piątek, 14 stycznia 2011

"Otello" William Szekspir

Williama Szekspira nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Sztuki takie jak "Hamlet", "Makbet", Król Lear" czy "Otello" zna każdy szanujący się czytelnik. Prawda jest jednak taka, ze co druga zapytana osoba potrafi przytoczyć treść dramatów Szekspira, jednak w życiu nie miała danej ksiązki w ręce. To pewnie kwestia wielu zapożyczeń w dziełach współczesnych do mistrza, a  także wielu spektakli oraz filmów na kanwie utwórów Szeskpira.  Szkoły serwują go przy każdej możliwej okazji, przeciętny uczeń czytał być może "Makbeta" lub jego opracowanie. Treść zna. Szkoda tylko, że nie zaznał nieopisanej przyjemności płynącej z czytania jego dzieł w oryginale, bądź [moim ulubionym] polskim przekładzie Stanisława Barańczaka.
Posiada on niesamowity talent do tłumaczenia dzieł Szekspira. Wychwytuje niuanse, tekst staje się zrozumiały, płynny, lekki, niczym nie zmącony, a  przy tym wielokrotnie bardzo dobitny. Nie sili się na piękne słówka. W miejscu gdzie Szekspir zażyczył sobie wulgaryzmu- tam jest. Myślę, że gdyby autor żył po dziś dzień byłby dumny z takiego tłumaczenia.
W minionym tygodniu miałam przyjemność sięgnąć kolejny raz w ciągu miesiąca po "Otella", bo za pierwszym razem z miejsca się zakochałam, a o miłość do książek trzeba dbać.Fabuła oraz niezwykle giętki język wciągnął mnie od pierwszych stron.
Gdyby postawić sobie pytanie o czym tak naprawdę jest ten tekst, można by powiedzieć, że ma zdecydowanie zły tytuł. Dramat jest personifikacją zazdrości, pod różnymi postaciami. I to tak naprawdę ona jest główną bohaterką.
Historia dotyczy spisku Iaga przeciwko Otellu.
Iago, adiutant Maura, kiedyś został przez niego odrzucony jako kandydat na zastępcę. Od tamtej pory w bohaterze rodzi się wielka zazdrość. O pozycję, żonę, poważanie jakim cieszy się Otello, o jego sielskie i idylliczne życie. Uczucie to rodzi w nim tak wielką paranoję, że postanawia się zemścić. Postanawia odebrać Otellowi wszystko to co ma, paradoksalnie również za pomocą zazdrości. By tego dokonać wykorzystuje uczucia otaczających go ludzi. By osiągnąć swój cel wykorzystuje wszystko i wszystkich, tworzy wielkie insynuacje, wzbudza podejrzenia, namawia do morderstwa.
 Długo nie mogłam ochłonąć po lekturze zakłóconej historii miłosnej Desdemony i Otella.  Dzieło to jako jedno z nielicznych, a nie wiem czy nie jedyne w dorobku Szekspira nie posiada wygórowanej liczby bohaterów. Wręcz przeciwnie ich liczba jest okrojona, akcja dotyczy właściwie głównej trójki: Iaga, Otella i Desdemony. Pozostałe postaci służą spiskowcowi w zemście na Otellu., są to swego rodzaju dodatki mające prowadzić do zasiania zamętu w sercu Otella.  Dzięki temu zabiegowi uwaga czytelnika nie jest rozproszona, może skupić się na konkretnych wydarzeniach, nie interesują go sytuacje poboczne.
Miłość Otella i Desdemony kwitła. [miłość? czy to tak naprawdę była miłość? czy związek oparty jedynie na politycznym zagraniu?] Jednak wystarczyło, by Iago zasiał ziarno niepokoju w sercu zakochanego i na wierzch wyszły wszystkie jego złe cechy, pierwiastek zła, o którym tak często wspomina autor, jego wielka wybuchowość, zazdrość, wręcz nieokiełznana furia, niechęć do wysłuchiwania tłumaczeń ukochanej. Otello wykazał się bardzo słabą znajomością charakteru swojej małżonki. Wolał uwierzyć fałszywemu słudze niż kobiecie, z którą postanowił dzielić życie. Intryga, jakich dziś już się nie spotyka. Samosąd, wielkie wyrzuty sumienia, morderstwa, wreszcie samobójstwo. Walka wszystkich ze wszystkimi, a pośród tego niczego nieświadoma i wręcz irytująco posłuszna Desdemona. Zazdrość i czystość. Dramat kontrastów. Dramat  zazdrości.
Mój ulubiony.
Chyba nie muszę dodawać, że polecam. Jednak uczulam- sięgajcie po tłumaczenia Barańczaka [wydawane są m.in. nakładem wydawnictwa Znak]. Gdy czytałam Szekspira w przekładzie Słomczyńskiego, szczerze mówiąc nie spodobał mi się nic a nic. Ot, zwykła historyjka. Nieporównywalnie wielka różnica. Niuanse, które nadają tekstowi zupełnie inny wydźwięk. A może spróbujecie sięgnąć po obydwa przekłady i pokusić się o recenzję porównawczą?:)

6/6 bez wyrzutów;)

20 komentarzy:

  1. wowwwwww :) Nie sadziłam, że jeszcze Ktoś z własnej nie przymuszonej woli czyta Szekspira :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tajemnica33 => A jednak:D Jest lepszy niż najlepsze kryminały!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zobaczę, czy gdzieś w pobliżu jest w polecanym przez Ciebie przekładzie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa propozycja. Z przekładami tak to już jest. Np. nigdy nie pokusiłabym się już o przeczytanie "Władcy Pierścieni" w przekładzie kogoś innego niż Skibniewska. Ale gdybym wcześniej nie miała porównania nie wiedziałabym, że jedynie takie wydanie chcę mieć w swojej biblioteczce.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja to bym nawet chętnie coś poczytała Szekspira

