Zły Leopolda
Tyrmanda to powieść urastająca do rangi legendy. W niej to zaczytywano się w
czasach PRL-u, w niej szukano odbicia zastanych wydarzeń i ona też stała się
książką, dzięki której Tyrmand pozostaje rozpoznawalny do dziś.
Zmierzenie się z nią ponad pół wieku po wydaniu, to zadanie
nieco karkołomne. Nie dane jest mi pamiętać opisywane czasy, nie mam wspomnień
zbliżonych do wspomnień autora, dlatego też bałam się wejść w klimat tej historii,
obawiając się niezrozumienia i niedocenienia tego, co uznane zostało za
niezwykle ważne w ówczesnej prozie.
Akcja zawiązuje się, gdy Marta Majewska, po wyjściu z
apteki, w której starała się
zdobyć leki dla chorej mamy, zostanie niespodziewane
zaczepiona przez lokalną bandę rzezimieszków. Gdy wydaje się, że kobieta
znajduje się w sytuacji bez wyjścia, na ratunek przybywa jej tajemniczy
mężczyzna, tzw. Zły. Człowiek ów zasłynął w mieście jako samozwańczy
przedstawiciel sprawiedliwości. Mężczyzna otulony jest legendą – nikt nie wie z
kim ma do czynienia, a jego tajemnicze zachowanie przywodzi na myśl inne
postaci, postępujące według podobnych schematów – w tym wypadku Zorro. Wzorując
się na bohaterze, mężczyzna ratuje pokrzywdzonych, uderzając tym samym w
przestępców bezkarnie panoszących się w mieście. Warszawa to jeden wielki plac
budowy, gdzie łatwo o popadnięcie w niełaskę chuliganów i niosących postrach
wykolejeńców.
Jak można się spodziewać, ta enigmatyczna postać budzi wiele
emocji, kontrowersji i domysłów. Warszawa kipi do plotek na temat zagadkowego
obrońcy uciśnionych, który wciąż nie daje się poznać. Przestępcy boją się
przeciwnika, milicja chce wiedzieć kto wykonuje za nią czarną robotę,
przeciętni mieszkańcy Warszawy pragną poznać tego, któremu należy podziękować.
Przestępczy półświatek postanawia zebrać szyki i wziąć
udział w otwartej wojnie przeciwko miejscowemu superbohaterowi o jarzących się
oczach, stanowiącemu jawne zagrożenie dla ich działalności.
W tle wydarzeń mają miejsce inne sytuacje ważkie dla bohaterów:
Marta i lekarz Witold Halski oddają się radosnemu uniesieniu miłosnemu,
jednakże ich związek także narażony będzie na niebezpieczeństwo.
Dziewczyna przez nieuwagę i niejako nieumyślnie wciągnięta zostaje w towarzystwo dalekie od przyzwoitego. Witold z kolei, jedna z najbardziej pozytywnych postaci tej powieści, staje się obiektem zainteresowania Olimpii, zmyślnie rozprowadzającej swoje sieci.
Dziewczyna przez nieuwagę i niejako nieumyślnie wciągnięta zostaje w towarzystwo dalekie od przyzwoitego. Witold z kolei, jedna z najbardziej pozytywnych postaci tej powieści, staje się obiektem zainteresowania Olimpii, zmyślnie rozprowadzającej swoje sieci.
Tyrmand z niebywałą dokładnością dba o topograficzne
szczegóły, opisuje Warszawę tak płynnie i z taką dbałością o detale, że nie sposób
nie uwierzyć, że to o czym pisze, faktycznie tak wygląda.
Pod tym względem uwydatnia się spore podobieństwo do
czytanej przeze mnie niedawno powieści Korzeniec, której autor również z niezwykłą precyzją dbał o opisy miasta, czyniąc go niejako głównym bohaterem powieści [skądinąd oba
kryminały odnoszą się do historii, co również można uznać za cechę wspólną].
Nie Złego, nie Majewską, nie złoczyńców, ale właśnie
Warszawę. Miasta opisywanego w dwójnasób: zarówno wytykając mu jego wady, jak i
wychwalając zalety. Autor daleki jest od gloryfikowania, ale nie popada też w skrajność, napiętnując jedynie to, co widzi jako niedoskonałe. W sposób obiektywny przedstawia swoje spostrzeżenia, nie siląc się przy tym na wybielenie oblicza Warszawy.
Tyrmand zadziwia swoją błyskotliwością. Jego powieść to
prawdziwe tomiszcze, w którym nie znajdziemy ani minuty na nudę. Jak on to
robi? Nie wiem, ale z całą pewnością to książka godna polecenia, nie tylko jako
bardzo dobry kryminał, ale też jako świadectwo opisywanych czasów. Budowane
przez niego dialogi buzują od emocji, są niezwykle naturalne, a przy tym
niebywale interesujące.
Czytając tę książkę wcale nie odczujecie tego, że została
napisana ponad 60 lat temu – wciąż jest tak samo aktualna i warta uwagi. Nie
nudzi, a przyciąga. Magnetyzm Tyrmanda jest nieopisany – zakosztujecie raz, a
będziecie wiedzieli o czym mówię:)
O napisana 60 lat temu? Takie eksperymenty lubię :)
OdpowiedzUsuń"Złego" widziałam tylko w teatrze i nie byłam szczególnie zachwycona. Prawdopodobnie właśnie tych warszawskich realiów z tamtych lat zabrakło w przedstawieniu. W końcu to właśnie opis Warszawy uchodzi w tej książce za najciekawszy. A poza tym ja lubię książki o miejscach, które znam. Mogę sobie wtedy wyobrażać, jak to wyglądało przed laty. Do Tyrmanda też pewnie w końcu sięgnę, tylko tak jakoś nigdy nie starcza mi czasu.
OdpowiedzUsuńJa również zdecydowanie wolę opisy miejsc, które znam, a ani Warszawa, ani nawet tak niedaleki Sosnowiec nie są mi bliskie. Mimo to czytało się naprawdę dobrze. Owszem, ja tych opisów na pewno nie odbieram tak jak warszawiacy (czy w przypadku Korzeńca sosnowiczanie), ale ma to swój niewątpliwy urok. I daje miejsce wyobraźni:)
OdpowiedzUsuńJa Warszawę znam, bo w niej mieszkam. :D "Złego" muszę przeczytać koniecznie, na razie widziałam tylko interpretację teatralną.
OdpowiedzUsuńJa z kolei chciałabym mieć możliwość obejrzenia spektaklu:)
UsuńChciałabym przeczytać i dowiedzieć się o co tyle szumu wokół tego autora. :)
OdpowiedzUsuńZachęcam:)
UsuńZakosztuję :)
OdpowiedzUsuńCieszę się:)
UsuńWczoraj spacerowałam po empiku sięgnęłam po "Złego", przeczytałam opis i zastanawiałam co w niej jest takiego, że od lat czytelnicy do niej wracają :) jak widać jest w niej sporo rzeczy wartych uwagi.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać. I tak ogólnie Tyrmandem się zainteresować.
OdpowiedzUsuń