wtorek, 31 lipca 2012

Krąg Magii. Księga Daji - Tamora Pierce


Tytuł: Krąg Magii. Księga Daji
Wydawnictwo: Initium
Autor: Tamora Pierce
Rok wydania:
2012


Krąg Magii to cykl czterech powieści opiewających przygody przyjaciół: Sandry, Tris, Daji i Briara.
Bohaterów łączy magia, której sztukę opanowują pod czujnym okiem swoich nauczycieli, w miejscu zwanym Wietrznym Kręgiem.
Księga Daji, to tom w szczególności poświęcony historii życia tytułowej dziewczyny.
Bohaterka została skazana przez naród Kupców, z którego się wywodzi na wygnanie.   Z Tsaw’ha stała się trangshi – wyrzutkiem i przeklętą. Mimo, że po odrzuceniu przez najbliższych znalazła się w gronie rozumiejących ją magów, jej kupiecka natura cały czas ciągnęła ją do życia z przeszłości.
Uczucie to zostało spotęgowane, gdy wraz z przyjaciółmi i nauczycielami wyruszyła w podróż do Gór Złotej Grani. W miejscu tym od lat panują susze, które nie dość, że grożą ciągłymi pożarami, to jeszcze są przyczyną zbliżającego się nieuchronnie widma głodu.
Daja, przebywając w tej krainie, zupełnie przypadkowo tworzy dzieło, które staje się obiektem pożądania kupców – żyjącą, stale wzrastającą metalową winorośl.
Jej dawni rodacy, starają się podjąć negocjacje z dziewczyną, wiąże się to jednak z wieloma rytuałami, tym trudniejszymi do zrealizowania, że Daja traktowana jest przez nich z ogromną niechęcią.
Paradoksalnie jednak, z czym większym dystansem jest traktowana, tym silniej tęskni za życiem, które wydawać by się mogło, już nigdy nie powróci.
Po czasie Daja ma szansę na powrót do swojego byłego świata, jednak gdy staje przed tak wielką okazją, jej chęć do zmian radykalnie się zmniejsza. Do samego końca nie wiadomo więc jaką decyzję podejmie dziewczyna. Stanie bowiem przed bardzo trudnym wyborem – starzy rodacy, Kontra nowi, prawdziwi przyjaciele, którzy nie zawiedli jej nawet w chwilach największej próby.
Jeśli idzie o część formalną, książka ta w niczym nie odstępuje od poprzednich tomów cyklu. Jest napisana tak samo prostym, lekkim językiem. Doskonale spełnia przy tym zadanie jakim jest dotarcie do grupy docelowej, którą jest młodzież. Historia może zainteresować zarówno osoby, które cenią sobie fantastykę, jak i ludzi mających słabość do tekstów traktujących o sile przyjaźni, przyzwyczajeń, a także tradycji. Tamorze Pierce udało się stworzyć serię opowieści przyzwoitych i pozwalających atrakcyjnie spędzić czas z książką. Z racji tego, że nie przeraża ona swoją długością, brakuje w niej miejsca na dłużyzny – Księga Daji stanowi dobrą propozycję zarówno dla osób znających serię, jak i dla tych, którzy dopiero pragną rozpocząć swoją przygodę z serią. Wiadomo jednak –  by dobrze znać konteksty warto zacząć od tomu pierwszego, tj. Księgi Sandry.

Recenzje poprzednich tomów:
Księga Sandry
Księga Tris



piątek, 27 lipca 2012

Zasłużony wypoczynek książkowego mola.

Ostatnie pakowanie i już za parę chwil wyruszam
do mojej wymarzonej Chorwacji.
Internet podobno mam zapewniony  w pakiecie,
ale wiadomo jak to bywa - może się okazać, że zostanę z niczym. Wówczas spodziewajcie się, podobnie jak w roku ubiegłym, masowego publikowania recenzji po powrocie. Mam jednak nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i posty będą pojawiać się na bieżąco:) Zabieram ze sobą ok. 20 książek, więc będę miała po co sięgać i w czym przebierać:)

Póki co życzę Wam udanej reszty wakacji, samych rewelacyjnych książkowych przygód i owocnej lektury!

Tarantula – Thierry Jonquet


Tytuł: Tarantula
Autor:
Thierry Jonquet
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN:
978-83-7648-905-6
Tytuł oryginału:
Mygale
Rok wydania:
2011
Liczba stron:
144
Cena detaliczna:
24,90 zł

Ile znacie książek krótkich, ale za to kipiących od emocji, mocnych i utrzymujących napięcie od pierwszego do ostatniego słowa?
Taką nieprzewidywalną historią, niewyjaśnioną do samego końca, w której w każdej chwili wszystko może zmienić się o 360 stopni, a bohaterowie nie są jednolici, jest właśnie Tarantula Thierry’ego Jonqueta.
Jeśli cierpicie na klaustrofobię czy arachnofobię, a myśl o tym, że ktoś może Was osaczyć niczym tarantula swoją ofiarę – nie czytajcie.
Ta mikropowieść jest nie tylko buzującym od emocji wycinkiem rewelacyjnej prozy, lecz przede wszystkim tekstem jakich zaczyna brakować – spójnym, zagadkowym, mocnym i brutalnym, ale przy tym nieprzesadzonym. Cała brutalność jest psychologicznie wyjaśniona, zemsta z premedytacją ma swoje podłoże w silnej nienawiści, a żadne z wydarzeń nie jest kwestią przypadku ani jedynie wynikiem umiłowania autora do makabry.

