poniedziałek, 1 lutego 2016

Studio Accantus na żywo w Teatrze Korez - spełnienie marzeń



Brakuje mi słów, żeby to opisać, a wiecie, że zdarza się to rzadko.


Odebrało mi mowę.


To była najlepsza rzecz na jakiej kiedykolwiek byłam - a wizyt w teatrach, teatrach rozrywki, operach, filharmoniach i wszelkich innych ośrodkach kultury mam w życiorysie bardzo wiele . 

Zgadzało się wszystko - wykonawcy, dobór utworów (mogli wybrać wszystko, a wybrali między innymi dwie moje ulubione!), klimat, talent, fenomenalne wykonanie. 

Tłumy czekają po recitalu na autografy:)


Są niemożliwi, aż chciało mi się (i chce nadal) płakać. 

Karolina Warchoł i Adrian Wiśniewski - mistrzowie dzisiejszego wieczoru, odpowiedzialni za mój stan.




Reżyser studia dzielnie podpisuje:)

Adrian Wiśniewski nie pozostaje w tyle;)


Rewelacyjne covery piosenek, wykonania po stokroć lepsze niż oryginały, a przy tym fantastyczna gra aktorska - kreacja konfrontacji Jekylla i Hyde'a była nie do podrobienia (a spektakl, z którego utwór pochodzi miałam okazję widzieć wcześniej w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, więc wiem o czym mówię). 

Wzruszająco i przepięknie zaśpiewane utwory z Anastazji i Dzwonnika z Notre Dame ściskały za serce, a zagrany na bis Czas żreć dopełnił dzieła.

KAPITALNY RECITAL.

Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli możliwość posłuchać Studia Accantus na żywo - nie wahajcie się. Gwarantuję, że są warci każdych pieniędzy.

Poniżej próbka ich talentu, część tego czego mogłam dziś słuchać w Teatrze Korez. Tutaj widzicie jedynie tyle, ile można zrobić w studio. Dodajcie do tego oświetlenie, muzykę na żywo, grę aktorską, interakcję z publicznością i będziecie mieli maleńkie pojęcie o tym, co dziś działo się na scenie.

Spełnienie marzeń, emocje długo nie opadną!







3 komentarze:

  1. Słucham z przyjemnością i łezką w oku, bo dzięki córce - w moim domu rozlega się często głos - zwłaszcza Karoliny Warchoł... Zdążyłam się zakochać:) Zazdroszczę, że obcowałaś na żywo... Teatr Korez - niezawodny. Zawsze dostarcza wielu wzruszeń.

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak! Ale to co się działo na żywo - ciągle miałam łzy w oczach, ciary po plecach przechodziły, uśmiech nie schodził z twarzy - gdyby ktoś mnie nagrał, to prawdopodobnie przez cały występ wyglądałam jak na haju :) Jest czego zazdrościć;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Magda Szczurek5 lutego 2016 13:34

    Nie to co Clapton :D hehhe, nie no na pewno było pięknie, cieszymy się z Tobą :D

    OdpowiedzUsuń