niedziela, 28 października 2012

Kochanie, zabiłam nasze koty - Dorota Masłowska


Tytuł: Kochanie, zabiłam nasze koty

Autor: Dorota Masłowska
ISBN:  978-83-7392-393-5
Wydawnictwo: Noir sur blanc- dziękuję!
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 160









Masłowska recenzuje się sama. Swoim nazwiskiem, wywiadami, które pojawiają się na długo przez publikacją kolejnej książki, szumem i – albo skandalem, albo antyskandalem zbudowanym wokół nowej publikacji. Nie sposób dodać cokolwiek nowego w momencie, gdy uwaga całej społeczności kulturalno-literackiej skupia się właśnie na niej – na pisarce, która po latach i, jak sama wspomina, hektolitrach kawy, wydaje na świat kolejne prozatorskie dziecko, które czymkolwiek by było – z góry skazane jest na sukces. Chociażby medialny i promocyjny.
Laureatka Nagrody Nike nie jest jednak tylko pożywką dla żądnych sensacji mediów – jest przede wszystkim bardzo dobrą pisarką, której powieści czyta się po prostu rewelacyjnie. Słowa „powieść” używam tutaj z przymrużeniem oka, bowiem jej teksty, to w dużej mierze właśnie takie oczko puszczone do czytelnika. Ni to powieść, ni poezja, raczej kocioł gatunkowy i rodzajowy; snucie narracji, która – mam wrażenie – sama nie wie dokąd zmierza, póki nie osiągnie celu. Mimo wrażenia tej przypadkowości, wszystko jest tutaj jednak na właściwym miejscu, nic się nie gryzie, nic nie szczypie.
Masłowska przenosi nas do USA, a jej bohaterki to kobiety będące uosobieniem przeciętności w jej najczystszej postaci: mieszkające w przeciętnej dzielnicy, o przeciętnych aspiracjach, przeciętnych pracach, przeciętnych potrzebach. Jedyną sferą wymykającą się poza ramy narzuconej mierności jest ich strefa marzeń i snów. To właśnie perspektywa oniryczna jest tutaj najciekawsza i w sposób niezwykle płynny przenika się z jawą, na skutek czego niejednokrotnie nie mamy pewności, gdzie się znajdujemy: czy już w rzeczywistości, czy jeszcze w objęciach Morfeusza. Farah i Joanne, to kobiety, które swoje poczucie niespełnienia i miałkości przelewają na sferę, w której mogą czuć się bezpieczne, której nic nie zagraża, a której jednocześnie nie potrafią samodzielnie kształtować. Motyw syreny pojawiającej się w ich widzeniach, to wedle wszelkich senników ostrzeżenie przed złymi doradcami, fałszywymi obłudnymi obietnicami oraz uczuciami, które po pryśnięciu jak bańska, zostawią po sobie jedynie złamane serce. Jak tę metaforykę odnieść można do życia bohaterek oraz do mitologii, gdzie syrena to swoista femme fatale, niebezpieczna, wabiąca – zupełnie inna niż bohaterki w swoim życiu realnym. Czy to objaw chęci zmiany siebie? Czy to daleko idąca potrzeba postrzegania siebie, jako kogoś, kto daje sobie radę, jest wyjątkowy i doskonale manipulujący innymi? Czy to kontaminacja tych pragnień, a jednocześnie świadomość niemożności ich urzeczywistnienia? Mam nieprzeparte uczucie, że interpretacja ta idzie za daleko, że te zbieżności lub środki wyjaśniające są tylko kwestią przypadku, złożoności i nakładania się różnych pojęć z wielu sfer, które umożliwiają dowolne odczytywanie pewnych symboli. Czy to w kontekście swoistej psychoanalizy, czy zwykłego łączenia faktów.
Trywialność przedstawianych wydarzeń i duchowych rozterek kobiet, a także ich językowa pustka, potocyzmy wylewające się niemal z każdej strony, to swoiste świadectwo bolączek naszych czasów – szukamy ratunku w fantasmagoriach, stajemy się ofiarami eskapizmu, które zatracają się w fikcji, którą powoli przestajemy odróżniać od rzeczywistości.
Narrator tej powieści, to śmiały obserwator, który w żaden sposób nie ocenia postaci, wokół których toczy się akcja, lecz raczej delikatnie zaznacza swoją obecność w przestrzeni językowej – zapchajdziurach między strumieniem wywodów kobiet. Unaocznia, to co dla dzisiejszego świata charakterystyczne – życie stymulowane i określane przez nasze istnienie bądź nie na Facebooku, wszelkiego rodzaju komunikatorach; kontakty ograniczane do spotkań, w których rolę „spojrzenia w oczy” pełni internetowa kamerka. To gorzka analiza współczesnego świata ubrana w strojne piórka, sprawiająca, że nie sposób odpowiedzieć: czy to wciąż fikcja, czy próba przedstawienia świata, takim jakim jest? Czy to wydarzenia stworzone na potrzeby chwili, czy prawdziwe przeżycia będące doświadczeniem pisarki? Jest w prozie Masłowskiej duża autentyczność, która każe nam przypuszczać, że jednak wersja druga dominuje, a Kochanie, zabiłam nasze koty to ostra satyra na społeczeństwo.

