Tytuł: Tajemnica szkoły dla panien
Autor: Joanna Szwechłowicz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788378396918
Ilość stron: 344
Cena: 32 zł
Kryminały retro spisane chociażby wprawną ręką Marka
Krajewskiego zawsze budzą moje uznanie i wielką fascynację.
Nowe nazwisko – Joanna Szwechłowicz – zupełnie nie
zwróciłoby mojej uwagi, gdyby nie stylizowana na retro okładka oraz opis,
podkreślający charakter tekstu.
Pod względem językowym nie można książce tej niczego
zarzucić – dobrze oddaje mowę lat 20-tych XX wieku, sprawnie posługuje się
popularnymi podówczas frazami, jak odchodzące już dziś do lamusa „Bogiem a
prawdą”. Autorce udało się zbudować klimat opisywanych lat nie tylko dzięki
precyzyjnemu oddaniu warstwy lingwistycznej, ale też dzięki bogato i
wiarygodnie zarysowanym realiom społeczno-obyczajowym.
Oto w Mańkowicach 1922 roku, w szkole dla dziewcząt, wiesza się jedna z uczennic. Sprawa ma zostać wyciszona, po to, by „nie zrobić większych szkód”. Choć wydarzeniu towarzyszy niemały skandal, wszystko wskazuje na to, że śledztwo uda się zamknąć bardzo szybko. Okazuje się to jednak niemożliwe, gdy niewiele później odnalezione zostają kolejne zwłoki, wyraźnie powiązane z pierwszą śmiercią. Śledztwo prowadzi podkomisarz Hieronim Ratajczak, któremu nie w smak jest zajmowanie się tak poważną sprawą – daleki jest on bowiem od znanych z innych kryminałów detektywem: nie posiada owego instynktu łowcy, tak ważnego podczas prowadzenia dochodzenia w sprawie wyższej rangi niż kradzież cukru.
Sprawa śmierci Marianny jest dla niego tym trudniejsza, że wszystko wskazuje na zamieszanie w nią największych miejscowych osobistości: dyrektora szpitala, dyrektora gimnazjum męskiego, a także większości wpływowych kobiet, mających wielki dar obserwacji i subiektywnego wyciągania wniosków.
Oto w Mańkowicach 1922 roku, w szkole dla dziewcząt, wiesza się jedna z uczennic. Sprawa ma zostać wyciszona, po to, by „nie zrobić większych szkód”. Choć wydarzeniu towarzyszy niemały skandal, wszystko wskazuje na to, że śledztwo uda się zamknąć bardzo szybko. Okazuje się to jednak niemożliwe, gdy niewiele później odnalezione zostają kolejne zwłoki, wyraźnie powiązane z pierwszą śmiercią. Śledztwo prowadzi podkomisarz Hieronim Ratajczak, któremu nie w smak jest zajmowanie się tak poważną sprawą – daleki jest on bowiem od znanych z innych kryminałów detektywem: nie posiada owego instynktu łowcy, tak ważnego podczas prowadzenia dochodzenia w sprawie wyższej rangi niż kradzież cukru.
Sprawa śmierci Marianny jest dla niego tym trudniejsza, że wszystko wskazuje na zamieszanie w nią największych miejscowych osobistości: dyrektora szpitala, dyrektora gimnazjum męskiego, a także większości wpływowych kobiet, mających wielki dar obserwacji i subiektywnego wyciągania wniosków.
Mimo oddania klimatu miasteczka, mającego wielkie aspiracje
a niewielkie możliwości rozwoju, powieść tę czyta się z mieszanymi uczuciami.
Charakterystyczna postać podkomisarza raczej nie fascynuje, jego śledztwo nie
nadaje się do filmów akcji i choć wydarzenia nabierają tempa, to tak naprawdę
wcale nie jest ono odczuwalne. Niestety – spora część to przestoje i dłużyzny,
w których dominantę stanowią: opis miejskich konszachtów i wpływów, a także
próby ominięcia głównego toru śledztwa i wyjścia z niego obronną ręką, bez
konieczności wskazywania na winnych.
Choć książka ta jawnie flirtuje z kryminałem retro, daleko
jej do wybitnych tekstów tego gatunku: jest to raczej próba wkomponowania się,
wprawka literacka, która – choć ma potencjał – nie wykorzystuje go w pełni
budując napięcie, lecz skupiając się raczej na wątkach humorystycznych czy
właśnie: społeczno-obyczajowych, zakreślając drobnomieszczański świat, nic
sobie nie robiąc z czytelników, którzy z napięciem oczekują czegoś, co można by
dalej nazwać „wartką akcją”.
Zamiast wciągającej sprawy morderstwa jest doskonale
zarysowana mentalność ludzi okresu międzywojnia, ich uprzedzeń, lęków i obaw, a
także – co niezmiernie ważne – opis silnych postaci kobiecych, które nie dość,
że istnieją w miasteczku, to jeszcze całkowicie nim rządzą, sterując decyzjami
mężów i kochanków. Szwechłowicz podkreśla swoim tekstem zmieniającą się w owym
okresie rolę kobiet, które nie dość, że otrzymały prawo do głosowania, to
jeszcze coraz odważniej zaczęły mówić o swoich pragnieniach i aspiracjach – w
uczennicach szkoły zarysowane zostało przyszłe, silne pokolenie kobiet. Książką tą zatem szczególnie zainteresować
mogą się osoby zaintrygowane obyczajowością na krótko po odzyskaniu przez
Polskę niepodległości.
To nie zbrodnia jest tu najważniejsza – i nie wiadomo czy
minus to, czy plus. A rozwiązanie – cóż, najprostsze jest najlepsze. Szkoda, że
komplikując – nikt nie bierze go pod uwagę.
3, dochodzenie, kobieta, kryminał, mężczyzna, międzywojnie, obyczajowość, przeszłość, retro, szkoła, śledztwo, Wydawnictwo Prószyńki i S-ka
Okładka jest po prostu znakomita. Piękne, hipnotyzujące oczy kobiety przyciągnęły mnie zanim jeszcze dowiedziałam się co kryje się w środku (w środku książki oczywiście)
OdpowiedzUsuńOkładka i mnie zaintrygowała, chociaż już się nauczyłam, że ładny wygląd zewnętrzny książek często zwodzi. A co do kryminałów, to kiedyś się w nich zaczytywałam, ale chyba mi się przejadły, w każdym razie teraz sięgam po nie z rzadkością.
OdpowiedzUsuńByłam poważnie zainteresowana tą książką, ale chyba specjalnie nie będę się za nią rozglądać. Zależy zresztą jak do niej podejść. Ja jednak według opisu oczekiwałabym jednak dobrze poprowadzonej akcji kryminalnej, której jak piszesz nieco brakuje:)
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. Chętnie poznam jak tylko będę miała taka okazję :)
OdpowiedzUsuń