Literat to kryminał z rewelacyjnym konceptem, jednak o dużo
gorszej realizacji, potraktowanej, w mojej opinii, z lekka po
macoszemu.
Zaczyna się on niebanalnie: oto
mamy możliwość wejrzenia w umysł mężczyzny planującego właśnie popełnienie
nietypowego morderstwa: chce on stworzyć mumię, do którego to celu potrzebuje
precyzyjnie wybranej ofiary. Celem staje się Wioleta Luda, młoda kobieta,
w oczach mordercy doskonale nadająca się do mumifikacji. Gdy po czasie
odnalezione zostają jej zwłoki, policja staje przed nie lada zagwozdką: śladów
popełnionego czynu właściwie nie ma, a i sama identyfikacja ofiary nie
przebiega bez zakłóceń. Sprawą kieruje nadkomisarz Barnaba Uszkier, nienawykły
do pozostawiania śledztw bez ich pozytywnego rozwiązania. Niestety, tym razem
nic nie będzie szło po jego myśli.
Gdy sprawa zostaje niemalże
zawieszona, na jego barki spadnie kolejne morderstwo do rozwiązania…
Prowadzący dochodzenia zaczyna
podejrzewać, że ma do czynienia z bardzo wyrafinowanym mordercą, który nie
dość, że nie da się łatwo złapać, to jeszcze czerpie wyraźną przyjemność
z zabijania na różne sposoby. Tak jakby lubował się w obserwowaniu
tego jak ktoś umiera, szukając ulubionej i najlepszej formy. Tego jednak co tak naprawdę nim kierowało, nie dowiemy się
nawet po rozwiązaniu sprawy.
Akcja powieści trwa kilka
miesięcy – od października 2011 do marca 2012 roku. W tym czasie dochodzi
do serii morderstw, których sprawca wciąż pozostaje nieuchwytny, a którego modus operandi jest na tyle
niespecyficzny, że nie sposób spodziewać się jaką osobę zaatakuje on następnym
razem - wiemy jedynie (a i to dopiero przy końcu powieści), że prawdopodobnie swoje inspiracje czerpie on z literatury, lecz ta jest niestety zbyt obszerna, by z całą pewnością wskazać na kolejny wybrany rodzaj śmierci, nie mówiąc już o tym jaki typ ofiary w kolejnym typie zbrodni będzie chciał widzieć zabójca.
Samodzielne dochodzenie tego kto
jest poszukiwanym staje się utrudnione, bowiem autorka rezygnuje
z angażowania czytelnika w coś więcej niż tylko śledzenie myśli
mordercy. Nie pozwala mu na przysłuchiwanie się temu, co mówią świadkowie, bo
skupia się jedynie na suchym relacjonowaniu prowadzonych rozmów (a właściwie przytaczaniu wniosków), eliminując
z narracji dokładny przebieg przesłuchań czy jakiejkolwiek pracy w terenie
poza bezpośrednim przybyciem na miejsce zbrodni w przypadku zgłoszenia
zdarzenia. Brakuje tu akcji i napięcia, całość przypomina raczej szkic
policyjnego raportu i relację z kolejnych dniówek. Nie wiemy co robią
śledczy, co nowego znajdują, czym się posiłkują, jak dochodzą do kolejnych
wniosków. W pewnym momencie okazuje się, że podejrzany jest niemalże na
wyciągnięcie ręki, a faktu, że jego działania inspirowane wydarzeniami zaczerpniętymi
z przeczytanych powieści kryminalnych w żaden sposób nie mogliśmy
się domyślać, nie mając dostępu ani do myśli bohaterów, ani do dokumentów
policyjnych. Oświeceni zostajemy dopiero wówczas, gdy Uszkier łaskawie dzieli się swoją intuicją.
