Autor: Małgorzata Kalicińska, Basia Grabowska
ISBN: 978-83-7747-734-2
Wydawnictwo: W.A.B. - dziękuję!
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 416
Irena – Małgorzata Kalicińska, Basia Grabowska
Powieści pisane w duecie zawsze
budzą moje ambiwalentne uczucia – zarówno przemożną ciekawość, ale też lęk o
to, jak pisarski tandem zdołał połączyć siły i co w rezultacie wyszło z ich
próby stworzenia czegoś wspólnie.
Irena, to literacki eksperyment Małgorzaty Kalicińskiej i jej córki
– Basi Grabowskiej. To swoista próba przeniesienia na karty książki złożonej
relacji matka-córka, która swej autentyczności nabiera właśnie poprzez postaci autorek:
tej z bogatym doświadczeniem twórczym, jak i tej początkującej – z wielkim
potencjałem i głową pełną pomysłów, nieskażoną jeszcze trudnym światkiem
literackim.
Co wyszło z tego doświadczenia? Powieść
niezwykle prawdziwa, ukazująca złożone relacje międzypokoleniowe z dwu
perspektyw: matki oraz jej jedynej córki. Co więcej: matki żyjącej z traumą po
śmierci łóżeczkowej swojego pierwszego dziecka; śmierci, o której postanowiła
córce nie wspominać, skazując ją na poczucie wyobcowania i niespełnienia wygórowanych
oczekiwań rodzicielki, która nie umiała pogodzić się z myślą, że „nie ma
dziecka jakiego pragnęła, ale takie jakie się urodziło”, która podświadomie
przelewała na pociechę swoje niespełnione ambicje i frustracje, powodując ich
napięte relacje.
Narracja prowadzona dwutorowo, ukazuje różnice w postrzeganiu rzeczywistości przez dwie kobiety, które szukają wspólnej więzi, jednak nie potrafią jej odbudować. Jedyną osobą, która potrafi złagodzić ich konflikty jest tytułowa Irena – przyszywana ciotka, która niedawno straciła męża. Dorota, przez wiele lat żyjąca z nieprzepracowaną żałobą po zmarłym dziecku, śmierć Felka – męża Ireny, niezwykle bliskiego ich rodzinie – przeżywa na swój własny sposób, próbując oswoić ją w sposób od wieków znany ludzkości: poprzez śmiech. Niestety, niektóre dialogi i refleksje bohaterów, zasygnalizowane przez autorki, budują wrażenie niestosowności stylów: chwilę po nostalgicznym wspominaniu, smutnej atmosferze, poważnym przemyśleniom, pojawiają się w tekście słowa takiej jak „bzykanko”. Odreagowanie przy pomocy śmiechu to jedno, ale mieszanie stylów powodujące tak nieprzystający do całości kontrast, to drugie. Wpadek takich jednak w książce tej niewiele, dlatego z powodzeniem polecić można ją każdemu pokoleniu kobiet.
Narracja prowadzona dwutorowo, ukazuje różnice w postrzeganiu rzeczywistości przez dwie kobiety, które szukają wspólnej więzi, jednak nie potrafią jej odbudować. Jedyną osobą, która potrafi złagodzić ich konflikty jest tytułowa Irena – przyszywana ciotka, która niedawno straciła męża. Dorota, przez wiele lat żyjąca z nieprzepracowaną żałobą po zmarłym dziecku, śmierć Felka – męża Ireny, niezwykle bliskiego ich rodzinie – przeżywa na swój własny sposób, próbując oswoić ją w sposób od wieków znany ludzkości: poprzez śmiech. Niestety, niektóre dialogi i refleksje bohaterów, zasygnalizowane przez autorki, budują wrażenie niestosowności stylów: chwilę po nostalgicznym wspominaniu, smutnej atmosferze, poważnym przemyśleniom, pojawiają się w tekście słowa takiej jak „bzykanko”. Odreagowanie przy pomocy śmiechu to jedno, ale mieszanie stylów powodujące tak nieprzystający do całości kontrast, to drugie. Wpadek takich jednak w książce tej niewiele, dlatego z powodzeniem polecić można ją każdemu pokoleniu kobiet.
