niedziela, 15 czerwca 2014

Z grubsza Wenus – Anna Fryczkowska


Tytuł: Z grubsza Wenus
Autor: Anna Fryczkowska
Wydawnictwo: Prószyński
Ilość stron: 304
ISBN: 9788378397380

Ciężko przekonać mi się do polskich powieści obyczajowych, zwłaszcza tych sygnowanych hasłem „humorystyczna” czy „ironiczna”. Boleję nad tym, ale rzadko potrafię je docenić, rzadko do mnie trafiają i jeszcze rzadziej skłaniają do chwili refleksji nad proponowaną problematyką. Inaczej stało się z tekstem Anny Fryczkowskiej, choć nie ukrywam, że i tutaj byłam pełna obaw. Autorkę poznałam już za sprawą dwu książek: Kobieta bez twarzy (tu było dość słabo) i Starsza Pani wnika (tu z kolei było świetnie!), nierównych i dlatego wciąż pozostawiających mnie z pytaniem o to czy Fryczkowską jednak warto czytać, czy nie warto.

Z grubsza Wenus zapowiadała się niepozornie. Oto dwie kobiety wagi dość ciężkiej i zdecydowanie ciężkiej, spotykają się na obozie odchudzającym i trafiają do jednego pokoju. Każda przyjechała z innym bagażem doświadczeń, z innymi frustracjami i innymi sposobami reagowania oraz wyrażania emocji, a także z innymi motywacjami. Jasia i Basia – dwa różne światy, które na pozór dzieli cała galaktyka. Obie panie przekonają się jednak jaki świat jest mały i jak wiele je łączy, choć żadna z nich nie chciałaby się do tego przyznać.
Janina to kobieta, która tak naprawdę wcale nie chce się odchudzać – kocha jeść i kocha siebie taką, jaką jest. Akceptuje swoje ciało i to czyni ją atrakcyjną. Jednak nie w oczach Basi – perfekcyjnej w każdym calu, od lat dążącej do doskonałości, próbującej zrzucić każdy zbędny dekagram. Ona uznaje starszą o kilkanaście lat Jasię za chodzącą obrzydliwość i definicję słabego charakteru oraz przegranego życia, skazaną na porażkę i zdecydowanie niewartą miłości. Od samego początku trzyma ją na dystans, mimo że tamta stara się z nią zaprzyjaźnić, opowiadając jej między innymi historię swojego życia i swojego romansu, w który rzecz jasna Basia nie jest w stanie uwierzyć. Ona sama, mimo rygorystycznego dbania o linię, została zdradzona przez męża. Jakże więc, ktoś tak otyły jak Jasia mógłby mieć cokolwiek wspólnego z miłością i namiętnością? To nie mieściło się w precyzyjnie zaprogramowanym (wytresowanym?) na odchudzanie (przez matkę i męża) umyśle kobiety.
Podczas gdy Basia przyjechała na obóz, by schudnąć, Janina po raz kolejny poddaje w wątpliwość sens takich prób. Obie jednak zamiast ciała, spróbują uleczyć swoje dusze, o wiele bardziej potrzebujące naprawy niż to, co widoczne gołym okiem. Narracja prowadzona jest naprzemiennie z perspektywy obu kobiet, dzięki czemu możemy dokładniej przyjrzeć się ich odmiennym zapatrywaniom.
Fryczkowska poprzez swój tekst manifestuje sprzeciw przeciwko chorej pogoni za szczupłą sylwetką, której ceną jest frustracja, lęk, depresja, popsute relacje z rodziną i kompletnie zrujnowane wnętrze człowieka. Buntuje się przeciwko modzie na bycie chudą, która staje się celem nadrzędnym, ważniejszym niż szczęście, akceptacja siebie i spokój wewnętrzny. Autorka ukazuje świat, w którym o człowieku świadczy ilość kilogramów w stosunku do ilości mięśni, nie zaś życzliwość czy pomocność.  Zdaje się ostrzegać, że szczupła sylwetka nigdy nie będzie substytutem spełnienia, że ważniejsze niż liczba ukazującą się na wadze jest nasz stosunek do samych siebie i innych, a także zdrowie, którego nikt nam nie wróci. Nie mówi, że otyłość jest stanem, do którego należy dążyć, o nie! Pokazuje jednak, że także ludzie „przy ciele” mają szansę na odwzajemnioną miłość i spełnienie, a nie że są skazani na społeczny ostracyzm i wykluczenie z środowiska ludzi fit. Dobrze sięgać po takie książki! W sposób niezwykle lekki kompromituje ona bowiem oczekiwania wobec kobiet, stawiane zarówno przez mężczyzn jak i (o zgrozo!) przez same kobiety, które z pokolenia na pokolenie przekazują przeświadczenie o tym, że do końca swoich dni należy jeść 1000 kcal dziennie i broń Boże nie celebrować posiłków, bo każdy nadprogramowy dekagram może zrujnować karierę, życie małżeńskie i towarzyskie. Ośmiesza świat, w którym o wartości kobiety decyduje wygląd, mężczyzna u boku i wieczny uśmiech, poświadczający o doskonałym samopoczuciu bez względu na zmęczenie, ciążę, chorobę czy jakiekolwiek inne czynniki, które nie powinny się wydarzyć.
Zimny prysznic! Polecam serdecznie.

Recenzje innych książek Fryczkowskiej po kliknięciu:

http://shczooreczek.blogspot.com/2012/06/starsza-pani-wnika-anna-fryczkowska.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2011/08/kobieta-bez-twarzy-anna-fryczkowska.html
 

2 komentarze:

  1. Ostatnio w księgarni trzymałam tę książkę, zainteresowała mnie tematyka, ale nie kupiłam, bo podobnie jak Ty nie jestem wielką fanką polskich powieści obyczajowych (delikatnie rzecz ujmując). A tu taka pozytywna recenzja :)

    OdpowiedzUsuń