Prozę Teresy Oleś-Owczarkowej poznałam za sprawą Rauski, powieści, która mną wstrząsnęła i pozostała ze mną na długo. Historii opisującej losy rodziny dotkniętej wojną. Moje wzruszenie dopełnione zostało spotkaniem z Autorką, która dopowiedziała to, na co w książce nie było już miejsca. Gdy zatem dowiedziałam się o jej kolejnej książce, Mrówkach w płonącym ognisku, nie miałam żadnych wątpliwości, że należy po nią sięgnąć.
Rzecz opowiada o życiu na wsi, sięgającym lata wstecz. Autorka wychowywała się u swojej babci, w Blanowicach. Jako dziecko była osobą ciekawą świata - nie bawiła się lalkami, lecz wędrowała po okolicy, obserwując życie innych ludzi. Przyglądała się ich codziennym pracom, dopytywała, nie dawała za wygraną. Jeśli tylko miała jakieś wątpliwości - drążyła wątek. Dzięki temu jej życie, choć inne do codzienności rówieśników, było pełne przygód.
Typowa dla twórczości Oleś-Owczarkowej jest prostota języka. Ma się wrażenie, że opowiada ona z dziecięcą naiwnością, tak, jakby przeniosła się w czasie i znów była dzieckiem. Z jej opowieści dowiadujemy się, jak wyglądała wieś czasów wojennych i powojennych. Autentyczności jej narracji dodaje gwara, którą posługuje się co rusz i opis wydarzeń różnorodnych - zarówno tych bardzo istotnych, jak i trywialnych. Blanowice widziały wiele: zaręczyny, zawieranie małżeństw, rozstania, pogrzeby, zwyczaje i tradycje lokalne. Wieś podczas tych wielu lat zmieniła się - zresztą nie tylko ona. Nawet kilkanaście ostatnich lat to czas ogromnych przemian, które widać gołym okiem. Oleś-Owczarkowa daje swoiste świadectwo tego, co ewoluowało - tak w relacjach społecznych, jak rodzinnych czy gospodarczych.
Autorka po raz kolejny dzieli się swoimi wspomnieniami i jak zwykle robi to niezwykle wdzięcznie i przekonująco. Sprawia, że czytelnik tęskni do przedstawionego świata.
Polecam Wam tę nostalgiczną podróż śladami polskiej wsi.
0 komentarze:
Prześlij komentarz