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też mam w planach Szekspira coś przeczytać ;)

    Twoja recenzja bardzo zachęca ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Joanna => zaraz lecę sprawdzić jaki mam przeklad Tolkiena;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie kieruj się całkowicie moją opinią. Chodzi o to, że np. w przekładzie Skibniewskiej imiona bohaterów i nazwy miast są nie zmienione, nie są spolszczone. Pozostają w takiej formie, w jakiej stworzył je Tolkien. To mnie w głównej mierze przekonało. Czytałam kiedyś inne wydanie, pożyczone od koleżanki i jakoś mi nie wchodziło ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale pozytywnie mnie zaskoczyłaś, umieszczając u siebie recenzję "Szekspira". Choć, tak jak napisałaś, jestem typem, który Szekspira czytał w szkole (jestem w klasie maturalnej) to muszę przyznać, że od zawsze czuję ogromny szacunek do tego człowieka i nie ograniczyłam się do spisu lektur. Cudownie, że o tym napisałaś i skupiłaś się na tłumaczeniu Barańczaka.


    A co do tłumaczeń Tolkiena to Joanna ma rację.
    Kiedyś na jakiejś nadmorskiej wyprzedaży typu tania książka, kupiłam Tolkiena, w jakimś beznadziejnym tłumaczeniu, strasznie raziło!


    Uaaa, ale się rozpisałam. :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. => A jak mi niesamowicie miło słyszeć, że ktoś również sięga po Szekspira! Fajnie, że ktoś z własnej woli zagłębia się w klasykę;)
    A co do Tolkiena- nie mam tłumaczenia Skibniewskiej, ale jakiegoś małżeństwa. Z tym, że nie mogę mu nic zarzucić, jest dobre;) Ale ciężko porównać ze Skibniewską, gdyż po prostu nie miałam z nią do czynienia;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hahaha, skąd ja to znam! Ale wiesz, to specyfika wieku. Pamiętam, że sporo rodziców wtedy zabierało w trosce książki dzieciom, ale uważam, że niesłusznie. :) Właśnie to mi się podobało w tej książce, że choć czytałam je kilka lat po tym momencie szału narkomańskiego że tak się wyrażę (:D), nie czułam, że to ten typ książki, z której ja już wyrosłam. Jest niesamowita, polecam:)

    Szekspir to geniusz.
    A w odpowiedzi na to, co napisałaś, pozwolę Ci zacytować pewną czternastolatkę (cytat z lubimyczytac.pl) i Jej opinię, która ostatnio mnie rozbawiła: "Była nudna, pisana niezrozumiałym językiem i wierszem. Niby to klasyk, ale mogłoby być coś ciekawszego" :DDD

    OdpowiedzUsuń
  12. Ha, znam to, również mam wydanie gregowskie, ale nie tylko. Wiesz... to zależy.
    Jasne, jest teoria, że Szekspir dla tak młodych ludzi jest za trudnych, ale dla mnie Szekspir to ogromne wyzwanie, bez względu na to, ile mamy lat.
    Kiedy byłam w gimnazjum podobnym wyzwaniem było zrozumienie "Antygony" - moja polonistka wymyśliła urządzenie sądu, dała ludziom role, adwokatów, świadków, wszyscy się przebrali (kolega sędzia miał młotek od mięsa i ktoś dostał w głowę, bo się rozpadł i poleciał :D), to powinno się zmienić, najbardziej. Gdyby skupić się właśnie na zupełnie innych przedstawieniach lektury, prowokowałoby to do większej zadumy nad ich sensem. Bo teraz większość uczniów z lektur po prostu nic nie wynosi.
    Nie mówię tu o wszystkich, oczywiście, ale o tzw ogóle.
    A Greg mnie dobija, oducza samodzielnego myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  13. ojj Kochana, gdyby nie vademecum Grega to podejrzewam, że zdawalność matur by w Polsce spadła :D sama również posiadam :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja znam w przekładzie Słomczyńskiego i wiem, że pokusił się o nawet zbyt skrupulatne zamieszczenie każdego wulgaryzmu (tak, wiem - ,,zasada decorum" w teatrze elżbietańskim), czego u innych tłumaczy nie ma zapewne. U tego Pana nawet w Makbecie zdarza się bluchnięcie (nie wiem, co na to szkolnictwo by zrobiło, gdyby ktoś im cytował coś na lekcji xD)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  15. darekpionki:
    Barańczak również nie oszczędza w słowach;)

    OdpowiedzUsuń
  16. No w końcu takie zasady, a i Szekspira nikt nie będzie wygładzał, ale ,,Makbeta" czytałem w jakimś innym przekładzie (nie wiem teraz kogo, bo wtedy jeszcze za bardzo nie wiedziałem, że istnieje kilka) i był bez żadnych wulgaryzmów. W tym Słomczyńskiego jednak pojawił się.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. darekpionki:
    W przekładach Paszkowskiego raczej przekleństwa nie uraczysz;))
    Może tłumaczył specjalnie pod kątem młodziezy szkolnej:P

    OdpowiedzUsuń
  18. To było takie starsze dosyć wydanie, na pożółkłym papierze (uroki bibliotek :) ), ale możliwe, że tego tłumacza - wcale nie przeczę :)

    OdpowiedzUsuń
  19. darekpionki:

    Wprost uwielbiam takie stare wydania!

    OdpowiedzUsuń