Tarantula to opowiedziana z kilku perspektyw historia zemsty, prawdziwe jej studium.  Autor nie bawi się w subtelność, lecz w sposób jednoznaczny nakreśla portret osoby gotowej na wszystko w imię pomszczenia niesprawiedliwego cierpienia bliskiej sobie osoby. Intryga jakiej dopuścił się wyrachowany lekarz, Richard, przypomina sceny z najgorszych horrorów. W czasie realizacji swojego planu zemsty zachowywał się niczym rasowy psychopata – był cwany, z nerwami na wodzy, krok po kroczku postępował w swoim zamierzeniu, zaplanowane miał wszystko – każdy szczegół, a przy tym nie zwracał uwagi otoczenia, które go szanowało i u którego cieszył się wielką renomą. Nikt nie mógłby nawet przypuszczać co tak naprawdę robi doktor, gdy opuszcza mury szpitala…

Książka ta jest o tyle intrygująca, że nie sposób opisać fabuły – gdy to zrobię, każdy potencjalny czytelnik straci, to co najcenniejsze – element zaskoczenia.
Jako zachęta niech posłuży fakt, że pozycja ta szokuje na każdym kroku. Gdy już myślimy, że wszystko zostało wyjaśnione, że sytuacja się klaruje – niczym obuchem autor uderza w nas nowymi faktami i wątkami. Choć to dziełko liczy niespełna 145 stron, co chwila zmieniana jest w nim perspektywa. Do samego końca odbiorca nie jest pewien o czym tak naprawdę czyta i czego właśnie staje się świadkiem.
Nie uszło mojej uwadze powolne dawkowanie napięcia, jakim raczy nas twórca – i to jedna z najmocniejszych stron tej mikropowieści. Dzięki jej zastosowaniu dla tak krótkiej książki, nie sposób jej w żaden sposób porzucić, bo brakuje w niej miejsca na dłużyzny i niespieszność. Sposób w jaki Jonquet przedstawia relację kat-ofiara doskonale oddaje przywołanie tytułowej tarantuli. Zwabia w pułapkę, owija w kokon, sprawia, że ofiara zostaje zezwierzęcona, czuje, że ma nad sobą kogoś wyższego – Pana, od którego zależy jej życie i którego należy czcić i szanować, a który jednocześnie sprawia wrażenie kogoś opiekuńczego. Budzenie poczucia fałszywego bezpieczeństwa opanował sprytny bohater do perfekcji. Jego oddziaływanie na słabą psychikę ofiary możemy śledzić na bieżąco za sprawą licznych retrospekcji, które raz po raz wyjaśniają sens, tej początkowo poplątanej opowieści.

O książce tej zrobiło się głośno za sprawą filmu Almodovary – Skóra, w której żyję.
Prawdopodobnie, gdyby nie ta produkcja nigdy o prozie Jonqueta bym nie usłyszała. I myślę, że nie tylko ja. A to byłoby niepowetowaną stratą, bowiem z pisarzem tym, mam zamiar wejść w dłuższą relację i każdemu z Was, żądnych mocnych wrażeń, polecam to samo!
Z niecierpliwością oczekuję kolejnych tłumaczeń jego książek.
POLECAM!

czwartek, 26 lipca 2012

Kazio w miasteczku pełnym wampirów -Iwona Czarkowska



Tytuł: Kazio w miasteczku pełnym wampirów
Autor:
Iwona Czarkowska
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 80
ISBN: 978-83-259-0438-8

