wtorek, 13 marca 2012

Mój tydzień z Marilyn – Colin Clark




Tworzenie wizerunku Ikony okupione jest cierpieniem wielu.
Walka w pogoni za sławą często sprawia, że człowiek przestaje być człowiekiem, a staje się marionetką. Zabawką w rękach ludzi, którzy oczekują określonego zachowania, ścisłego przestrzegania reguł, grania wedle wymogów i całkowitej rezygnacji z prywatności.
Utracona wolność staje się największym kosztem popularności.
Nie inaczej rzecz miała się z jedną z największych światowych Ikon wszech czasów – Marilyn Monroe. Choć dziś postać ta jest wielu ludziom, zwłaszcza młodszemu pokoleniu, znana jedynie z powodu mienienia jej symbolem seksu oraz masowo dostępnym i powielanym wizerunkom, tak naprawdę gwiazda Księcia i aktoreczki była kimś znacznie więcej.


O jej wartości i kruchości jako człowieka miał okazję przekonać się Colin Clark, który ten krótki epizod ze swojego życia postanowił opisać w książce-wspomnieniu Mój tydzień z Marilyn.

Rok 1957. Właśnie trwa nagrywanie ujęć do filmu Książę i aktoreczka, w którym jedną z tytułowych ról gra nasza legenda kina. Aktorka jest w trakcie miesiąca miodowego spędzanego ze swoim kolejnym mężem – Arthurem Millerem. Choć ludziom z zewnątrz wydawać by się mogło, że małżeństwo to było sielankowe, prawdę znali jedynie najbliżsi współpracownicy gwiazdy, którzy co rusz byli świadkami kłótni młodych małżonków. Jednym z nich, zupełnie przypadkiem stał się Colin – młodziutki chłopak, pełniący funkcję trzeciego asystenta reżysera. Nocą natknął się na skuloną w kącie Marilyn, która w niczym nie przypominała gwiazdy światowego formatu znanej z kina. Aktorka wezwała go do siebie następnego dnia, sądząc, że jest jednym ze szpiegów wysłanych po to, by śledzić każdy jej ruch. Gdy przekonuje się, że w dorastającym mężczyźnie odnaleźć może pokrewną duszę, każdego dnia aranżuje niby przypadkowe spotkania, które kończą się długimi rozmowami.



Marilyn jest zaskoczona tym, że choć wyraźnie pociąga Colina, nie jest on nastawiony na przelotny romans z gwiazdą. Choć ekipa filmowa ma jasno wyrobione zdanie na temat ich potajemnych spotkań pod nieobecność męża Marilyn, ich relacja tak naprawdę opiera się na czystej i szczerej przyjaźni.


Sława spowija ją jak płaszcz, który zarówno chroni, jak przyciąga. Jej aura jest niewiarygodnie silna – wystarczająco    silna, by trwać nadal po rozcieńczeniu przez tysiące ekranów kinowych na całym świecie. Na żywo ten stopień  naturalnego    gwiazdorstwa jest niemal nie do udźwignięcia. [1]

Colin robi coś, czego nie zrobił dotąd chyba nikt - odkrywa w Marilyn człowieka, daje jej szansę na chwile szczęścia spędzone z dala od reflektorów i błysku fleszy. Zauważa w niej niezwykle osamotnioną istotę, która za wszelką cenę pragnie akceptacji siebie, taką jaką naprawdę jest, a nie swojego wizerunku wykreowanego na potrzeby kolejnych produkcji filmowych. Marilyn bardzo silnie pragnie być dostrzegana, słuchana. Jej największą obawą jest porzucenie, przed którym wzbrania się na wszelkie sposoby.
Colin widzi w niej nie rozhisteryzowaną gwiazdę, lecz kobietę, która bardzo silnie pragnie opieki i poczucia stabilizacji. To już nie bogini, o której słyszał cały świat, lecz przenikliwie smutna osoba z nawracającą depresją. Co gorsza – gdy wydawać by się mogło, że w filmie aktorka może być kim tylko zapragnie, a co za tym idzie, oderwać się od konwenansów i oczekiwań innych, dla Marylin opcja ta jest wyłączona. Widzowie nie oczekują kolejnego wspaniałego aktorskiego wcielenia. Ich żądania są jasne – na ekranach pojawić ma się Marylin Monroe – bogini seksu. Ani więcej, ani mniej. Ogromna presja, której poddawana jest aktorka sprawia, że nie jest ona w stanie poradzić sobie z własnym życiem.