Nie jest to kryminał wpisujący
się w serię tych przytłaczających. Wręcz przeciwnie, mimo gęstej fabuły i
drastyczności popełnianych mordów, książkę czyta się z lekkością i nie sposób
się w niej zagubić, co w dużej mierze wynika z ograniczenia
miejsca akcji do gdańskiej komendy policji. Na ową lekkość wpływa także dość
specyficzny dobór nazwisk głównych bohaterów. Poza Barnabą Uszkierem (sic!) mamy
bowiem między innymi policjantkę o wdzięcznym nazwisku Mięsko. Samo życie osobiste
postaci ogranicza się właściwie to opisu tego, co czyni główny bohater po godzinach
– a nie robi nic innego jak gra z rodziną i znajomymi w RPG. Tyle jeśli chodzi o budowanie obrazu bohaterów.
Na dobrą sprawę nic w tej
książce nie zaskakuje, nie ma się przy czym zatrzymać, a jedynym plusem okazuje
się fantastyczny koncept zbrodni, który podobnie jak pozostałe elementy
całości, został kompletnie niewykorzystany. Jedno bowiem pomysł, drugie zaś
sensowna jego realizacja. U Pruskiej wszystko jest zbyt proste – śledztwo – niby
pozornie nie do rozwiązania – nagle okazuje się banalną zagadką rozwikłaną
przez dochodzeniowców niemalże intuicyjnie. Zabrakło napięcia, rozbudowanej
intrygi i jakiejkolwiek dbałości o sferę emocjonalną czytelnika.
Jeśli zatem oczekujecie lektury,
od której nie będziecie mogli się oderwać, i która zapewni Wam sporą dawkę
sensacji – zawiedziecie się. Otrzymacie bowiem zgrabny pomysł w nieco wymiętolonym opakowaniu. Nic dla czego warto byłoby zarywać noc.
A już miałam nadzieję na jakiś kolejny dobry polski kryminał :( No cóż.. Może się jeszcze doczekam :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że koncept zbrodni jest mocną stroną, choć szkoda, że samo wykonanie nie jest już tak dobre. Posiadam książkę w domu więc mam nadzieję, że odkryję urok autorki. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTo chyba jednak nie dla mnie niestety. Niemniej jednak cieszę się, że udało mi się do Ciebie w końcu trafić! Z chęcią zostanę tu na dłużej ;)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej książce, a szkoda, bo widze że wiele mnie ominęło. Chętnie bym ją przeczytała, zwłaszcza że zaintrygowała mnie fabuła, a fakt że nie jest to kryminał przytłaczający jeszcze bardziej mnie kusi :)
OdpowiedzUsuńPrzybywam Cię zaprosić do konkursu - ponad 20 książek do wygrania - wiele hitów! :)
OdpowiedzUsuńhttp://czytelnicza-dusza.blogspot.com/2016/05/wielki-urodzinowy-konkurs-4-lata-bloga.html
Szkoda, że książka nie zachwyca, bo opis mnie zaciekawił. Kryminały uwielbiam, ale szukam takich, które mnie zaskoczą i wciągną bez reszty. W tym przypadku chyba tak nie będzie, więc sobie odpuszczę. Ale muszę przyznać, że nazwisko głównego bohatera jest świetne ;)
OdpowiedzUsuńRaczej się nie skuszę. Myślę, że inne książki bardziej zasługują na uwagę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Oliwia :)
Witam zatem w moich skromnych czytelniczych progach:) Rozgość się i czuj jak u siebie;)
OdpowiedzUsuńMasz całkowitą rację!
OdpowiedzUsuńKoncept faktycznie pierwsza klasa:)
OdpowiedzUsuńUdało Ci się już przeczytać?:)
Na pewno! Nowa Puzyńska i Bonda czyhają za rogiem, więc jest czego oczekiwać;)
OdpowiedzUsuńNie, książki autorki odkładam jeszcze w czasie, ale przyjdzie na nie właściwy moment :)
OdpowiedzUsuńSłusznie, słusznie. Moment trzeba wyczuć;)
OdpowiedzUsuń