„There’s
nothing you can know that isn’t known/ Nothing you can see that isn’t show”
Nigdy nie należałam do fanów Johna Lennona, ominęła mnie
beatlesomania, nigdy nie włączyłam dobrowolnie muzyki tego kultowego zespołu,
nigdy mnie nie ciągnęło do poznania mitów
w jaki obrósł przez całe lata aktywnej działalności i długo po niej.
Niemniej jednak postaci Johna i Yoko były mi znane – wiele
słyszałam, choć nie ukrywam – bardzo
pobieżnie – o ich uczuciu, będącym symbolem pokoju i wyjściu poza tradycyjne
myślenie; miłości, skierowanej ku niebu i niebem inspirowanej.
Tegoroczny koncert Yoko Ono w Polsce, wywołał ponowne
zainteresowanie książką Jonathana Cotta: Yoko
i John. Dni, których nigdy nie zapomnę. Sięgnęłam po nią z dużym
zainteresowaniem, ale i pewną obawą: czy na pewno chcę znać historię tej pary,
opowiedzianą przez jej wieloletniego przyjaciela, znającego ich na wylot,
ujawniającego fakty dotąd nieznane?
Choć byłam pewna wątpliwości, lektura opowieści snutej przez
tak czujnego obserwatora jak Cott, była prawdziwą przyjemnością i ogromną
radością. Już dawno żadna książka stricte biograficzna, nie zrobiła na mnie takiego
wrażenia czułością i subtelnością autora, który – to widać – był (i jest) najbardziej
zagorzałym fanem pary, o której pisze.
Książka ta jest niezwykle cenna nie ze względu na kolejny
rys Lennona, tworzony pośmiertnie – bo tych jest wiele – lecz przez wzgląd na
zapis rozmów przeprowadzonych przez Cotta z nim i Ono, które do tej pory
ukazywały się jedynie we fragmentach.
Ostatni z wywiadów przeprowadzony został na trzy dni przed
tragiczną śmiercią legendy muzyki. W zapisach tych uderzało mnie wielokrotne
wspominanie przez Lennona czasu, który mu pozostał: o tym, jak go wiele, ile jeszcze
zrobi, że nie musi się spieszyć. Nie wiedział, że musi, ale dobrze, że tego nie
robił - dzięki temu widzimy go, takim jakim był naprawdę. Kochającym artystą,
pragnącym, by jego teksty odczytywać na wszystkich poziomach, co zresztą
zrobiono. Osobą, która ma swoje sekrety i która została zainspirowana przez
Yoko tak silnie, że nie sposób wyobrazić sobie, jak wyglądałoby jego życie,
gdyby nie ona.
Oprócz tego, że to zapis rozmowy, to także hołd oddany
ogromnej miłości i przyjaźni, którą tych dwoje się darzyło, a która ta wręcz
wylewa się ze stronic książki.
Cott przybliża sylwetki Ono i Lennona także z czasów
poprzedzających ich znajomość. Ponadto odczarowuje Yoko – z najbardziej
nieznanej sławnej osoby, czyni ją bliską i poznaną. Wskazuje na to czym się
zajmuje i z jak wielką pasją to robi, podkreśla jej wszechstronność i brak
ograniczeń. Maluje ją słowami, jako ludzką, sprawia, że niezrozumiała staje się
nienawiść jaką wielu wobec niej odczuwało i odczuwa. Miałam wrażenie, jakoby
podkreślał, że to Yoko stworzyła Johna, a nie John Yoko – wielu by się z tym nie zgodziło.
Książka ta ma wydźwięk niezwykle osobisty, zarówno w sferze
podkreślania ważności twórczego związku Lennona i Ono, ale też ze względu na
relację łączące parę z autorem. Uwydatnia się jego ogromna sympatia i uznanie
dla nich oboje – zarówno dla ich życia zawodowego, jak i poglądów. Wiele
fragmentów to wyimki niezwykle intymne, skrzące się zaufaniem tych gwiazd
popkultury do rozmówcy, dzięki którym możemy przyjrzeć się im z bliska, zza
kulis.
Zostałam zainspirowana: do wsłuchania się w teksty Beatlesów
i rytm ich melodii; do odbywania intelektualnych rozmów, jakie prowadziła Yoko
i John. Wiele w książce tej miejsc, w których Yoko i John byli idealizowani, a
ich działania gloryfikowane: nie mam tego Cottowi za złe. Wręcz przeciwnie – to
mnie pociąga i uczy szacunku dla przyjaźni, pokazuje, że sięga ona daleko dalej
niż śmierć. Prawdziwa, szczera, prosta, wypływająca z osobistego doświadczenia
książka, ubogacona klimatycznymi, czarno-białymi fotografiami.
Piękna.
Piękna.
Cieszę się, że choć Beatlesi nigdy nie byli Ci bliscy, zdecydowałaś się na poznanie jednego z nich i 'tej, która doprowadziła do ich rozpadu' [jak to mawiają]. Mam tę książkę na półce i tak jak zawsze, gdy chodzi o idoli - trochę podchodzę do niej jak pies do jeża, bojąc się rozczarowania, niszczenia moich wyobrażeń czy wywracania mego świata do góry nogami. Ale sięgnę na pewno niebawem, bo Twoje świeże spojrzenie pomogło i mnie inaczej spojrzeć na tę publikację :)
OdpowiedzUsuńMnie się książka bardzo podobała. Podobnie jak Futbolowa jestem fanką Beatlesów i miałam obawy przed sięgnięciem po tę pozycję - na szczęście niepotrzebnie. Napisana z dużym taktem, wrażliwością i wyczuciem jest idealną lekturą dla wielbicieli Johna :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
To dobrze, że jesteś szczera. Skoro wcześniej się nimi nie interesowałaś - to był Twój wybór i nikt Cię nie powinien za to oceniać :) Miło, że książka stała się inspiracją. Ja niedawno otrzymałam ją w prezencie i czeka na przeczytanie :)
OdpowiedzUsuńAleż nikt mnie nie ocenia, a ja się wcale nie wstydzę braku zainteresowania Beatlesami:)
UsuńPodobnie jak Ty, nie jestem fanką ani zespołu, ani samego Lennona, ale książkę mam w planach i dzięki Tobie wiem, czego się spodziewać:)
OdpowiedzUsuńJakoś nie słucham tego zespołu, ale książkę chętnie przeczytam. Lubie poruszanie takich tematów.
OdpowiedzUsuń