wtorek, 27 grudnia 2011

Święta z kardynałem – Fannie Flagg




Potrzebujecie lektury lekkiej, w sam na okres świąteczny? Szukacie czegoś co oderwie Was od trosk i pozwoli przeżyć kilka radosnych chwil z nosem w książce?
Na tę okazję niezastąpiona będzie Fannie Flagg.

Jej powieść Święta z kardynałem, zapewni Wam godziny spędzone w bukolicznej atmosferze, a po odłożeniu książki z powrotem na półkę będziecie niezwykle odprężeni.
Wszystko to za sprawą wycieczki do Lost River.
Oswald T. Campbell to rozwodnik, żyjący w chłodnym Chicago. Po ostatniej wizycie u lekarza dowiaduje się, że jego stan zdrowia się pogarsza i jedynym rozwiązaniem jest wyjazd  w miejsce ciche i spokojne. Diagnoza, którą usłyszał bohater ograniczyła się do kilku słów: może on nie przeżyć nawet zbliżających się świąt Bożego Narodzenia.
W tej sytuacji mężczyzna decyduje się na dokończenie wszystkich spraw i wyjeżdża do poleconej przez lekarza mieściny na południu Alabamy – Lost River. Nie spodziewa się, że spotka się z tak ciepłym przyjęciem i że w miejscu  tym zapomni o wszystkich troskach, a także zacznie spełniać swoje ukryte pragnienia. Mieszkańcy miasteczka szybko stali się dla niego niczym rodzina, u której zawsze mógł liczyć na wsparcie i serdeczność. Najbardziej charakterystycznym i znanym mieszkańcem Lost River jest kardynał – ulubieniec wszystkich, w szczególności małej Patsy. To właśnie wokół niego rozegrają się główne wydarzenia, których finał będzie niezwykle zaskakujący i niosący wiele ze sobą pokłady na nowo odkrytej nadziei.
Powieść Fanny Flagg, choć krótka, sprawia niemałą przyjemność. Jej sielankowość pozwala na chwilę zapomnieć o problemach, oderwać się od rzeczywistości, po to, by w duchu bożonarodzeniowym przeżyć chwile idylli i błogiego spokoju. To książka naiwnie słodka, którą prawdopodobnie dobrze odebrać można jedynie w tym czasie, gdy szukamy wyciszenia i pociechy. W każdych innych okolicznościach może wydać się przesłodzona i przesadzona. Na teraz – jak znalazł.

Jedyną rzeczą, która mnie nieco dziwi jest okładka i ta… papuga. Kolorem kardynała przypomina, ale nadal jest duża niezgodność. To przecież jednak nie jest najważniejsze;)





______________________
Poszłam za Waszą radą i sięgnęłam po coś lekkiego - zapał do czytania wrócił momentalnie;)

14 komentarzy:

  1. Słyszałam wiele pochlebnych opinii o tej książce i choć sama nie jestem do takowym pozycji przekonana, wydaje mi się, że blogowe recenzje są w stanie mnie do niej przekonać. Co do okładki - też nad nią dumałam przy okazji pierwszej opinii na stronie którejś z bloggerek. W pierwszej chwili pomyślałam, że kardynał to może jakiś gatunek ptaka, czy coś :)) Pozdrawiam poświątecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety w ogóle mnie nie pociąga, więc chyba sobie odpuszczę - nic na siłę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Potrzebuje czegoś takiego. Muszę odpocząć przy lekkiej lekturze, ale na razie nie mam na to czasu. Z pewnością nie zapomnę o tej książce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejna pozytywna recenzja tej książki. Chętnie ją przeczytam:))

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja właśnie się katuję czymś zupełnie odmiennym gatunkowo, więc w tej chwili książka nie bardzo do mnie przemawia - jednak będę ją mieć na uwadze, kiedy najdzie mnie czytelnicza niemoc:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. To to nie jest o ptaku? :D Bo powiem ci, że sie uprzedziłam okładką, a na ornitologie nie miałam specjalnie ochoty :)

    OdpowiedzUsuń
  7. She:
    Kardynał to ptak, ale jego znaczenie jest tu raczej symboliczne:)))

    Dwojra:
    Tak, kardynał to gatunek ptaka;) Ale to nie papuga;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, nie udał im się ten kardynał na okładce ;)
    Czytałam tę książkę pod innym tytułem i muszę przyznać, że okładka czytanego przeze mnie egzemplarza bardziej przypadła mi do gustu, no i te przepisy o których wspominałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Lektura tej książki przede mną, także cieszę się, że otrzymuje tyle pozytywnych opinii. A o historii z "pomylonym" ptakiem już słyszałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mimo, że lekka i przyjemna, nie przekonuje mnie. Po prostu teraz nie potrzebuję takiej lektury. ;)

    Pozdrawiam, Klaudyna.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak już pisałam przy kilku recenzjach tej książki - najpierw wezmę się za "Smażone zielone pomidory", a jeśli mi się spodobają, to może kiedyś sięgnę i po ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  12. Brzmi bardzo przyjemnie, także przy odrobinie czasu chętnie sięgnę ;).

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Cieszę się, że Twój zapał do czytania wrócił. Szkoda, że nie da się przeczytać jakiejś lekkiej książki, by wróciła chęć do nauki. Kolejny dzień zmarnowany za mną...

    OdpowiedzUsuń
  14. Wydaje się całkiem przyjemna,z chęcią bym ją przeczyta ła;)

    OdpowiedzUsuń