niedziela, 18 sierpnia 2013

veni, vidi, vici. co nieco o wakacjach.

Gdy to czytacie, prawdopodobnie jestem w trasie Niemcy-Polska.
Wyjazd do rodziny niesamowicie oczyścił mnie z codziennych trucizn, uwolnił od zniewalającego syndromu nadambicji [lubię tworzyć słowa na potrzeby jednorazowego użycia:)] i pragnienia natychmiastowego realizowania wszystkich zobowiązań, do których garnę się w myśl zasady „wszystko albo nic”. Poddenerwowało mnie troszkę prezentowanie mnie jako dziwaka, siedzącego całymi dniami z nosem w książkach i dającego się wykorzystywać do roboty za darmo [recenzowanie], a do tego dobrowolnie rezygnującego z alkoholu [a co, nie wolno mi?!] i przez to wszystko nic niemającego z życia. Moja podmiotowość się odezwała i zbulwersowała. Czytasz do przesady, mówią. Wcale nie, czytam ile potrzebuję. Mam wiele z życia, a to, że dla mnie życie znaczy coś innego niż dla innych - moja sprawa. Ja nikomu z buciorami do ogródka nie wchodzę. Nie tak się widzę, nie tak chcę, by widzieli mnie inni. A jednak: odetchnęłam, prawdziwie się zrelaksowałam, oddałam lekturze z przyjemności, a nie z obowiązku, uwolniłam do wizji piętrzących się stosów działających jak wyrzut sumienia chronicznie dzwoniący na alarm.
Nie mogę jeszcze powiedzieć, że brakuje mi lektur i pewnie przez długi czas nie będę potrafiła wejść płynnie w nowości miesiąca i w klasykę, bo wciąż tkwię w minionym. Opisy książek w żaden sposób nie oddają ich charakteru, umniejszają ich wartość, a ja często daję się nabrać, mimo wielu lat praktyki, czego gorzkie konsekwencje później odczuwam. Jasne, radzę sobie – w końcu wiem jakim autorom, seriom, wydawcom można zaufać, a jednak żal mi, smutno, gdy widzę ten feeryczny chłam wystawiany na półkach, który ma jedynie mamić niską ceną i pstrokatą, nieraz przepiękną okładką nie niosącą ze sobą żadnej innej wartości prócz estetycznej. Delektowanie się lekturą – spokojne, niespieszne – to jest rzecz, której dziś brakuje. We wszystkim kieruje nami pośpiech. Mną szczególnie. W pośpiechu – podobnie jak Konwicki, tak zatytułowałabym swoje życie.
Boję się, czego?
Z pewnością dręczy mnie chroniczne poczucie, że po powrocie wróci moja frustracja i lęk przed niespełnionym w terminie obowiązkiem. Terminy narzucam sobie sama, widziały gały co brały, a jednak – strachem napawa mnie myśl o tym, że cały wyjazd może odejść w zapomnienie, nie pozostawić po sobie żadnego śladu poza efemerycznymi i delikatnymi jak pajęcza sieć wspomnieniami. Nigdy nie potrafię się zrelaksować, wszędzie wietrząc nieodrobione lekcje: filmowe, książkowe, towarzyskie, osobiste. Tym razem było inaczej, ale czy umiejętność ta nie jest jedynie ulotną mrzonką? Urlop sprowokował we mnie spojrzenie wstecz, za siebie. Podsumowania, gorzkie refleksje, samobiczowanie za głupotę wyborów i zachłanność czytelniczą – tak było i tego właśnie było mi trzeba. Poza tym zwiedzanie, zgodność przemyśleń i odwiedzanych miejsc: kierunek historia.
Słodko-gorzkie te wakacje, będące próbą uporządkowania chaosu myśli i przeżyć po niezwykle ciężkim, naznaczonym cierpieniem roku. Jak zwykle dobrze gram, genialnie się maskuję, udając, że wiele traum już przepracowałam i nie ma po co do nich wracać, podczas gdy do furii doprowadza mnie niewrażliwość tych, którzy na moje gierki się nabierają, nie widząc, że to co się zdarzyło odcisnęło piętno i sączy się niczym ropiejąca rana, która nie chce się zagoić, a którą usypiam i wypieram ze świadomości. Nie ma czasu na słabości. Pisanie jest i zawsze było dla mnie formą ekshibicjonizmu i terapii, a dobór lektur i sposób mówienia o nich, delikatną sugestią, że może jednak jest jeszcze coś, o czym chcę rozmawiać, a o co nie umiem się upomnieć i właśnie w ten sposób domagam się uwagi.
Nic to, wcześniej czy później wszystko wychodzi na wierzch: szczególnie w coraz chłodniejsze wakacyjne wieczory, które przypominają inne, w które jeszcze byłaś.

Ponad miesiąc wakacji jeszcze przede mną, wiele można osiągnąć:) Cel jest jasny.

8 komentarzy:

  1. Niezwykle osobisty wpis, bardzo wazny.
    Zycze, abys pozbyla sie zalegajacych stosow i moze zachlannosci czytelniczej rowniez, jesli czujesz sie z nia zle. Sama nie wspolpacuje z wydawnictwami, bo nie czulabym sie dobrze z takim obowiazkiemi terminami. Mimo tego sama nakupowalam sobie ksiazek z zachlannosci, mam zbyt duzy zapas i z pewnoscia niektore pozycje juz sie zdeaktualizowaly, jesli chodzi o moje zainteresowania. Mam jednak nadzieje, ze uporam sie z tymi stosami, ktore sama sobie usypalam pod nogami.

    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę... momentami, jakbym o sobie czytała. W wielu momentach, prawie cały tekst jakby o mnie. Więc przytulam Cię Słońce mocno :*
    Spokojnej podróży i niebrutalnego powrotu do codzienności

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasem naprawdę warto stanąć obok i zastanowić się czy nie da się inaczej... Większość książkowch blogów powstaje z pasji a przeradza się w dziwny obowiązek. Jasne, człowiek chce przeczytać wszystko co wydaje mu się ciekawe ale ... świat się nie zawali jeśli którąś z tych książek przeczyta w bliżej nieokreślonej przyszłości ;-) Mam nadzieję że podczas tego wypoczynku uda Ci się właściwie ustawić prorytety i sprawić, byś poczuła się naprawdę dobrze. Ty tu rządzisz i Ty decydujesz. A jeżeli inni wtykają nos w Twoje życie to widać ich musi być baaardzo nudne :-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Za dużo myślisz, ciesz się chwilą ; *
    Może to się wydaje głupie, ale... mnie pomaga to być szczęśliwą c;

    Pozdrawiam, obserwuje i zapraszam do siebie.
    http://naszksiazkowir.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem po sobie jak kilka dni poza domem może pomóc. Uwielbiam pisać i robię to dla siebie by rozwijać swój warsztat i pracować nad nim. Rzadko zwracam uwagę na opinię innych; czytam i piszę bo lubię i będę to robić bez względu na kogokolwiek! Udanego wypoczynku!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wyjechanie gdzieś daleko, to najlepsze co mogłam zrobić na urlopie. Dwa tygodnie bez komputera, telefonu. Jakże ja odpoczęłam. Błogie lenistwo z A. Tylko co z tego, jeśli w pierwszy dzień po powrocie do pracy miałam już depresję.

    A co do tego niepicia i czytania. Znam to. Ileż ja się nasłuchałam na ten temat. Co najmniej jakby mnie ktoś do tego czytania i niepicia zmuszał. Ludzie są głupi i wpieprzają się tam, gdzie nie powinni.

    OdpowiedzUsuń