Iwona Czarkowska w ubiegłym roku podjęła próbę oswojenia toposu wampira w literaturze poświęconej najmłodszym czytelnikom. Zapoczątkowała wówczas serię poświęconej Kaziowi – chłopczykowi zamieszkującemu miejscowość o wymownej nazwie – Wampirzyce. Tam też za sprawą tajemniczego kufra, poznał ciekawą rodzinę specyficznych wampirów – specyficznych, bowiem propagujących przyjaźń ludzko-wampirską, zapewniających, że wbrew powszechnemu mniemaniu wprost uwielbiają czosnek i szerzących wiele idei bulwersujących nas, tradycyjnie ustosunkowanych do kulturowego obrazu wampira.
Choć upiór w literaturze funkcjonuje od dawna, dopiero niedawno zaczęto mu nadawać zupełnie nowe, wydawać by się mogło, nieprzystające do niego cechy. Któż bowiem, jeszcze do niedawna słyszał, by człowieka i wampira mogła połączyć przyjaźń? Z racji jednak, wciąż rosnącej sławy tej fantastycznej postaci, wielu twórców, w tym Czarkowska, postanowiło nadać mu maskę zhumanizowanej osobistości, wchodząca  w relacje z człowiekiem. Relacje, oparte na wzajemnym zaufaniu, wspólnocie doświadczeń, duchowym połączeniu i symbiozie myśli oraz uczuć.
W tak przystępnej wersji, wampir może występować jako kolejna z postaci wchodzących w kanon bohaterów wieku dziecięcego.
Kazio w miasteczku pełnym wampirów, to trzecia część cyklu, zaraz po Kaziu i skrzyni pełnej wampirów oraz Kaziu i szkoły pełnej wampirów.
Jej przedmiot stanowi historia, która wydarzyła się zaraz po opublikowaniu w lokalnej gazecie Wampirzyc informacji o atakujących wampirach. Okazało się, że w pobliskim Milusinie otworzono muzeum, w którym kiedyś według legendy zamurowano profesora Gurgula. Tak naprawdę jednak profesor ów żyje, jednak… został porwany! Sprawą postanawiają zająć się Kazio, Antek, Zuzulida, babcia Fibrycukella oraz dziadek Hongogard. Ich śledztwo doprowadzi  do interesujących wniosków. Sama sprawa okaże się być jednak jeszcze bardziej skomplikowana…
Hasło promujące muzeum, a będące jednocześnie zaprzeczeniem tego, co główny bohater wie o wampirach, stanowi dla niego spore wyzwanie i pretekst do poszukiwań sprawcy całego zamieszania. Kazio podejrzewa, że ktoś chce się wzbogacić na historii o niebezpieczeństwie ze strony tych przemiłych postaci. Bohater nie chcąc dopuścić, by ludzie zaczęli bać się jego znajomych i ich krewnych, podejmuje stosowne kroki, mające na celu wyjaśnienie sprawy podejrzanego ogłoszenia znajdującego się w gazecie.
Wolumin ten, to nie tylko barwna opowieść, którą zafascynują się najmłodsi czytelnicy, lecz także historia, którą ja – stary książkowy wyjadacz – śledzę z wielkim zainteresowaniem. Ilustracje Olgi Reszelskiej wspaniale dopełniają tę niebanalną serię. Żałuję jednak, że nie są one kolorowe – takie  rysunki mogłyby dodać historii nieco więcej odpowiedniej atmosfery, a przede wszystkim wpłynęłyby na wrażenia estetyczne. Warto zwrócić również uwagę na fakturę okładki – nie jest ona tradycyjnie gładka, co sprawia, że wyróżnia się spośród innych. Książeczka jest poręczna, można ją zabrać w każde miejsce, gdyż jej objętość nie przekracza stu stron. Stu stron, na których dzieje się niesłychanie wiele.
Was serdecznie zachęcam  do lektury, a sama liczę na to, że seria ta zbyt prędko się nie skończy. Moje odwiedziny w Wampirzycach stanowią już tradycję :)





Ogród biodynamiczny –Wiesław Jaszczak




Tytuł: Ogród biodynamiczny
Autor:
Wiesław Jaszczak
Wydawnictwo: Drzewo Laurowe
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 315
ISBN: 978-83-62468-47-8




Ogrodnictwo biodynamiczne, to promowana od lat forma naturalnej gospodarki rolnej. Opiera się ona na jak najlepszym wykorzystaniu naturalnych rytmów przyrody, a co za tym idzie  ogranicza skażenie środowiska wszelkiego rodzaju środkami chemicznymi. Efektem stosowania takiej formuły ogrodnictwa ma być żywność najwyższej jakości: zdrowa, dorodna, pozbawiona chemikaliów.
Ogrodnictwo biodynamiczne stosuje przede wszystkim multikulturę oraz uprawę współrzędną. Traktowany jest on jako ekosystem, w którym wartością podstawową staje się utrzymanie równowagi. Ponadto taka forma prowadzenia ogrodu ukierunkowana jest na ekologię – tak promowaną i ważną w ostatnim czasie.
Jaki sens ma prowadzenie takiego ogrodu?
Plony uzyskiwane z uprawy takiego ogrodu, ilością zbliżone  są do tych pochodzących z rolnictwa tradycyjnego, posiadają jednak o wiele większą jakość.

Ksiązka Wiesława Jaszczaka umożliwić ma wszystkim osobom zainteresowanych tą formą prowadzenia swojego ogrodu, zdobycie najważniejszych informacji i nabycie najistotniejszych umiejętności. Dzięki tej publikacji każdy czytelnik dowie się od czego zacząć zakładanie takiego ogrodu, jaki wpływ na przebieg wszelkich zachodzących w nim procesów mają fazy Księżyca. Ważne z perspektywy przyszłego właściciela ogrodu dynamicznego jest także zdobycie wiedzy na temat tego, jakie rośliny można z powodzeniem sadzić blisko siebie, a jakich kompilacji unikać. Ponadto autor uczy jak przygotować całkowicie naturalne środki ochrony roślin, uczula na to, w jakim czasie zgodnym z naturą, najlepiej wykonywać poszczególne prace ogrodowe.
Ważnym elementem jest także uwrażliwienie na kwestię walki ze szkodnikami oraz najczęstszymi chorobami roślin – Jaszczak wyzbywając się tendencji do stosowania wszelkiego rodzaju chemikaliów, ukazuje jak w sposób prosty, skuteczny, a co najważniejsze – naturalny, wyzbyć się wszelkich kłopotów.
Nie pozostawia on odbiorcy także samopas w kwestii doboru odpowiednich narzędzi przydatnych każdemu ogrodnikowi.
Dlaczego warto zwrócić uwagę na tę publikację? Z całą pewnością duże znaczenie ma fakt, że nie została napisana przez amatora czerpiącego swą wiedzę z podobnych tej książek. Autor jest osobą od lat zajmującą się ogrodnictwem biodynamicznym, doświadczoną i chętną do udzielania cennych rad i informacji potencjalnym ogrodnikom.
Ogrodnictwo biodynamicznie od lat jest coraz popularniejszą formą uprawiania roślin. Dzięki niemu, mamy pewność, że plony, które uzyskujemy są całkowicie naturalne, a przy tym zdecydowanie lepsze jakościowo, od tych dostępnych na większości polskich targów.
By ułatwić poruszanie się po książce autor podzielił ją na kilka rozdziałów – uwagę poświęcił fazom księżyca, uprawie ziół, stosowaniu kompostu, a także konkretnym narzędziom ogrodowym i uprawie ściśle uszeregowanych roślin.