Wspomnienia Colina Clarka, to opowieść nie o upadku gwiazdy, lecz o upadku człowieka, o nieuchronnej drodze ku przepaści i samozagładzie. To niewyobrażalnie smutna historia kogoś, o kim usłyszał cały świat. Pozbawiona subtelności, szczera i prawdziwie poruszająca narracja. To zaledwie opis kilku dni, podczas których Marilyn jawi się jako stłamszona osobistość, przygnieciona ciężarem sławy i oczekiwań współpracowników. Za sprawą spotkania z Clarkiem otrzymała od losu niepowtarzalną szansę na chwilę zabawy, odpoczynku i nabrania dystansu. Z tej perspektywy Mój tydzień z Marilyn to także studium psychiki celebrytki, której nie trzeba było wiele, by doświadczyć szczęścia, a która mimo wszystko od nikogo nie dostała nawet tego minimum potrzebnego jej, by żyć. Smutne, a co gorsza – prawdziwe.

Na podstawie książki powstał film w reżyserii Simona Curtisa pod tym samym tytułem.

_____________________________
[1]Colin Clark, Mój tydzień z Marilyn, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012, s. 19.



12 komentarzy:

  1. Rzuciłam się na Twoją recenzję, bo Marilyn wzbudza we mnie takie emocje, że nawet nie poczekałam na ukazania się książki tylko czym prędzej pobiegłam na film, który mnie po prostu wzruszył. Sięgnę na 100% po lekturę, prędzej czy później!Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja musiałam aż wgryzać zęby w ścianę, żeby czasem nie obejrzeć filmu przed dotarciem do książki! Mam nadzieję, że szybko uda mi się zrobić seans z Marilyn;)

      Usuń
  2. Z chęcią bym przeczytała książkę i obejrzała film, ale tylko z czystej ciekawości. Muszę przyznać, że wcale nie jest fanką urody Marilyn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielką fanką jej urody również nie jestem, ale ona jest dla mnie fenomenem:) Nie ulega wątpliwości, że to wielka osobowość, która na trwałe wpisała się w historię kina i...nie tylko:)

      Usuń
  3. Film oglądałam dwa razy. Za pierwszym odebrałam go o wiele mocniej, drugi raz osłabił wrażenie. Na książkę tęsknie patrzę i czekam, aż będę mogła ją przeczytać. Twoja recenzja utwierdza mnie w tym niezłomnym przekonaniu. Film pokazał MM jako znacznie głupszą niż była. Uświadomiłam sobie to właśnie w trakcie drugiego seansu. Mam nadzieję, że książka jest inna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm, nie wiem jaka była MM. W każdym razie - w książce przedstawiony jest raczej jej pozytywny obraz, przynajmniej z perspektywy Clarka. Otoczenie ostrzegało go przed jej wyrachowaniem, grą, przemyślaną taktyką uwodzenia. Na pewno nie odebrałam jej jako głupią:)

      Usuń
  4. Widać taką tendencję. Ludzie utalentowani, mający cały świat u stóp bardzo często źle kończą np. Michael Jackson czy ostatnio Whitney Houston. To bardzo smutne....

    OdpowiedzUsuń
  5. Chętnie bym przeczytała - nie dlatego, że jestem jej fanką, ale mam słabość do ludzi o niestabilnej psychice i zagadkowej śmierci:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Obejrzałam niedawno film. Pokazano w nim Marilyn jako kapryśną, infantylną, niestabilną emocjonalnie, śliczną laleczkę. Byłam oburzona trochę takim jej przedstawieniem, ale chyba właśnie tak świat ją postrzegał. Po obejrzeniu filmu obejrzałam parę dokumentów na jej temat. Teraz z chęcią poczytałabym jakąś książkę o tej nietuzinkowej kobiecie. Fenomen Marilyn wciąż mnie ekscytuje. Bardzo ciekawa i zagadkowa kobieta.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam Marilyn, książkę muszę koniecznie przeczytać, a mam już od dawna na nią straszetną ochotę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaczarowalam sie, na pewno przeczytam :-).

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, jestem wielką fanką książki o Marilyn. Uważam, że Clarkowi udało się świetnie oddać jej charakter i słabości, a przy tym pokazać trochę plan filmowy od środka oraz klimat tamtych czasów. Książkę przeczytałam jednym tchem i polecam wszystkim fanom do sięgnięcia po nią.

    OdpowiedzUsuń