poniedziałek, 17 października 2016

Pierwsza przychodzi miłość - Emily Giffin


Emily Giffin po raz pierwszy zdobyła uznanie w moich oczach za sprawą powieści Sto dni po ślubie. Wówczas to stało się jasne, że każda kolejna jej książka będzie pozycją obowiązkową na mojej liście do przeczytania. Mam bowiem wrażenie, że jej sposób mówienia o emocjach, szczególnie tych, które na co dzień towarzyszą kobietom, jest mi szczególnie bliski.

Nie inaczej rzecz miała się z tekstem Pierwsza przychodzi miłość, opowieścią o dwu siostrach – Meredith oraz Josie, które na dwa głosy snują tę historię.

Bohaterki przed kilkunastu laty straciły swojego starszego, dwudziestopięcioletniego wówczas brata, Daniela, gdy ten zginął w wypadku samochodowym. Od tamtej pory żadna z nich nie potrafi uporządkować swojego życia, gubiąc po drodze szczęście. Meredith jest tą rozważną, Josie tą, która robi na co ma ochotę. Różni je w zasadzie wszystko, łączy żal po stracie, nie ułatwiając wcale trudnych relacji.

Każda z kobiet ma wrażenie, że ta druga jest spełniona; każda zazdrości drugiej tego jak tamta żyje; każdą także targają sprzeczne emocje. Ich życie dalekie jest od przejrzystości, obie bowiem zakładają maski, grają przyjęte role, udają same przed sobą i przed innymi, po to, by nie obnażyć przed światem swojego zagubienia i bólu. Pragną być widziane jako szczęśliwe i silne, nie zaś jako kruche, niezdolne do uporania się z dawną stratą. Nie sposób jednak ukryć, że śmierć brata bardzo je od siebie oddaliła.

Giffin utkała powieść, w której niezwykle czytelny staje się obraz uwypuklający wpływ przeszłości na teraźniejszość. Autorka poza zaznaczaniem trudnych siostrzanych i szerzej – rodzinnych – relacji, podkreśla co może z naszym życiem zrobić nieuporządkowanie i nieprzepracowanie tego, co minione. Powieściopisarka pozwala nam na poznanie obu kobiet – dzięki przyjrzeniu się każdej z nich, z łatwością wytworzy się między nami a bohaterkami więź i zrozumienie.
Pisarka po raz kolejny udowadnia jak ogromne znaczenie ma w naszym życiu miłość, mimo że przybiera ona bardzo różne, czasem niespodziewane, oblicza.

Nowa powieść Giffin jest bardzo równa – czyta się ją z zainteresowaniem,  tym bardziej, że wolna jest od większych przestojów czy dłużyzn. Lektura zapewni Wam przyjemne popołudnia, tym bardziej jeśli otulicie się kocem – wówczas atmosfera ciepła i miłości jedynie się pogłębi. Tym bardziej, że o inną niż damsko-męska relacja tym razem tutaj chodzi. Książki dla kobiet to specjalność autorki.

Polecam, zachęcam – rozgrzeje Was lepiej niż herbata z  imbirem.




3 komentarze:

  1. Moja siostra uwielbia książki Griffin, ale ja jeszcze nie miałam okazji poznać tej autorki, ale widzę że dużo straciłam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy akapit, to jakbym czytała o sobie. :) Muszę w końcu zabrać się za kolejne powieści Giffin, bo "Sto dni po ślubie" skradło moje serce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam kilka tytułów Giffin, ale tych ostatnio wydanych już nie.... No brakuje na wszystko czasu i selekcja bywa brutalna...

    OdpowiedzUsuń