Marzysz o zdrowym, własnym ogrodzie? Zaopatrz się w tę książkę, by już dziś rozpocząć działanie zgodne z naturalnym rytmem przyrody.


środa, 25 lipca 2012

Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze, spektakl Nie-wyczerpany papier i koncertw Magdy Umer





Tytuł: Listy na wyczerpanym papierze
Autor:
Agnieszka Osiecka , Jeremi Przybora
Wydawnictwo:Agora
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-268-0078-8




Są książki, które uderzają w najczulsze struny naszej duszy; książki, których przeczytanie grozi miłością od pierwszego słowa; książki, których język rozkochuje nas w sobie i nie pozwala o sobie zapomnieć. Do takich pozycji należą właśnie listy Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory, które ci pisali do siebie, gdy łączyło ich uczucie tak piękne, że aż mało prawdopodobne.

Źródło
Sięgając po tę pozycję bałam się, że będę czuła się niezręcznie czytając cudze wyznania miłosne uplecione w ten piękny zbiór epistolograficzny. Nic bardziej mylnego! Lektura tej książki okazała się być balsamem dla mojej duszy, świadectwem tego co ulotne i dowodem na to, jak wielką wartość ma tradycyjna korespondencja, od której niestety dziś z takim uporem się odchodzi. Co najdoskonalsze, ksiązka ta ukazuje jak pięknie ludzie potrafią się kochać, w jaki sposób do siebie mówić i jak się traktować. A co najlepsze –  nie są to bohaterowie wymyśleni przez jakiegoś pisarza, lecz ludzie z krwi i kości, artyści naszych czasów, dający dowód na to, że miłość wciąż istnieje i ma się bardzo dobrze.
Sposób w jaki zwracała się do siebie ta dwójka ludzi pozostawia w człowieku ogromne pragnienie bycia choć na chwilę w ich skórze. Moje palce z niecierpliwością przewracały kolejne stronice, serce drżało na samą myśl o tym, co za chwilę przeczytam, a oczy błędnie wertowały każde kolejne zdanie.

Źródło
Książka ta jednak, to nie tylko źródło wzruszeń, lecz piękny „katalog” [jak brzydko to nazwałam!] zawierający zdjęcia Osieckiej i Przybory, skany ich korespondencji, pocztówek, a także teksty ich piosenek, którymi chcieli się ze sobą dzielić, i które często powstawały właśnie w trakcie pisania kolejnego listu. Pozycja ta została wzbogacona o płytę z audiobookiem czytanym przez Magdalenę Umer oraz Piotra Machalicę.
Piękna książka, z bogatym wnętrzem! By ją pokochać trzeba jej zajrzeć pod okładkę.
Z całego serca polecam ją każdemu, nie tylko fanom Osieckiej czy Przybory, ale przede wszystkim osobom, które przestały wierzyć w miłość – ta książka pokaże Wam jak autentyczne potrafi być to uczucie!
Listy tej dwójki artystów magików słowa, to uderzająca w serce historia. Cieszę się, że ujrzała światło dzienne i że teraz my, często cyniczni i rzadko wierzący w cokolwiek poza pieniądzem ludzie, mamy możliwość ją przeczytać.
Źródło
Choć dla wielu książka ta jest pretensjonalna i nieporównywalna z klasykami listów miłosnych, w moim życiu zajmuje ona od tego miejsce szczególne. Z podwójną radością sięgnę po inne ksiązki Osieckiej – już nie mogę się doczekać!












A dla Was, kolejna gratka – notkę tę miałam już napisaną od dawna, wciąż jednak coś stawało mi na drodze, by ją opublikować.
Dedykacja Magdy Umer
Dnia 2 czerwca miałam prawdziwą przyjemność uczestniczyć w 4 festiwalu wspomnień mający miejsce w moim rodzinnym mieście. Rokrocznie odbywa się on w Muzeum PRL-u i każdorazowo patronuje mu inna tematyka. W tym roku najważniejszą postacią wiodącą była właśnie Agnieszka Osiecka.
Festiwal uświetnił wieczorny koncert Magdy Umer, promującej piosenki ze swojej najnowszej płyty, na którą składa się gros tekstów autorstwa Osieckiej. Obie Panie bardzo się przyjaźniły i to właśnie Umer ułożyła przedmowę i opatrzyła komentarzami wyżej recenzowaną książkę.

