poniedziałek, 28 maja 2018

Pani wyrocznia - Margaret Atwood



Uznawana za jedną z lepszych powieści Margaret Atwood, Pani wyrocznia, to dla mnie niestety lekkie rozczarowanie.

Głowna bohaterka, Joan Foster, to kobieta będąca symbolem zmiany. Z osoby walczącej z nadwagą oraz szarpiącej się ze swoją rozgorycznoną matką-despotką, stała się Zosią Samosią – robiącą co jej się podoba i mająca figurę, jakiej zazdrościć mogłaby jej większość kobiet. Tu praca, tam mąż, gdzie indziej kochanek – bohaterka zakłada jedną maskę za drugą, przechodzi z roli do roli, nigdzie dłużej nie zagrzewając miejsca. Pisuje ona czytadła publikowane pod pseudonimem, do czasu, gdy nagle postanawia się przed światem odsłonić. Pierwsza powieść, na której okładce ujawniła ona swoją prawdziwą tożsamość przyniosła jej niebywałą sławę, a wraz z nią – niestety – szantażystę, zdolnego zrobić wszystko, by osiągnąć to, czego chce.

Joan po raz kolejny musi uciekać – powrót do anonimowości nie jest już niestety możliwy, pozostaje jej zatem jedynie nieustanna podróż, budująca z jej życia chaotyczną układankę, w której żaden element nie pasował do kolejnego.

Podczas lektury odnosiłam wrażenie, że bohaterka – mimo mnogości doświadczeń będących materiałem na szalenie ciekawą opowieść – jawi mi się jako postać mdła i bez wyrazu, jakby do końca sama nie zarysowała swojej tożsamości i tym samym nie mogła podzielić się nią z innymi. Fikcja u niej niebezpiecznie miesza się z prawdą, burząc daremnie szukany porządek. Sądzę, że – paradoksalnie – efekt ten był przez autorkę zamierzony. Jakby jej postać była niedokończona, ciągle „w tworzeniu”, jakby „stawała się” podczas lektury, na bieżąco, wciąż niepewna, w którą stronę powinna się kierować.

Mimo że to zabieg i zamysł ciekawy, ewokował on nudę przenikającą mnie podczas lektury, czego po książkach Atwood (za wyjątkiem niechlubnego dla mnie, choć cenionego przez krytyków cyklu Maddaddam) nigdy się nie spodziewam, bo w  90% dostaję lekturę, która wnika we mnie głęboko i zostaje ze mną na długo.

Tu niestety tego zabrakło, co nie znaczy, że lektury nie polecam – fanom autorki nie muszę jej rekomendować, innych zachęcam zaś, by zaczęli od innych jej powieści, tę zostawiając sobie na deser. Wielu uważa, że to książki dla kobiet, ja jednak mężczyzn zniechęcać nie mam zamiaru - miłośnik literatury obyczajowej na pewno znajdzie w niej upodobanie.