11 komentarzy:

  1. Choćbym nie wiem, jak mocno się starała, nigdy nie polubię Masłowskiej. Gdy czytałam ją laaaata temu, zrobiła na mnie bardzo złe wrażenie i jako jedynej z niewielu pisarzy nie dałam drugiej szansy po nieudanym starcie. Proza poetycka jest czymś, co kiedyś naprawdę lubiłam, teraz z kolei wydawałaby mi się nie do przejścia. Podejrzewam, że nigdy po tę książkę nie sięgnę, a Twoją recenzję przeczytałam tylko dlatego, że dobrze piszesz, po prostu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Cię, bo mam to samo z Olgą Tokarczuk - nie, nie i jeszcze raz nie. Nic mnie nie skusi, po prostu nic. Dlatego jak najbardziej szanuję i rozumiem Twoją decyzję:) Dziękuję za miłe słowo i za chęci - ja chyba nawet recenzji jej książek czytać nie potrafię :)

      Usuń
  2. Nigdy nie myślałam, ze jakaś książka Masłowskiej mnie zainteresuje, ale teraz nie jestem tego taka pewna. Bardzo ciekawa recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Krytycy literaccy twierdzą, że Masłowska dojrzała. Jej najnowsza powieść nie ma w sobie tyle wulgarności i ciętego języka co poprzednie, które były dla mnie wielkim nieporozumieniem. Może się przekonam...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam Cię do wzięcia udziału w moim kryminalnym konkursie : http://miqaisonfire.wordpress.com/2012/10/24/262-kryminalny-konkurs-z-wydawnictem-proszynski-i-s-ka/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa recenzja. Jak mi książka wpadnie w łapy to przeczytam. Mam nadzieję, że będzie lepsza niż Wojna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam dwie książki tej pisarki i było mi ciężko. Nie przekonuje mnie niestety.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, podsumowują tę, jak i pewnie większość, recenzji, mamy tu do czynienia z dwoma wątkami. Tym, że ludzie na co dzień toczą błahe rozmowy, i że język ulega erozji, staje się przejrzysty i niezdolny do przenoszenia treści. To jest cała zawartość książki Doroty Masłowskiej.

    Jakaż znajduje się w tej książce analiza? Jaka ocena współczesnego świata? Tu nic nie ma. Po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście literatura, to taki wdzięczny twór, że każdy może w niej odczytać to, co chce.

      Usuń
    2. Bardzo bym chciał, żeby tak było. Niestety czytając kryminał nie potrafię (nie mogę?) przełączyć się na romans. Podobnie nie potrafię przełączyć się czytając złą literaturę na przyjemność z czytania dobrej. Może zdradzisz jak się Tobie to udaje :)

      Usuń
    3. Nie o takie przełączanie się mi chodziło - z resztą dziś wszystko jest tak gatunkowo wymieszane, że akurat odnajdywanie takich elementów przychodzi z łatwością.
      A pojęcie dobrej i złej literatury jest bardzo subiektywne - bo niby jakie są wyznaczniki?:)
      Tajemnica jest prosta - we wszystkim szukam dobrych stron, nawet w próbach grafomaństwa;)

      Usuń