Ponadto, festiwalowi towarzyszył występ Sceny Muzycznej I LO, która zaprezentowała publiczności spektakl Nie-wyczerpany papier. Jego premiera miała miejsce 22 marca w Miejskim Centrum Kultury im. Henryka Bisty w Rudzie Śląskiej. Od tamtej pory amatorski teatr wziął udział w kilku przeglądach artystycznych, między innymi SOFFT w Szecicnie. Inspiracją do stworzenia spektaklu była właśnie historia miłości Osieckiej i Przybory. Młodzi aktorzy przedstawili ją śpiewem, tańcem oraz świetną grą aktorską. Autorkami spektaklu są Karolina Kaliska-Skrabania oraz Bożena Bismor, a oprawą muzyczną zajął się Leszek Tokarski.

O spektaklu tym wspominam nie tylko z powodu jego ewidentnego powiązania z książką, lecz także mając na uwadze fakt, że jedną z aktorek Sceny Muzycznej I LO jest moja siostra :)

Poniżej kilka zdjęć z festiwalu (;




Muzeum PRL-u

Biuro Lenina

Magda - moja siostra

Nie-wyczerpany papier

Scena Muzyczna I LO














Fragmenty monumentalnego pomnika








Poniżej mały urywek płyty, dwa z moich ulubionych utworów: 



Reamde, Szaleństwo elfów

NOWOŚCI WYDAWNICTWA MAG.

Tytuł: Reamde
Autor:  Neal Stephenson
ISBN: 978-83-7480-257-4
Tłumaczenie:  Wojciwch Szypuła
Oprawa:  twarda
Liczba stron:  1072
Rok wydania:  27 lipca 2012
Cena detaliczna:  89,00 zł





Nadzwyczajny Neal Stephenson dał nam epicką opowieść o skali obejmującej całe światy, realne oraz wirtualne.
Richard Forthrast, czarna owca klanu farmerów z Iowa, dawny uciekinier przed poborem do Kanady oraz przemytnik marihuany, zgromadził w ciągu lat niewielką fortunę, a potem powiększył ją tysiąckrotnie, tworząc T’Rain, rozległą grę sieciową wartą wiele miliardów dolarów. T’Rain ma miliony zagorzałych fanów na całym świecie, od Stanów Zjednoczonych aż po Chiny, ale grupka pomysłowych azjatyckich hakerów stworzyła Reamde – wirusa, który koduje pliki wszystkich graczy, by następnie zażądać okupu za ich zwrot. W ten sposób mimowolnie wywołali wojnę, powodującą chaos nie tylko w świecie wirtualnym, lecz również w rzeczywistym. Jej reperkusje dają się odczuć na całym świecie, prowadząc do serii niszczycielskich incydentów, w których uczestniczą: rosyjska mafia, komputerowi maniacy, tajni agenci oraz islamscy terroryści. Forthrast stoi w epicentrum wydarzeń, a jego bliscy znaleźli się pod krzyżowym ostrzałem.„Uniesienie”, czwarta i ostatnia powieść z cyklu „Upadli”, to powieść Lauren Kate, na którą czekał świat.




Tytuł:  Szaleństwo elfów
Autor:  Karen Marie Moning
Seria:  Kroniki Mac O'Connor
ISBN: 978-83-7480-261-1

Tłumaczenie: Anna Studniarek
Oprawa:  miękka
Liczba stron:  440
Rok wydania:  27 lipca 2012
Cena detaliczna:  35,00 zł


Kiedy MacKayla Lane dostaje pocztą kartkę wyrwaną z dziennika jej nieżyjącej siostry, zaskakują ją pełne desperacji słowa Aliny. I wie, że zabójca jest blisko. Ale zło jest jeszcze bliżej. Tak oto widząca sidhe wyrusza na poszukiwania. Odpowiedzi. Zemsty. I starożytnej księgi mrocznej magii tak złej, że demoralizuje każdego, kto jej dotknie.
 Poszukiwania Sinsar Dubh prowadzą Mac na niebezpieczne, zmienne ulice Dublina, a  jej śladem wędruje podejrzliwy gliniarz. Jest uwięziona w niebezpiecznym sojuszu z V’lanem, nienasyconym elfim księciem o zabójczych erotycznych gustach z jednej strony, a z drugiej  z Jericho Barronsem, mężczyzną kryjącym w sobie pierwotne pragnienia i niewypowiedziane tajemnice. Mac musi rozpocząć walkę o ciało, umysł i duszę.



wtorek, 24 lipca 2012

Więzień nieba - Carlos Ruiz Zafón




Tytuł: Więzień nieba
Autor:
Carlos Ruiz Zafón
Wydawnictwo
: MUZA SA
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 416
ISBN: 978-83-7758-187-2


