poniedziałek, 16 lutego 2015

A.S.A. Harrison – W cieniu


Tytuł: W cieniu
Autor: A.S.A. Harrison
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 978-83-240-2657-9
Ilość stron: 352
Cena: 36,90 zł


W cieniu to książka, której marketing opiera się w  dużej mierze na próbie doszukania się podobieństw między nią a Zaginioną dziewczyną czy Zanim zasnę.
Zabieg tyleż w  moim wypadku bezowocny, że żadnej z  powyższych czytać nie miałam okazji, co nie przeszkodziło mi zainteresować się nowym, ciekawie zapowiadającym się thrillerem.
I rzeczywiście – sformułowanie zapowiadający się – stanowi doskonałe podsumowanie lektury.
Oto A.S.A. Harrison podjęła się stworzeniu projektu okrzykniętego przez innych znamienitych twórców gatunku znakomitym, pięknie napisanym, ostrym, inteligentnym etc. Spostrzeżenia skądinąd trafne, a jednak… Tak mozolnie czytanego thrillera dawno w  rękach nie miałam i tak trudnego w  jednoznacznej ocenie również.
Bo i owszem: napisana zgrabnie jak na thriller przystało, akcja zawiązana wyśmienicie, rozwiązanie fabularne również, droga do tegoż niczego sobie. A jednak gdzieś w  tym wszystkim, w  tej hochsztaplerce technicznej, narracyjnej obudowie zabrakło miejsca na zwykłe czytelnicze zaciekawienie: ta powieść najzwyczajniej nie była w  stanie mnie wciągnąć.
I gdyby w innych gatunkach było to wybaczalne, gdyby forma miała większe znaczenie niż treść i jakość „wciągania” tak przy thrillerze, którego niekwestionowany urok tkwi w  porywaniu czytelnika właśnie, wady tej rozgrzeszyć nijak nie umiem.
W  czym cała rzecz? Todd zostawia Jodi, z  którą tkwił w  wieloletnim konkubinacie, opierającym się na dużej wolności dawanej sobie wzajemnie: Todd zdradzał Jodi o czym ta doskonale wiedziała, lecz nic sobie z  tego nie robiąc przygotowywała dla partnera przepyszne posiłki, co by ten mógł się posilić po powrocie do domu – kobieta wiedziała, że zatrzyma go przy sobie jedynie wówczas, gdy z  całej sprawy zdrad nie zrobi afery, udając, że o niczym nie ma pojęcia. Wszystko działało perfekcyjnie do czasu, gdy Todd uwikłał się w romans z  Natashą – córką swego wieloletniego przyjaciela – i gdy ta poczęła jego dziecko. Wówczas bohater postawiony został pod ścianą i zmuszony do zerwania relacji z  dotychczasową partnerką, która w  świetle prawa została z  niczym: zabrano jej dom, zakończono jej życie pełne luksusu, stabilizacji i rutyny.  Za namową przyjaciółki, kobieta za jedyne rozsądne rozwiązanie uznaje zamordowanie Todda, zanim ten zmieni testament, który dotąd uwzględniał ją jako jedyną prawowitą spadkobierczynię.
Prawda, że proste?

I w  tym momencie można by zakończyć, ale sprawa idzie dalej – kwestia morderstwa przeciąga się i kończy dość nieprzewidywalnie, a jednak bez pompy. To jednak przemilczę.
Znacznie istotniejsze wydaje się, że ta książka to tak naprawdę – znacznie bardziej niż thriller –studium rozpadu związku i wiążącej się z nim przemiany dotychczasowych partnerów. Wiarygodny, możliwy, prawdopodobny – przypuszczalnie znaleźliby się nawet świadkowie, zdolni potwierdzić istnienie podobnych przypadków. Książka ta w  swoim rytmie oddaje codzienną rutynę wieloletnich związków, brakuje w  niej jednak mocnego punktu zwrotnego, który zaistniał na przestrzeni treści, a zapomniał wybrzmieć formalnie. Dla wnikliwych czytelników czytelna stanie się aluzja do Dennisa Lehane’a, którego autorka – nie do końca wiadomo jednak czy zamierzenie, czy tez zupełnie przypadkowo – niemalże cytuje, delikatnie parafrazując fragment jednego z  jego powieści z  Angie Gennaro i Patrickiem Kenzie. I to jeden z nielicznych dla mnie plusów, bardzo możliwy do przeoczenia przez czytelników, którzy nie pałają podobną miłością jak ja do Lehane’a.
Wszystko wymienione czynniki ostatecznie sprawiają, że z  powieści o dużym potencjale powstała mała ramotka, ot, przeciętna opowiastka jakich mamy na pęczki. Dobra na jedno popołudnie, ale z  pewnością niezasługująca na miano najlepszego thrillera ostatnich czasów – nie przekonuje nawet nagroda „Guardiana”.

8 komentarzy:

  1. Lubię dobre , trzymające w napięciu thrillery , ale po Twojej recenzji nie zamierzam zapoznawać się z tą powieścią. Jest wiele innych na oku ,nie chcę tracić czasu na coś przeciętnego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, lepiej wziąć coś naprawdę dobrego do ręki!

      Usuń
  2. Cieszy mnie to, że udało mi się przeczytać Twoja recenzje, bo bez niej pewnie bym się nabrała i niechcący po nią sięgneła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że szkoda czasu. No, chyba że masz go dużo, to możesz spróbować;)

      Usuń
  3. Czytam same recenzje ,które są w podobnym tonie , co twoja. Jako wielka fanka, ale i osoba wybredna jeśli chodzi o kryminały polecam "Zanim zasnę" . "Zaginiona dziewczynę " niekoniecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za polecenie :) Słyszałam tak różne opinie, że chyba zajrzę do obu pozycji:)

      Usuń
  4. Właśnie jestem po lekturze i w dużej mierze zgadzam się z Twoją opinią. Nie uważam tylko, by książka była taka zła (chociaż sama trochę się na niej wynudziłam). Problem w tym, że ktoś określił ją jako thriller, którym "W cieniu" nie jest i nie będzie bez względu na nagrody (a ja co do tego gatunku mam określone oczekiwania). Gdyby od razu zakwalifikować książkę jako powieść psychologiczno-obyczajową i namówić autorkę do powściągliwości (ponad 300 stron o tym samym to przesada) - byłoby dużo lepiej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie w tym nazewnictwie kłopot, a skoro ktoś przyporządkował ją do takiego gatunku, to niestety jestem zmuszona patrzeć na nią przez jego pryzmat i wtedy niestety... nie wygląda to dobrze:)
      Masz rację - większa skrótowość, inna etykietka i książka byłaby o wiele, wiele lepsza!

      Usuń