Wydawać by się mogło, że to
powieść lekka, jednak pod pierzynką potocznego języka, stylizowanego na bardzo
naturalny, przypominający dialogi, jakie możemy usłyszeć na co dzień, będący
zapisem rozmów i kłótni, które każda z nas przeżyła nie raz – znajduje się problematyka
o wiele poważniejsza. Odwieczny, nierozwiązywalny problem relacji matki z
córką, poczucie niespełniania oczekiwań i ciągłego bycia wykluczonym przez
swoją nieprzystawalność do ogólnie przyjętych norm, zderzenie codzienności z
tym, czego za życia komuś nie udało się zrobić, zestawienie perspektywy ziemskiego
przebywania i śmierci, motyw osoby starszej, ciepłej, z bogatym doświadczeniem
życiowym, które umożliwia jej łagodzenie obyczajów, szuanie złotego środka w
stosunkach między sfrustrowaną mamą, a córką, która za wszelką cenę stara się
udowodnić swoją wartość i zasłużyć na szacunek rodziców.
To sprawnie napisana powieść, w
której każda kobieta może czytać siebie. Dzięki takiemu zabiegowi książka ta
posiada bardzo szeroki zakres odbiorców. Wzorzec singielki, próbującej na własny
rachunek przeżyć swoje życie; takiej, która nie chce przyznać się, że z jakichś
przyczyn nie potrafi się zaangażować emocjonalnie i w związku z tym manifestuje
swoją niezależność, stawia na karierę, rozwój zawodowy, przedkłada „mieć” nad „być”,
zostawiając daleko w tyle marzenia matki o wnukach, o szczęśliwej rodzinie dla
swojej córki, to model doskonale znany każdemu z nas. XXI wiek powoduje masową „produkcję”
ludzi ukrywających się za wygodnymi
wymówkami takimi jak „praca”, „kariera”, „samowystarczalność”, „zapewnienie
sobie dobrego startu”, ale także takimi, którzy własne niespełnione ambicje
przelewają na kolejne pokolenia. Coraz rzadziej młodzi ludzie podejmują ryzyko
przejścia przez życie z partnerem, z rodziną w której mogliby w chwilach
trudnych odnaleźć wsparcie i poczucie bezpieczeństwa; coraz rzadziej też ludzie
ze sobą rozmawiają. Irena, to książka,
która wychodzi tym problemom naprzeciw, próbując je usystematyzować i wskazać
rozwiązanie albo chociaż: otworzyć oczy. Warta naszego czasu, pisana dla
kobiet, o kobietach, z myślą o kobietach.
I podkreślająca, że wspólny
wysiłek matki i córki może przynieść niesłychane niespodzianki – taką niespodzianką,
jest właśnie ta książka, świadectwo poukładanych relacji i zgodności.
Raczej podziękuję. Może Pani Kalicińskiej bym coś sobie przeczytała, ale za debiuty pisarskie podziękuję.
OdpowiedzUsuńJa dziś zaczynam przygodę z książką, ale w wersji audiobooka :)
OdpowiedzUsuńA ja z chęcią sięgnę po tę książkę, mam nadzieję, że wkrótce pojawi się w bibliotece, bo z tego co wiem panie bibliotekarki bardzo lubią panią Kalicińską :)
OdpowiedzUsuńZ pisarskim polskim duetem miałam do czynienia czytając "Makatkę" Katarzyny Grocholi i jej córki Doroty Szelągowskiej, takie spojrzenie na wiele spraw z perspektywy matki i córki.
Bardzo ładna okładka, kusi mnie z regałów w księgarni. Tematyka też dość ciekawa, więc może skuszę się przy najbliżej okazji. Nie czytałam jeszcze nic Kalicińskiej, więc mam mniejsze obawy co do wspólnego pisania ;)
OdpowiedzUsuńTo było także i moje pierwsze spotkanie z Kalicińską: na tyle dobre, że skuszę się na więcej, jak tylko odetchnę od tego typu pisania i tematyki, która ostatnio się mnoży;)
Usuń