poniedziałek, 24 czerwca 2019

Dom Jętki - James Hazel



Dom Jętki to prozatorski debiut Jamesa Hazela, autora (rzekomo) porównywanego do wyjadacza gatunku, Jeffery'ego Deavera.

Gdyby kryminał ów został mi podany bez wzmianki o tożsamości autora, nie sądzę, bym spostrzegła się, że jest to tekst nowicjusza. Napisany z wielką dbałością o każdy szczegół, zręcznie lawirujący między poszczególnymi wątkami z teraźniejszości i przeszłości, a przy tym wciągający od pierwszych stron - taki właśnie jest thriller, którego lektura stanowi niewątpliwą przyjemność.

Książka pomyślana została jako zapis intrygi uknutej w czasach II wojny i przekazywanej z pokolenia na pokolenie, niczym mroczne i oczyszczające dziedzictwo, aż po dziś dzień, oczywiście w sposób szalenie poufny i niemalże nie do wykrycia.

Oto odnalezione zostaje ciało brutalnie okaleczonego mężczyzny. Ślady wskazują na to, że został on otruty, a podany mu zmodyfikowany i niezidentyfikowany środek przynosił tak wielkie cierpienie, że denat sam się kiereszował, byle tylko przyspieszyć nieuchronną śmierć.  To odkrycie kieruje myśli policji w stronę nazistów, którzy podczas wojny eksperymentowali na ludziach, stosując podobne metody.

Mniej więcej w tym samym czasie ktoś grozi głównemu bohaterowi powieści, a chwilę później umiera, wbity na pal. Dobrze sytuowana rodzina żąda od byłego policjanta, by zajął się sprawą morderstwa, bowiem w kieszeni ich syna odnaleziono jego wizytówkę. Charlie Priest jeszcze nie wie,  że wplątał się w szalenie niebezpieczną historię, na której końcu czai się śmierć. Jego zleceniodawcami są bowiem właściciele firmy farmaceutycznej, zaś sprawa zaczyna się dziwnie zbiegać z niedawno odkrytym zabójstwem dokonanym z użyciem trucizny... 

W książce tej dzieje się bardzo dużo, a Priest nie ma taryfy ulgowej. Cierpiący na rozszczep osobowości prawnik robi wszystko, by odkryć sprawcę zabójstwa i połączyć rozsypaną układankę w całość. Motywem, który przewija się podczas całego jego śledztwa są jętki, wskazujące odpowiedni kierunek. Tak jakby ktoś chciał, by bohater go odnalazł... 


Dom Jętki to książka, przy której bardzo dobrze się bawiłam. Powieść ta stanowiła świetną odskocznię od ostatnich gatunków, po które sięgałam, zapewniając mi rozrywkę na naprawdę przyzwoitym poziome. Mimo że początek był zdecydowanie bardziej emocjonujący niż sam finał - polecam tę lekturę na Wasze wakacyjne wyjazdy. Idealnie nada się na czas odpoczynku (oczywiście dla tych, których krew, eksperymenty na ludziach i całe spektrum związanych z tym "widoków" nie przerazi), bo napisana jest tak sprawnie, że przez tekst po prostu się płynie, w napięciu oczekując rozwiązania. Nie jest to oczywiście historia, do której będziecie wracać, ale przecież nie takich oczekujemy na letni urlop, prawda? 

0 komentarze:

Prześlij komentarz