wtorek, 24 lipca 2012

Podróże życia



Tytuł: Podróże życia
Autor:
autor zbiorowy
Wydawnictwo
: G+J
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 214
ISBN: 978-83-7596-362-5


Podróże życia, to polecany przez Martynę Wojciechowską cykl, składający się z  książek, w obrębie których znajdziemy 10 krótkich relacji z różnych rejonów świata.
Tom, który miałam przyjemność przeczytać ilustruje wyprawy do Brazylii, Nepalu, Libanu, Egiptu, Korei Północnej, na Antarktydę, Wyspę Wielkanocą, Borneo, Mali oraz Alaskę.
Wolumin ten to barwny album z przeważającymi nad tekstem fotografiami.

Zakątki świata opisywane w tej publikacji, odwiedzane były przez ludzi trudniących się różnymi zawodami – Brazylię bez karnawału odwiedziła Barbara Radwańska – podróżnik, filmoznawca, tłumacz języka hiszpańskiego, znawca kultury latynoskiej. Kobieta omija te miejsce w czasie najpopularniejszego karnawału, by do woli cieszyć się urokami tego miejsca, które z całą pewnością zatarłyby się w momencie masowych przyjazdów turystów oraz drastycznego skoku cenowego. Jak sama podkreśla – karnawał to czas, w którym co mądrzejsi rodowici Brazylijczycy, biorą nogi za pas i udają się na zasłużone wakacje – z dala od zgiełku i sztucznie wytworzonego tłumu.

Himalaje na dzień dobry, to opis podróży Macieja Wesołowskiego – dziennikarza, którego pasją są wysokie góry. Miłością tą nie sposób nie zarazić się zerkając do tej publikacji – same fotografie zachwycają, a sposób relacjonowania podsyca tylko ciekawość.

Jedz módl się tańcz – hasło to stało się mottem Doroty Chojnowskiej, osoby, dla której Bliski Wschód stał się drugim domem, miejscem, który zna jak własną kieszeń i do którego wraca z nieukrywaną radością. Co tak bardzo ukochała ona w tej części świata? Ludzi! Fenicjan, którzy zarazili ją umiłowaniem zabawy i swoim niepoprawnym optymizmem.

Moją ulubioną relacją znajdującą się w tej książce jest Piknik pod lodową skałą, autorstwa Magdaleny Śliwki. Zachwycić mnie łatwo, ale tego co zrobiła ze mnie autorka tego reportażu, w słowa ująć nie potrafię. Widoki majestatycznie unoszących się nad wodą wierzchołków gór lodowych ujęły mnie za serce. Siedząc w ciepłym pokoju, poczułam przejmujące zimno, które promieniowało na mnie z kart tej książki.  Jeśli tak silnie ujęła mnie fotografia, cóż dopiero poczułabym na miejscu? Antarktyda zawsze kojarzyła mi się z wielką odwagą ludzi do niej zmierzających. Gromady pingwinów, ogromne przestrzenie pokryte śniegiem, idealnie niebieska i lodowata woda – oto z czym do tej pory kojarzyłam to miejsce. Dzięki temu reportażowi kojarzę je już tylko z jednym – z nieodłącznym pragnieniem, by się tam udać.

Rapa nui, to reportaż o zupełnie innej sferze klimatycznej. Z przejmująco zimnej Antarktydy, czytelnik zmierza nagle ku Wyspie Wielkanocnej, odwiedzonej przez Marcina Jamkowskiego – fana noszenia sandałów w zimie :) To dzięki niemu, każda z osób sięgających po tę książkę, ma okazję zaczerpnąć z legend tego wspaniałego miejsca, stać się świadkiem tajemnic strzeżonych przez ogromne kamienne posągi – znak rozpoznawczy tego miejsca.

Gwarancją wymarzonych wakacji stał się dla Agnieszki Franus Egipt. Piramidy, Sfinks, piaski Sahary, dorzecze Nilu, wielbłądy, grobowce faraonów – kogo nie przyciąga Afryka na samo brzmienie tych nazw? Autorka reportażu o podróży do tego miejsca marzyła od dziecka. Swoje pragnienie spełniła kończąc 33 rok życia. Zrobiła wszystko czego pragnęła, a dzięki niej zrobiłam to i ja – dosiadłam wielbłąda, przebywałam w niesłychanie dusznej Dolinie Królów, podziwiałam piękno i monumentalność piramid, głaskałam sfinksa i zastanawiałam się nad jego tajemniczością, targowałam się z najbardziej nieustępliwymi sprzedawcami. Egipt zapewnia wakacje aktywne i pełne wrażeń – bez dwóch zdań.