Carlos Ruiz Zafon, to autor, który jako jeden z niewielu sprawia, że gdy tyko usłyszę jego imię i nazwisko, dowiem się o premierze kolejnej książki – serce bije mi szybciej.
Od lat uważam go za prawdziwego czarodzieja literatury, potrafiącego uwieść czytelnika każdym słowem wychodzącym spod jego pióra.
Za sprawą fenomenalnego Cienia wiatru, wrył się w moje serce i po dziś dzień zajmuje w nim jedno z ważniejszych miejsc. Książka owa utwierdziła mnie w przekonaniu, że powieść gotycka ma się doskonale, a pisarze wciąż mają wiele do powiedzenia i wcale nie muszą być wtórni.
I choć Cień wiatru jest dla mnie tomem mistrzowskim, to nie uważam za dobry pomysł tworzenia jego kontynuacji. Gra anioła, choć formalnie w niczym nie odstępowała od swojego prekursora, była dla mnie rozczarowaniem. Gdy więc dowiedziałam się, że na tym nie koniec opowieści o Cmentarzysku Zapomnianych Książek i autor planuje wydanie kolejnej części z serii – nie ukrywałam zaniepokojenia. Zaniepokojenie to połączone było już jednak nie tyle z wizją rozczarowania, ile radosnym oczekiwaniem i zaciekawieniem.
Cieszę się, więc że Więzień nieba poziomu nie zaniżył, choć żałuję, że go… nie zawyżył.

Akcja tej powieści rozgrywa się, podobnie jak tomów poprzednich, w samym sercu dwudziestowiecznej Barcelony. Rodzinny interes rodziny Sempre, jakim jest księgarnia, zamiast kwitnąć, idzie marnie. Właścicielom ledwo starcza pieniędzy na opłacenie podstawowych rachunków, a co tu mówić o utrzymaniu rodziny i życiu na przyzwoitym poziomie. Gdy więc pewnego dnia, po zmianie wystawy, do księgarni przychodzi klient, wydaje się to być prawdziwym darem niebios. Jak się jednak okaże, jego pojawienie się nie tylko nie przyniesie wielu korzyści materialnych, ale też stanie się początkiem tragicznego powrotu wydarzeń z przeszłości.
Przyjaciel Daniela, głównego bohatera Cienia wiatru, Fermin Romero de Torres, na dniach ma pobrać się ze swoją ukochaną. Niestety, jego owiana mgiełką tajemnicy przeszłość, nie pozwala jego najbliższym zrozumieć, dlaczego łączy się to z tak wielkimi obawami z jego strony. Wszystko zaczyna się klarować właśnie w dniu, w którym wizytę w księgarni złożył ów tajemniczy człowiek.
Fermin postanawia zwierzyć się ze swojej przeszłości Danielowi. Jak się okazuje, ich splecione losy nie są konsekwencją przypadku, lecz przemyślanych działań ze strony de Torresa. Wraz z poznaniem historii życia swojego przyjaciela, bohater dowie się również wielu rzeczy o własnej przeszłości. Rzeczy, o których nigdy nie miał się dowiedzieć, a które składają się na skomplikowaną mozaikę jego niełatwego życia.

Mając przed oczami taki zarys historii, wydawać by się mogło, że zawiera ona wszystko, czego uważny czytelnik powinien oczekiwać od twórcy takiego jakim jest Zafon. Niestety, znów czegoś zabrakło. Choć intryga jest przemyślana, prawdziwa akcja została przez autora na długo wstrzymana, na skutek czego ksiązka urywa się w dość niespodziewanym dla odbiorcy momencie. Gdy miałam wrażenie, że w końcu rozpocznie się prawdziwa historia na miarę Zafona… przewróciłam ostatnią stronicę pozostając z uczuciem niedosytu i wrażenia niedokończenia tejże historii. Oczywiście, autor sam zostawia czytelnikowi wskazówkę, mającą stać się kluczem do otwarcia kontynuacji, jednak nie zmienia to faktu, że historia życia Fermina została przedstawiona bardzo ogólnikowo – bez wyjaśnień dotyczących jego teraźniejszości i przyszłości. Całość sprawia wrażenie pisania naprędce, bez pomyślunku.
Choć powieści tej można zarzucić tę i kilka innych błahostek wpływających na odbiór całości, nie sposób odmówić twórcy mistrzowskiego łączenia wydarzeń z wszystkich spisanych przez niego historii. Metoda jaką splata on losy swoich bohaterów jest nie do podrobienia! Zafon doskonale wie, jak upleść przy użyciu słowa, którym jak zwykle czaruje, prawdziwą sieć powiązań, będących jednocześnie portalami do kolejnych historii, które, miejmy nadzieje, w przyszłości napisze. Wolałabym jednak, by nie były to nieudane próby kontynuacji niezrównanego Cienia wiatru, lecz powieści całkowicie odrębne, rządzące się swoimi prawami i niczemu niepodporządkowanie.
Mimo drobnych potknięć, twórca wciąż pozostaje jednym z najlepszych rzemieślników i jednocześnie artystów słowa. Sposób w jaki snuje on narrację, nie pozwala oderwać się od powieści ani na moment – i wtedy wcale nie liczą się pewne niespójności czy niedopowiedzenia. Zafon opowiada tak doskonale, że ma się ochotę go słuchać, słuchać i słuchać…

Dajcie się więc ponieść fantazji, odrzućcie na bok wszelkie formalności, zarezerwujcie sobie dzień i… poznajcie Więźnia nieba.



Podróże życia



Tytuł: Podróże życia
Autor:
autor zbiorowy
Wydawnictwo
: G+J
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 214
ISBN: 978-83-7596-362-5


Podróże życia, to polecany przez Martynę Wojciechowską cykl, składający się z  książek, w obrębie których znajdziemy 10 krótkich relacji z różnych rejonów świata.
Tom, który miałam przyjemność przeczytać ilustruje wyprawy do Brazylii, Nepalu, Libanu, Egiptu, Korei Północnej, na Antarktydę, Wyspę Wielkanocą, Borneo, Mali oraz Alaskę.
Wolumin ten to barwny album z przeważającymi nad tekstem fotografiami.

