niedziela, 26 sierpnia 2012

Co ma spaghetti do szkieletu?


Tytuł: Miłość, szkielet i spaghetti
Autor: Marta Obuch
ISBN: 978-83-62405-24-4
Data wydania: 11/07/2012
Cena detaliczna: 29.9 zł
Nie od dziś wiadomo, że życie pisze najciekawsze, a często zarazem najbardziej nieprawdopodobne scenariusze. Nikogo więc nie dziwi już gdy ktoś opowiada nam historię, które wydają się nie mieć podłoża w rzeczywistości, a  która mimo to wcale nie jest zmyślona. Inaczej rzecz ma się z książkami: tutaj usilnie poszukujemy realizmu, często o wiele większego niż ten, który gotuje nam codzienność.
W życiu jednej z bohaterek książki Miłość, szkielet i spaghetti dochodzi do wydarzeń, które z powodzeniem można by uznać za wymysł jej wyobraźni. Zatrudnia się ona w domu włoskiego biznesmena, który nie szczędzi jej grosza. Początkowo miała jedynie sprzątać, szybko jednak okazało się, że w zakres jej obowiązków wchodzi także gotowania. I to bynajmniej nie dla jednej osoby, ale dla sześciu rosłych mężczyzn wychowanych na obfitych daniach swoich włoskich mam. Wszystko mogłoby nadal być piękne i opłacalne – w końcu wypłacana kwota nie była najniższą pensją krajową – gdyby nie fakt, że Dorota ma dwie lewe ręce, jeśli idzie o sprawy kulinarne. Nigdy nie nauczyła się gotować podstawowych potraw, a co tu mówić o coraz bardziej wymyślnych daniach dla siódemki dorosłych i wiecznie głodnych mężczyzn. Niewiele myśląc dziewczyna wplątuje w „kuchenny spisek” swoją mamę, ciocię i siostry. Wtedy nie wie jeszcze jednak, że osoba u której się zatrudniła to członek włoskiej mafii, a w całym domu zainstalowane są kamery śledzące jej ruchy…
Jakby tego było mało miastem wstrząsa dramatyczne wydarzenie: oto z jasnogórskiej wieży spada trup, który okazuje się być synem jednego z pracowników klasztoru. Mało tego: na Jasnej Górze pracuje właśnie grupa archeologów, która dokonała przełomowego odkrycia – odnalazła bardzo wiekowy szkielet, który… został im skradziony.
Sytuacja robi się coraz groźniejsza i dziwniejsza, po klasztorze przemieszcza się zakapturzony mnich, o którym nikt nic nie wie, w wykopaliskach przeszkadza młoda kobieta, ślady zbrodni coraz częściej kierują uwagę policji ku Włochom, a nad wszystkim przyświeca rozkwitająca miłość.

Książka Marty Obuch napisana jest niezwykle żywym językiem, co sprawia, że nie sposób się od niej oderwać. Emocjonująca fabuła i chęć śledzenia rozwijającego się uczucia bohaterów, podsyca jedynie rosnącą ciekawość i nie pozwala skupić się na niczym innym. Bohaterowie Obuch, bardzo charakterni, to postaci nietuzinkowe, których spotkanie w realnym życiu groziłoby pozbawioną nudy i oklepanych schematów znajomością.
Bo czy ktokolwiek z Was słyszał, by groźną mafię zdołało wypędzić kilka „niewinnych”, „delikatnych” i „subtelnych mieszkanek” Częstochowy?
Decydując się na powieść Obuch, decydujecie się na kilka godzin spędzonych przy niezwykle wciągającej książce, pełnej zwrotów akcji i niepoprawnych wydarzeń. Humoru w niej nie brakuje, to prawdziwa komedia kryminalna z krwi i kości!

________
Jedyną denerwującą mnie sprawą, już poza marginesem, była konsekwentna w całej książce zła odmiana imienia Bruno. Gdy co rusz na kartach książki widziałam takie twory jak Bruna, Brunowi, o Brunie – ciarki mnie przechodziły. Gdzie podziało się poprawne Brunona, Brunonowi, o Brunonie? Więcej informacji dlaczego tak, a nie inaczej tutaj. Dobrze, że zachowana została konsekwencja. I może stanę się nadgorliwą purystką, ale nie jestem zwolenniczką aż takiego dostosowywania języka, tylko po to, żeby było wygodniej. Za dużo dziś skracamy:)



4 komentarze:

  1. Zarys fabuły wydawał mi się dość niesamowity i naciągany, ale skoro polecasz, to może moje wrażenie było mylne i warto sięgnąć po tę książkę:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawa recenzja, ale jakoś nie przepadam za tego typu książkami... Chyba miałabym poczucie zmarnowanego czasu... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam podobne wrażenie z Brunonem zwanym w powyższej książce "Brunem". Gęsia skórka i drobne drgawki... A generalnie - moja opinia będzie pewnie mniej entuzjastyczna, bo książka średnio mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń