czwartek, 21 lutego 2019

Szklany klosz - Sylvia Plath



Są dwie opcje: albo jestem już całkowicie zgorzkniała, zblazowana i pozbawiona uczuć, albo moje ostatnie doświadczenia życiowe tak bardzo uodporniły mnie na przeżywanie jakichkolwiek emocji, że książki, które powszechnie robią ogromne wrażenie na czytelnikach, mnie ruszyć nie potrafią. Bo chyba to, czego doświadczyła bohaterka, sama miałam okazję w ten czy inny sposób zakosztować.

Oto Szklany klosz Sylvii Plath, książka obiektywnie rzecz ujmując przejmująco smutna, traktująca o kobiecie, której upadku jesteśmy świadkami strona po stronie. Widzimy jak wpada w otchłań szaleństwa i nie sposób nie odnieść jej chociażby częściowo do biografii samej autorki, która niecały miesiąc po wydaniu tejże książki popełniła samobójstwo.

Esther to młodziutka, wrażliwa, piękna, a przy tym bardzo utalentowana dziewczyna, która przyjeżdża do Nowego Jorku, by odbywać tam staż w jednej z renomowanych redakcji miesięcznika dla dziewcząt. Ma to być dla niej szansa na poznanie zawodu od podszewki, ale też spełnienie marzeń i okazja do zakosztowania dużego miasta tętniącego życiem i okazjami. Niestety, zderzenie z rzeczywistością jest dla bohaterki bolesne. Szybko przekonuje się, że to na czym budowała całe swoje dotychczasowe życie, a więc wiedza i osiągnięcia przeliczone na dobre stopnie, w Nowym Jorku w ogóle się nie liczą. Tutaj kluczem jest wejście w rytm miasta, olśniewanie uśmiechem i czerpanie radości ze wszystkiego. Tego Esther nie potrafi, coraz bardziej zapadając się w sobie...

Albowiem gdziekolwiek bym się znalazła - na pokładzie statku czy przy stoliku paryskiej kawiarni - to i tak w gruncie rzeczy tkwiłabym tylko pod szklanym kloszem własnej udręki, pławiąc się we własnym skisłym sosie [1].

Będziemy świadkami jej powolnego upadku, ale też podejmowanych prób leczenia. Dziewiętnastoletnia bohaterka rozczarowana życiem, które dalekie było od jej wyobrażeń (czyż my nie przeżywamy tego tak samo boleśnie?) nie będzie miała szansy zawalczyć o lepsze życie, bo takiego nie przewidziano. To, co miało być najlepszą z opcji przyniosło gorzkie rozczarowanie, jakżeby można to poprawić? Jak można żyć, wiedząc, że całe nasze życie, wszystkie pragnienia i dążenia zbudowane były na kłamstwie? Jak można cieszyć się codziennością, kiedy widzi się wszechobecne wynaturzenie, zezwierzęcenie, przemoc i podłość? Jak można żyć w świecie, w którym nic nie stanowi wartości?

Plath ustami swej bohaterki zadaje szereg pytań, które dziś co wrażliwsi i mniej znieczuleni na otaczający świat także sobie stawiają - stawiają i znikąd nie otrzymują odpowiedzi.

Polecam, choć nie liczcie na pozytywne wrażenia. Nie nastawiajcie się na rozrywkę ani - Boże, broń! - na poprawę humoru. Oczekujcie gorzkiej refleksji, bo właśnie ją otrzymacie.





[1] Szklany klosz, Sylvia Plath, Warszawa 2019, s. 258.  

0 komentarze:

Prześlij komentarz