sobota, 6 kwietnia 2019

"Lista Lucyfera" - Krzysztof Bochus



Twórczość Krzysztofa Bochusa miałam okazję poznać, czytając Czarny manuskrypt, a później kolejne tomy. Tym bardziej ucieszyła mnie wieść o tym, że autor wraca z zupełnie nową książką.

Lista Lucyfera przenosi czytelnika do Trójmiasta toczonego serią brutalnych zabójstw, wskazujących na obecność seryjnego mordercy. Teoria ta potwierdza się, gdy zabójca postanawia skontaktować się z dziennikarzem Adamem Bergiem, któremu przekazywać ma informacje o kolejnych popełnionych zbrodniach. Liczy na to, że pismak podzieli się swoją wiedzą z opinią publiczną, czyniąc go postacią niezwykle popularną, a przy tym wszystkim budzącą strach. 

Redaktor podejmuje rękawicę, decydując się jednocześnie na współpracę z miejscową policją. Od tej pory rozpoczyna się wyścig - żurnalista wraz z organami ścigania kontra oprawca zdolny do wszystkiego i pracujący według sobie tylko znanego klucza. Nie muszę chyba dodawać, że w tym wszystkim dziennikarz postanawia prowadzić własne śledztwo, ryzykując życie swoje i swoich bliskich. Tym bardziej, że ma do czynienia z przebiegłym wrogiem. 

Ślady pozostawiane na miejscu zbrodni i sposób okaleczania ofiar wiodą w ślad za obrazami Zdzisława Beksińskiego, tak silnie korespondującymi ze śmiercią (patrz: Blind). Czy faktycznie morderca inspiruje się tym twórcą, z jego obrazów tworząc  theatrum mortis? 

Gdy wydaje się, że jesteśmy już krok za zabójcą, intryga zagęszcza się, a rozwiązanie oddala. 

Lista Lucyfera wciąga od pierwszych stronic, nie tylko nie pozwalając książki odłożyć, ale też otwierając czytelnika na kulturę - zmusza wręcz do przypomnienia sobie dzieł Beksińskiego i odnajdywania w nich powiązań z mordercą. Świetnie poprowadzona narracja, od początku do końca trzymająca w napięciu, generująca wyskok adrenaliny i kapitalnie realizująca wszystkie założenia dobrego thrillera. Przy tym wszystkim została zmyślnie połączona z poprzednimi tekstami Bochusa - Abell znany z jego kryminałów retro, to dziadek Berga, którego poznajemy w Liście Lucyfera. 

Książka, którą mam w ręku to kryminał z najwyższej półki, na wskroś współczesny, będący swoistym studium ludzkich słabości i mroku, a przy tym wszystkim zręcznie i inteligentnie wprowadzający wątki historyczne - coś co niezwykle cenię w tym gatunku, bowiem nadaje książce poza walorami rozrywkowymi także te edukacyjne. Warstwa językowa również nie pozostawia niczego do zarzucenia, do tego zresztą autor zdążył nas już przyzwyczaić - znakomicie włada on słowem. 

Kolejna wielka praca Bochusa - polecam serdecznie! Nie sądzę, by ktokolwiek mógł się na tej powieści zawieść - tak naprawdę nie znajduję w niej niczego, do czego można by mieć jakieś uwagi.


0 komentarze:

Prześlij komentarz