Autor: Dorota Masłowska
ISBN: 978-83-7392-393-5
Wydawnictwo: Noir sur blanc- dziękuję!
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 160
Masłowska recenzuje się sama.
Swoim nazwiskiem, wywiadami, które pojawiają się na długo przez publikacją
kolejnej książki, szumem i – albo skandalem, albo antyskandalem zbudowanym
wokół nowej publikacji. Nie sposób dodać cokolwiek nowego w momencie, gdy uwaga
całej społeczności kulturalno-literackiej skupia się właśnie na niej – na pisarce,
która po latach i, jak sama wspomina, hektolitrach kawy, wydaje na świat
kolejne prozatorskie dziecko, które czymkolwiek by było – z góry skazane jest na
sukces. Chociażby medialny i promocyjny.
Laureatka Nagrody Nike nie jest
jednak tylko pożywką dla żądnych sensacji mediów – jest przede wszystkim bardzo
dobrą pisarką, której powieści czyta się po prostu rewelacyjnie. Słowa „powieść”
używam tutaj z przymrużeniem oka, bowiem jej teksty, to w dużej mierze właśnie
takie oczko puszczone do czytelnika. Ni to powieść, ni poezja, raczej kocioł
gatunkowy i rodzajowy; snucie narracji, która – mam wrażenie – sama nie wie
dokąd zmierza, póki nie osiągnie celu. Mimo wrażenia tej przypadkowości,
wszystko jest tutaj jednak na właściwym miejscu, nic się nie gryzie, nic nie
szczypie.
Masłowska przenosi nas do USA, a
jej bohaterki to kobiety będące uosobieniem przeciętności w jej najczystszej
postaci: mieszkające w przeciętnej dzielnicy, o przeciętnych aspiracjach,
przeciętnych pracach, przeciętnych potrzebach. Jedyną sferą wymykającą się poza
ramy narzuconej mierności jest ich strefa marzeń i snów. To właśnie perspektywa
oniryczna jest tutaj najciekawsza i w sposób niezwykle płynny przenika się z
jawą, na skutek czego niejednokrotnie nie mamy pewności, gdzie się znajdujemy:
czy już w rzeczywistości, czy jeszcze w objęciach Morfeusza. Farah i Joanne, to
kobiety, które swoje poczucie niespełnienia i miałkości przelewają na sferę, w
której mogą czuć się bezpieczne, której nic nie zagraża, a której jednocześnie
nie potrafią samodzielnie kształtować. Motyw syreny pojawiającej się w ich
widzeniach, to wedle wszelkich senników ostrzeżenie przed złymi doradcami, fałszywymi
obłudnymi obietnicami oraz uczuciami, które po pryśnięciu jak bańska, zostawią
po sobie jedynie złamane serce. Jak tę metaforykę odnieść można do życia
bohaterek oraz do mitologii, gdzie syrena to swoista femme fatale, niebezpieczna, wabiąca – zupełnie inna niż bohaterki
w swoim życiu realnym. Czy to objaw chęci zmiany siebie? Czy to daleko idąca
potrzeba postrzegania siebie, jako kogoś, kto daje sobie radę, jest wyjątkowy i
doskonale manipulujący innymi? Czy to kontaminacja tych pragnień, a jednocześnie
świadomość niemożności ich urzeczywistnienia? Mam nieprzeparte uczucie, że interpretacja
ta idzie za daleko, że te zbieżności lub środki wyjaśniające są tylko kwestią
przypadku, złożoności i nakładania się różnych pojęć z wielu sfer, które
umożliwiają dowolne odczytywanie pewnych symboli. Czy to w kontekście swoistej
psychoanalizy, czy zwykłego łączenia faktów.
Trywialność przedstawianych
wydarzeń i duchowych rozterek kobiet, a także ich językowa pustka, potocyzmy
wylewające się niemal z każdej strony, to swoiste świadectwo bolączek naszych
czasów – szukamy ratunku w fantasmagoriach, stajemy się ofiarami eskapizmu,
które zatracają się w fikcji, którą powoli przestajemy odróżniać od
rzeczywistości.