Zakątki świata opisywane w tej publikacji, odwiedzane były przez ludzi trudniących się różnymi zawodami – Brazylię bez karnawału odwiedziła Barbara Radwańska – podróżnik, filmoznawca, tłumacz języka hiszpańskiego, znawca kultury latynoskiej. Kobieta omija te miejsce w czasie najpopularniejszego karnawału, by do woli cieszyć się urokami tego miejsca, które z całą pewnością zatarłyby się w momencie masowych przyjazdów turystów oraz drastycznego skoku cenowego. Jak sama podkreśla – karnawał to czas, w którym co mądrzejsi rodowici Brazylijczycy, biorą nogi za pas i udają się na zasłużone wakacje – z dala od zgiełku i sztucznie wytworzonego tłumu.

Himalaje na dzień dobry, to opis podróży Macieja Wesołowskiego – dziennikarza, którego pasją są wysokie góry. Miłością tą nie sposób nie zarazić się zerkając do tej publikacji – same fotografie zachwycają, a sposób relacjonowania podsyca tylko ciekawość.

Jedz módl się tańcz – hasło to stało się mottem Doroty Chojnowskiej, osoby, dla której Bliski Wschód stał się drugim domem, miejscem, który zna jak własną kieszeń i do którego wraca z nieukrywaną radością. Co tak bardzo ukochała ona w tej części świata? Ludzi! Fenicjan, którzy zarazili ją umiłowaniem zabawy i swoim niepoprawnym optymizmem.

Moją ulubioną relacją znajdującą się w tej książce jest Piknik pod lodową skałą, autorstwa Magdaleny Śliwki. Zachwycić mnie łatwo, ale tego co zrobiła ze mnie autorka tego reportażu, w słowa ująć nie potrafię. Widoki majestatycznie unoszących się nad wodą wierzchołków gór lodowych ujęły mnie za serce. Siedząc w ciepłym pokoju, poczułam przejmujące zimno, które promieniowało na mnie z kart tej książki.  Jeśli tak silnie ujęła mnie fotografia, cóż dopiero poczułabym na miejscu? Antarktyda zawsze kojarzyła mi się z wielką odwagą ludzi do niej zmierzających. Gromady pingwinów, ogromne przestrzenie pokryte śniegiem, idealnie niebieska i lodowata woda – oto z czym do tej pory kojarzyłam to miejsce. Dzięki temu reportażowi kojarzę je już tylko z jednym – z nieodłącznym pragnieniem, by się tam udać.

Rapa nui, to reportaż o zupełnie innej sferze klimatycznej. Z przejmująco zimnej Antarktydy, czytelnik zmierza nagle ku Wyspie Wielkanocnej, odwiedzonej przez Marcina Jamkowskiego – fana noszenia sandałów w zimie :) To dzięki niemu, każda z osób sięgających po tę książkę, ma okazję zaczerpnąć z legend tego wspaniałego miejsca, stać się świadkiem tajemnic strzeżonych przez ogromne kamienne posągi – znak rozpoznawczy tego miejsca.

Gwarancją wymarzonych wakacji stał się dla Agnieszki Franus Egipt. Piramidy, Sfinks, piaski Sahary, dorzecze Nilu, wielbłądy, grobowce faraonów – kogo nie przyciąga Afryka na samo brzmienie tych nazw? Autorka reportażu o podróży do tego miejsca marzyła od dziecka. Swoje pragnienie spełniła kończąc 33 rok życia. Zrobiła wszystko czego pragnęła, a dzięki niej zrobiłam to i ja – dosiadłam wielbłąda, przebywałam w niesłychanie dusznej Dolinie Królów, podziwiałam piękno i monumentalność piramid, głaskałam sfinksa i zastanawiałam się nad jego tajemniczością, targowałam się z najbardziej nieustępliwymi sprzedawcami. Egipt zapewnia wakacje aktywne i pełne wrażeń – bez dwóch zdań.

Kolejnym przystankiem mojej podróży życia był tekst Wśród łowców głów Mikołaja Jeżaka. Skrząca się z kart tej książki zieleń nieopisanie mnie przyciągała. Borneo zaczęło jawić mi się jako królestwo małp radośnie zerkających na mnie po każdorazowym zerknięciu do tej publikacji oraz domów na wodzie.
Życie w rytmie bębnów to zapis niezwykłej podróży Światka Wojtkowiaka, który zawędrował do krainy, w której króluje ekspresyjna muzyka, dochodzący zewsząd odgłos bębnów i pustynny piach. To miejsce, w którym wielobarwna kultura styka się z potęgą Sahary.

W domu wielkiego brata Moniki Witkowskiej, to chyba najmniej zaskakujący tekst, podkreślający to, o czym wszyscy doskonale wiemy – trudną sytuację Korei, rządzonej przez cenzurę i Intranet dający pozorne poczucie łączności ze światem.

