretnego zbioru opowiadań bez konieczności zwrócenia się bezpośrednio do źródła – brakuje chociażby aneksu z odpowiednimi spisami, które przy takich antologiach często się pojawiają i wiele upraszczają.
Taki zabieg ma swoje plusy i minusy. Na korzyść niewątpliwie przemawia możliwość dokonania relektury, po której często okazuje się, że to co dotąd niedocenione odsłania nową wartość, wcześniej niezauważoną. Na niekorzyść jednak przemawia niemożność odnalezienia opowiadań należących do konkretnego zbioru opowiadań bez konieczności zwrócenia się bezpośrednio do źródła – brakuje chociażby aneksu z odpowiednimi spisami, które przy takich antologiach często się pojawiają i wiele upraszczają.
Jak to u Wiśniewskiego – mamy całe konstelacje emocji. Od
pożądania czysto fizycznego, przez metafizyczne, od obezwładniającego smutku do
euforycznej radości, od podziwu do pogardy, od czułości do nienawiści: znamy
to, cenimy, dlatego po autora sięgamy.
Trudno jednak o jednoznaczny osąd całości, składają się
bowiem na nią zarówno teksty wyjątkowo dobre, jak i wyjątkowo złe. Moje historie prawdziwe to antologia z
prawdziwego zdarzenia, będąca przekrojowym przyjrzeniem się pisarskim
dokonaniom Wiśniewskiego. Z całą pewnością jest to gratka dla
kolekcjonerów oraz dla tych, którzy dotąd nie mieli zbiorów opowiadań autora, a
chcieliby zgromadzić je w jednym miejscu, będącym spójną historią. Dla tych
jest warta polecenia.
Podczas katowickiego spotkania autorskiego, Wiśniewski dowiadując się, że będę recenzowała jego książkę (chodziło wówczas o Miłość oraz inne dysonanse), z niejakim przerażeniem w oczach poprosił mnie o to, bym go oszczędziła. Pamiętam to jako żywo, bo przy każdej kolejnej książce staje mi przed oczami to spojrzenie i zastanawiam się: czy autor sam nie jest pewny wartości swoich książek? Czy podobnie jak części jego bohaterów brakuje mu pewności siebie?
Podczas katowickiego spotkania autorskiego, Wiśniewski dowiadując się, że będę recenzowała jego książkę (chodziło wówczas o Miłość oraz inne dysonanse), z niejakim przerażeniem w oczach poprosił mnie o to, bym go oszczędziła. Pamiętam to jako żywo, bo przy każdej kolejnej książce staje mi przed oczami to spojrzenie i zastanawiam się: czy autor sam nie jest pewny wartości swoich książek? Czy podobnie jak części jego bohaterów brakuje mu pewności siebie?
antologia opowiadań, egzemplarz recenzencki, emocje, Janusz Leon Wiśniewski, literatura polska, miłość, pożądanie, Wydawnictwo Literackie
Ja Wiśniewskiego znam tylko "Samotność w sieci''. Może byłam za młoda, ale jakoś nie wciągnęła mnie ta książka. Po recenzowaną przez Ciebie pozycję jednak chętnie bym sięgnęła, żeby zobaczyć jak teraz Wiśniewski mi się podoba.
OdpowiedzUsuńNa takie "sprawdzanie" to dobra opcja poglądowa;)
UsuńMnie chyba ominęła ta fascynacja Wiśniewskim ;) Co prawda "Samotność w sieci czytałam", dość dawno ale zawsze, nigdy jednak nie miałam okazji sięgnąć po inne jego teksty, nie ciągnęło mnie do nich. Ten tomik chyba raczej też sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńTo właściwie nie tomik, a tomiszcze:) Ale skoro Cię nie ciągnie, to nie ma się co zmuszać. Może jeszcze przyjdzie odpowiedni czas;)
UsuńOj nie każda. Przeczytałam "Samotność w sieci" w liceum, bo wszyscy to czytali. Przeżyłam przy tym silną antyfascynację, po czym zaliczyłam pana Wiśniewskiego w poczet grafomanów polskich i nie sięgnęłam więcej. I raczej nie dam mu już szansy, w moim stosiku czeka tylu lepszych pisarzy, że szkoda by mi było czasu na tego pana. Ale jeśli nie jest pewny wartości swoich książek to ma u mnie duży plus za dystans i realizm.
OdpowiedzUsuńO! Miło widzieć głos opozycji:)
UsuńNie wiem czy to była naprawdę trwoga wynikająca z braku pewności co do wartości książek (przepraszam za rym), ale iskierka niepewności była, co także u mnie zaplusowało.
Mogę się podpisać pod całym Twoim pierwszym akapitem, aż do tego o detoksie. Na to wydanie chyba się skuszę i sama powrócę do swojej dawnej fascynacji, zobaczymy co z tego wyjdzie.. Jestem lekko zdziwiona reakcją autora na to, że masz zrecenzować jego książkę - słyszałam, że to raczej mocno zadufany w sobie człowiek, a tu proszę takie ludzkie oblicze pokazał :)
OdpowiedzUsuńJa również tak słyszałam, stąd i moje zdziwienie. Wyglądam na autentycznie przerażonego, może ma jakieś nieprzyjemne doświadczenia i powoli spuszcza z tonu..:)
UsuńNajpierw sięgnę po "Samotność w sieci", która już czeka na swoją kolej na półeczce :)
OdpowiedzUsuńTo będzie dobra kolejność:)
UsuńNie moja działka czytelnicza
OdpowiedzUsuńMoże tylko zażartował? ;) Albo się bał, że skrytykujesz jego osobę, nie twórczość (choć autorzy często mają problem z rozgraniczeniem tego i wszystko odbierają osobiście)?
OdpowiedzUsuńNigdy nie czytałam jego książek. Tytuł "Samotność w sieci" brzmi nieźle, swego czasu był bardzo znany (czy to nie on zapewnił Wiśniewskiemu popularność?). "Moje historie prawdziwe" już nie wydają mi się tak atrakcyjne, ale fajnie piszesz o tej ponownej lekturze i możliwościach, jakie ze sobą niesie.
Mówił śmiertelnie poważnie, musiałabyś widzieć jego minę:P
UsuńMoże, trudno mi powiedzieć, bo nawet nie mieliśmy czasu na dłuższą pogawędkę, to była tylko chwila na autograf i przy okazji się zorientował:)
Dokładnie - "Samotność..." zagwarantowała Wiśniewskiemu bilet do grona polskich pisarzy rozpoznawanych masowo.