piątek, 11 stycznia 2013

Chimera - nowa ulubienica:)

Chimera dziś



Przedstawiam Wam mój (chyba) nowy ulubiony magazyn literacko-kulturalny.
Cieszę się, że Rafał Bryndal zdecydował się na wypuszczenie czasopisma tytułem nawiązującego do "Chimery" wydawanej w latach 1901–1907 w Warszawie, cieszę się, że zaprosił do współpracy tyle wyśmienitych postaci, których artykuły czyta mi się naprawdę z wielką przyjemnością.

Dla dawnej "Chimery" pisywali między innymi Wacław Berent, Antoni Lange, Bolesław Leśmian, Zofia Nałkowska, Jan Lemański, Feliks Jasieński, Jan Kasprowicz, Stefan Żeromski, Władysław Stanisław Reymont, Stanisław Przybyszewski, Leopold Staff, Stanisław Wyspiański, Maria Komornicka, Stanisław Korab-Brzozowski.

Chimera kiedyś - źródło.
Dziś -  Kuba Wojewódzki, Janusz Rudnicki, Małgorzata Reimer, Edward Pasewicz, Paweł Demirski, Andrzej Meller, Joanna Bator.

Ekipa zdecydowanie inna, problematyka również. Nie łudzę się, że pismo dorówna pierwowzorowi {czemu z resztą miałoby chcieć to robić?}, chociażby dlatego, że zbyt wiele w nim celebrytów piszących tak naprawdę o niczym, a i czasy są inne, przeszłości się nie wróci. Nie zmienia to jednak faktu, że pismo mnie "kupiło". Tematem numeru jest narcyzm ujęty z różnych perspektyw.

Teksty są błyskotliwe, inteligentne i nieprzegadane.  Skupiają się na tym co najintensywniej mnie zajmuje - są  w nich wiadomości i przemyślenia ze świata sztuki, literatury, ale też... biznesu:)  Mamy więc felietony, recenzje, mamy też i wywiady. Różnorodność lub, jak to woli, lekki chaos, bo wszystko stanowi przeplatankę. I choć o większości rzeczy już wiemy, bo pisało o nich wielu, to mam w sobie coś takiego, że o kulturze, a nade wszystko literaturze - mogę czytać non stop.;)  I pewnie dlatego do mnie magazyn ów przemawia.

Samo wydanie czasopisma pozostawia daleko w tyle "Książki. Magazyn do czytania", po który równie chętnie i systematycznie sięgam.
Mam wrażenie, że pod przewodnictwem Bryndala dzieje się coś ważnego w czasopiśmiennictwie.
Całej ekipie redakcyjnej szczerzę życzę powodzenia i doskonałych pomysłów na prowadzenie tego magazynu oraz coraz szerszego grona odbiorców, a także... mniejszej fali zoilowej krytyki. 
Przyjemnie jest się zaczytać w czymś takim....:)
Do wglądu: http://magazynchimera.pl/04.html

7 komentarzy:

  1. Dla mnie "Chimera" całkiem ładnie wypełnia pustkę jaką pozostawił po sobie "Bluszcz", jednak jest to nieco inne pismo. Nadal czytam, bo czytania jest sporo, a chcę dokładnie ją przejrzeć, od deski do deski. Jak na razie bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, super. Uwielbiam odkrywać nowe (dla mnie) czasopisma. A nazwisko Demirskiego wśród autorów przekonuje mnie w ślepo! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś same sławy, teraz sama nie wiem. Niemniej temat mnie zaintrygował. Ile kosztuje, jeśli można spytać?

    OdpowiedzUsuń
  4. Co tu dużo mówić, nazwiska dzisiejszej redakcji "Chimery" wyglądają po prostu śmiesznie w porównaniu z nazwiskami piszących dla pierwowzoru.
    Właśnie nazwa tej nowej na polskim rynku pozycji zdenerwowała mnie najbardziej - jeżeli Bryndal chce wydawać czasopismo kulturalne, niech wydaje, ale dlaczego opatruje je tytułem czegoś tak wspaniałego, jak przedwojenna "Chimera", tytułem, który sam w sobie jest marką i stworzeniem absolutnie - nie - do - podrobienia? Przejrzałam "Chimerę" i w najmniejszym stopniu nie nawiązuje ona - ani pod względem treści, ani estetyki - do wydawanej przez Przesmyckiego.

    Pomijając tytuł, czasopismo postrzegam po przejrzeniu pierwszego numeru zupełnie inaczej niż Ty. Artykuły są właściwie o niczym, puste i przegadane.

    Nie będę się znęcać, bo jak wspomniałam - niechże sobie je wydają, niech ludzie czytają, ale przesadnie porywające to - to nie jest. ;-)

    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ile czytelników, tyle gustów;) Mnie czytało się przyjemnie, lepiej niż "Książki".
      Że stara Chimera jest nie do podrobienia - pisałam.
      Inne czasy, inne potrzeby. Teksty są tak skonstruowane, by przeciętny odbiorca popkultury mógł znaleźć w nich coś dla siebie. Kiedyś pisywały osobistości, inne były też wymagania odbiorcze, więc nie ma nawet sensu porównywać tych dwu pism.
      A po co tytuł? To proste - marketing.
      Ukrycie się pod marką renomowanego czasopisma robi swoje.
      Szczerze mówiąc tytuł jest mi obojętny - mogły to być kolejne "Książki" z dopiskiem, a i tak w ramach rozeznania bym sięgnęła.
      Nie jest to magazyn na baardzo wysokim, naukowym poziomie, ale do poczytania - dla mnie doskonałe.

      Usuń
  5. Temat numeru bardzo mnie zainteresował, bo właśnie miałam w planach przyjrzenie się kwestiom związanym z narcyzmem ;)

    OdpowiedzUsuń