Kolejnym przystankiem mojej podróży życia był tekst Wśród łowców głów Mikołaja Jeżaka. Skrząca się z kart tej książki zieleń nieopisanie mnie przyciągała. Borneo zaczęło jawić mi się jako królestwo małp radośnie zerkających na mnie po każdorazowym zerknięciu do tej publikacji oraz domów na wodzie.
Życie w rytmie bębnów to zapis niezwykłej podróży Światka Wojtkowiaka, który zawędrował do krainy, w której króluje ekspresyjna muzyka, dochodzący zewsząd odgłos bębnów i pustynny piach. To miejsce, w którym wielobarwna kultura styka się z potęgą Sahary.

W domu wielkiego brata Moniki Witkowskiej, to chyba najmniej zaskakujący tekst, podkreślający to, o czym wszyscy doskonale wiemy – trudną sytuację Korei, rządzonej przez cenzurę i Intranet dający pozorne poczucie łączności ze światem.

Śladami Indian i traperów Tomasza Stan-Stanickiego, to mój drugi ulubiony wycinek tejże książki. Fotografia  szczytu Denali, któremu przygląda się rodzina niedźwiedzi – chwyta za serce i sprawia wrażenie wyjętej z kadru filmu o tych niezwykłych zwierzętach. Autor, posługując się wiedzą zdobytą za sprawą dzieł dzieciństwa – tekstów Karola Maya i Jacka Londona, zdobywa Góry Skaliste, szuka złota, podąża śladem Indian, a nas zabiera ze sobą –ukazując jak wielką wartość ma otwartość na świat i przygodę.

Polecam tę książkę wszystkim – zarówno miłośnikom dalekich wypraw, jak i osób pragnących poruszać się jedynie po kartach literatury. Zarówno Ci pierwsi, jak i drudzy, będą niezwykle zadowoleni ;)


8 komentarzy:

  1. Aaa, więc do Ciebie trafiła ta książka! Pozazdrościć:) A tak na serio - z chęcią przeczytałabym ją, uwielbiam poznawać różne zakątki świata, a tu dodatkowo atrakcyjna jest otoczka tych opowieści:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak - otoczka jest zdecydowanie lepsza niż teksty, bo te, niestety, są jak dla mnie zwyczajnie za krótkie:) Każda z tych historii z powodzeniem mogłaby stanowić materiał na całościową publikację.
      Szkoda, że tak to rozwiązali, ale jak wszystko, ma to swoje plusy - tyyle intrygujących miejsc skumulowanych w jedną książkę;)

      Usuń
    2. To jest właśnie tendencja dostrzegalna ostatnio w książkach podróżniczych - przerost formy nad treścią. Osobiście wolałabym wyczerpująco opracowany tekst o Borneo niż publikację, w której jest kilka lub kilkanaście tekstów potraktowanych pobieżnie:(
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Też to zauważyłam! Np. książki Martyny Wojciechowskiej to istne albumy, gdzie tekstu jest jak na lekarstwo. Płacimy za przepiękne fotografie i właściwie niewiele ponad - dlatego tak mi się chce śmiać, gdy rzucane jest hasło o "pisaniu książki". Kurczę, to jest ledwo skreślenie kilku stronic, no, w porywach kilkunastu, zgrabnie powpychanych między przepiękne ilustracje. No, ale co kto lubi:) Jeśli już ma być podróżniczo, to wyczerpująco i o jednym miejscu:)

      Usuń
  2. Lubię Martynę Wojciechowską, więc jeśli ona coś poleca, to jej zaufam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie słyszałam jeszcze o tym cyklu, ale bardzo chętnie przeczytam. :) Mam duszę podróżniczki i gdybym miała odpowiednią ilość czasu i funduszy, pewnie non stop podróżowałabym po świecie. Chętnie poznaję odległe regiony w takiej, czy innej formie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooch, już od jakiegoś czasu mam ochotę na tę książkę. Zawsze biorę w ciemno wszystko, co łączy się z nazwiskiem "Wojciechowska". I nawet nie przeszkadza mi, że w książce jest niewiele tekstu, a więcej zdjęć. Same zdjęcia potrafią zachwycić! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz absolutną rację! Te zdjęcia są tak zachwycające, że nie sposób oderwać od nich oczu!

      Usuń