Narrator tej powieści, to śmiały
obserwator, który w żaden sposób nie ocenia postaci, wokół których toczy się
akcja, lecz raczej delikatnie zaznacza swoją obecność w przestrzeni językowej –
zapchajdziurach między strumieniem wywodów kobiet. Unaocznia, to co dla dzisiejszego
świata charakterystyczne – życie stymulowane i określane przez nasze istnienie
bądź nie na Facebooku, wszelkiego rodzaju komunikatorach; kontakty ograniczane
do spotkań, w których rolę „spojrzenia w oczy” pełni internetowa kamerka. To
gorzka analiza współczesnego świata ubrana w strojne piórka, sprawiająca, że
nie sposób odpowiedzieć: czy to wciąż fikcja, czy próba przedstawienia świata,
takim jakim jest? Czy to wydarzenia stworzone na potrzeby chwili, czy prawdziwe
przeżycia będące doświadczeniem pisarki? Jest w prozie Masłowskiej duża autentyczność,
która każe nam przypuszczać, że jednak wersja druga dominuje, a Kochanie, zabiłam nasze koty to ostra
satyra na społeczeństwo.
Choćbym nie wiem, jak mocno się starała, nigdy nie polubię Masłowskiej. Gdy czytałam ją laaaata temu, zrobiła na mnie bardzo złe wrażenie i jako jedynej z niewielu pisarzy nie dałam drugiej szansy po nieudanym starcie. Proza poetycka jest czymś, co kiedyś naprawdę lubiłam, teraz z kolei wydawałaby mi się nie do przejścia. Podejrzewam, że nigdy po tę książkę nie sięgnę, a Twoją recenzję przeczytałam tylko dlatego, że dobrze piszesz, po prostu :)
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię, bo mam to samo z Olgą Tokarczuk - nie, nie i jeszcze raz nie. Nic mnie nie skusi, po prostu nic. Dlatego jak najbardziej szanuję i rozumiem Twoją decyzję:) Dziękuję za miłe słowo i za chęci - ja chyba nawet recenzji jej książek czytać nie potrafię :)
UsuńNigdy nie myślałam, ze jakaś książka Masłowskiej mnie zainteresuje, ale teraz nie jestem tego taka pewna. Bardzo ciekawa recenzja.
OdpowiedzUsuńKrytycy literaccy twierdzą, że Masłowska dojrzała. Jej najnowsza powieść nie ma w sobie tyle wulgarności i ciętego języka co poprzednie, które były dla mnie wielkim nieporozumieniem. Może się przekonam...
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię do wzięcia udziału w moim kryminalnym konkursie : http://miqaisonfire.wordpress.com/2012/10/24/262-kryminalny-konkurs-z-wydawnictem-proszynski-i-s-ka/
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja. Jak mi książka wpadnie w łapy to przeczytam. Mam nadzieję, że będzie lepsza niż Wojna.
OdpowiedzUsuńCzytałam dwie książki tej pisarki i było mi ciężko. Nie przekonuje mnie niestety.
OdpowiedzUsuńDobrze, podsumowują tę, jak i pewnie większość, recenzji, mamy tu do czynienia z dwoma wątkami. Tym, że ludzie na co dzień toczą błahe rozmowy, i że język ulega erozji, staje się przejrzysty i niezdolny do przenoszenia treści. To jest cała zawartość książki Doroty Masłowskiej.
OdpowiedzUsuńJakaż znajduje się w tej książce analiza? Jaka ocena współczesnego świata? Tu nic nie ma. Po prostu.
Na szczęście literatura, to taki wdzięczny twór, że każdy może w niej odczytać to, co chce.
UsuńBardzo bym chciał, żeby tak było. Niestety czytając kryminał nie potrafię (nie mogę?) przełączyć się na romans. Podobnie nie potrafię przełączyć się czytając złą literaturę na przyjemność z czytania dobrej. Może zdradzisz jak się Tobie to udaje :)
UsuńNie o takie przełączanie się mi chodziło - z resztą dziś wszystko jest tak gatunkowo wymieszane, że akurat odnajdywanie takich elementów przychodzi z łatwością.
UsuńA pojęcie dobrej i złej literatury jest bardzo subiektywne - bo niby jakie są wyznaczniki?:)
Tajemnica jest prosta - we wszystkim szukam dobrych stron, nawet w próbach grafomaństwa;)