Po fenomenalnej Klątwie przeznaczenia nietrudno było mnie nakłonić do lektury drugiego, wydanego dzięki uporowi Autorek i ich fanów, tomu - Korony przeznaczenia.
Chęć lektury jedno, życiowe koleje drugie, a co za tym idzie, moment, w którym ostatecznie sięgnęłam po książkę dość mocno oddalił się od dnia premiery. Jak zawsze, żywię jednak przekonanie, że to powieści same nas wybierają i wiedzą, kiedy jesteśmy na nie gotowi. Nadeszły ferie, nadszedł i czas powrotu Ariadny i Severa.
Korona przeznaczenia to prawie 800 stron tekstu, na których zmieściło się tak wiele intryg i zwrotów akcji, że wystarczyłoby ich na kilka mniejszych powieści. Kartki zbroczone zostały krwią (nie)winnych, mającą być zapłatą za szczęśliwe życie pary, której tak mocno kibicowałam w pierwszym tomie.
Oto bowiem były Mistrz Walk i jego ukochana myślą, że po ucieczce ze Związku na drodze do ich szczęścia nie stanie już nic. Szybko jednak okazuje się, że Przeznaczenie chce inaczej. By znieść ciążącą na parze klątwę, Severo musi zawrzeć pakt z Białą Damą, dla której pozyskać ma osiem milionów dusz. Drogą do ich zdobycia jest udział w politycznej rozgrywce, której chciał uniknąć, a u której końca stać ma tron Cesarstwa. Były Mistrz Walk musi odroczyć myśli o ślubie i mordować w imię miłości, o czym nigdy nie ma się dowiedzieć jego ukochana, a o czym przypominać ma mu jej trawione chorobą ciało, gdy tylko nadmiernie będzie się ociągał z wypełnieniem paktu.
W książce znajdziemy tyleż przeciwników, ileż zwolenników lorda Severo, co oczywiście potęguje napięcie. Tym, co denerwowało mnie podczas lektury była ociężałość umysłowa niektórych bohaterów i brak ich dociekliwości - ktoś odkrył coś, czego nie mógł odkryć, do tego w ciągu 5 minut od zdarzenia, a nikogo nie dziwi jakim cudem to się stało. I tak kilkakrotnie, co sprawiało, że nie raz i nie dwa zżymałam się podczas lektury. Zdziwiło mnie też to jak prędko główny bohater zdobywał popleczników - tak naprawdę 3/4 książki to wstęp do głównej części, która mignęła w zawrotnym tempie. Jako zaś, że jest to tom zamykający serię, nie do końca jestem zadowolona z zakończenia, choć pewnie cukierkowe i przewidywalne rozczarowało by mnie bardziej.
Powyższe przytyki nie są wcale próbą przekreślenia wartości tej książki, bo jest to niemożliwością - czyta się ją dobrze, a stronice same się przewracają. Chcę jednak podkreślić, że wiele w niej wątków nierozwiniętych, to zaś sprawia, że Korona przeznaczenia to w moich oczach książka nieco słabsza ni Klątwa przeznaczenia, która była dla mnie historią epicką i kompletną.
Nie zmienia to jednak faktu, że z całego serca polecam Wam zgłębienie losów Ariadny i Severa - gwarantuję, że pochłoniecie je w zastraszającym tempie, po czym staniecie się wiernymi fanami Autorek. To taki rodzaj historii, które dziś spotyka się już coraz rzadziej, powieść z pogranicza gatunków, łącząca w sobie m.in. elementy fantasty, romansu, o wielkiej sile narracyjnej.
Polecam.
Powyższe przytyki nie są wcale próbą przekreślenia wartości tej książki, bo jest to niemożliwością - czyta się ją dobrze, a stronice same się przewracają. Chcę jednak podkreślić, że wiele w niej wątków nierozwiniętych, to zaś sprawia, że Korona przeznaczenia to w moich oczach książka nieco słabsza ni Klątwa przeznaczenia, która była dla mnie historią epicką i kompletną.
Nie zmienia to jednak faktu, że z całego serca polecam Wam zgłębienie losów Ariadny i Severa - gwarantuję, że pochłoniecie je w zastraszającym tempie, po czym staniecie się wiernymi fanami Autorek. To taki rodzaj historii, które dziś spotyka się już coraz rzadziej, powieść z pogranicza gatunków, łącząca w sobie m.in. elementy fantasty, romansu, o wielkiej sile narracyjnej.
Polecam.
0 komentarze:
Prześlij komentarz