Śladami Indian i traperów Tomasza Stan-Stanickiego, to mój drugi ulubiony wycinek tejże książki. Fotografia  szczytu Denali, któremu przygląda się rodzina niedźwiedzi – chwyta za serce i sprawia wrażenie wyjętej z kadru filmu o tych niezwykłych zwierzętach. Autor, posługując się wiedzą zdobytą za sprawą dzieł dzieciństwa – tekstów Karola Maya i Jacka Londona, zdobywa Góry Skaliste, szuka złota, podąża śladem Indian, a nas zabiera ze sobą –ukazując jak wielką wartość ma otwartość na świat i przygodę.

Polecam tę książkę wszystkim – zarówno miłośnikom dalekich wypraw, jak i osób pragnących poruszać się jedynie po kartach literatury. Zarówno Ci pierwsi, jak i drudzy, będą niezwykle zadowoleni ;)


poniedziałek, 23 lipca 2012

Bestiariusz słowiański – Paweł Zych, Witold Vargas



Tytuł: Bestiariusz słowiański
Autor: P
aweł Zych, Witold Vargas
Wydawnictwo
: BOSZ
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 208
ISBN: 978-83-7576-149-8



Bestiariusz słowiański, to prawdziwa kopalnia wiedzy o naszych przodkach! Publikacja ta staje się pełnowymiarowym świadectwem wierzeń oraz przesądów Słowian, przez pokolenia przekazujących sobie zdobytą „wiedzę” o rzeczywistości. Od dawien dawna próbowano tłumaczyć sobie pewne zjawiska działalnością sił nadprzyrodzonych – przeróżnych zjaw, wróżek, czarownic, nimf, diabłów. Bogate legendy oraz podania głoszone po dziś dzień, są reliktem przeszłości, który wciąż odnawiany staje się dziś jedynie tradycją oraz nieodłącznym elementem towarzyszącym historiom zamków, ruin oraz miejsc, których pochodzenie nierozdzielnie kojarzy się z baśniowymi postaciami.
Słowiańszczyzna zawsze charakteryzowała się obfitością podań oraz legend, które towarzyszyły naszym przodkom, a niejednokrotnie określały także ich tożsamość oraz tłumaczyły wiele niezrozumiałych wydarzeń. Nietrudno dziś wyobrazić sobie pierwszych mieszkańców Polski zasiadających wspólnie przy ognisku i przy świetle księżyca opowiadających sobie historie tajemnicze i niezmiennie – ostrzegawcze. Wiadomo było bowiem, że życie i pomyślność zależy od odpowiedniego traktowania zjaw i innych fantazyjnych postaci. Jako, że słowiańska wyobraźnia granic nie miała – po dziś dzień zachowało się wiele przysłów i powiedzeń, mających swoje źródło w wierzeniach w te zaskakująco pomysłowe, a niejednokrotnie i mściwe indywidua. Części wierzeń ludowych upatruje się w religii chrześcijańskiej, gros jednak pochodzi z czasów o wiele wcześniejszych, kiedy to miast diabłów i aniołów, światem rządziły utopce, nimfy, wypierze i kocmołuchy.
Bestiariusz słowiański stanowi próbę ujęcia wszystkich słowiańskich legend w jedną spójną całość – publikacja ta jest niczym wielka baza danych, zawierająca podstawowe informacje o najpopularniejszych bohaterach podań i baśni funkcjonujących od wieków na terenach Słowiańszczyzny.  Nie jest to jednak jedynie sucha wędrówka faktograficzna, lecz wspaniała przygoda estetyczna! Wydawca bowiem postarał się o rewelacyjną oprawę graficzną, stanowiącą największy atut tej publikacji. Wystarczy spojrzeć na którąkolwiek ilustrację przedstawiającą świat słowiańskich legend, by zrozumieć co kryło się w duszach naszych przodków. Książka jest wspaniałym albumem upamiętniającym i systematyzującym baśniowy świat naszych ziem, pozwalająca na całkowite wtopienie się w tę niepowtarzalną kulturę, której ślady niestety coraz szybciej zanikają. Pozostałości wierzeń znajdziemy już jedynie w regionalnych opowieściach, bajaniach muzealnych przewodników, opowieściach pracowników skansenów oraz innych placówek będących ostoją historii i tradycji.
Warto nie tylko dbać o przekazy ludowe, ale też starać się o ich upowszechnianie oraz jak największą promocję. Czytelnicy od lat namiętnie zaczytują się w zachodnich opowieściach o wampirach, wilkołakach, demonach, nie mając świadomości, że tuż obok nich, jeszcze do niedawna wierzono we wszystkie te historie, mało tego! przekazywano je sobie z pokolenia na pokolenie.
Cudze chwalimy, swego bogactwa kulturowego nie znamy – a nie od dziś wiadomo, że wbrew powszechnemu mniemaniu, to co polskie, wcale nie znaczy – gorsze.
Pozycja ta jest więc nie tylko doskonałą lekcją historii ludowości, lecz także niezapomnianą  przygodą, jak i również kultywowaniem pewnych tradycji zapoczątkowanych u zarania dziejów – tradycji snucia narracji, tworzenia mitów i popisową lekcją wyobraźni.
Polecam serdecznie! Studium rodzimej kultury stanie się dla Was początkiem niezwykłej przygody – gwarantuję!



niedziela, 22 lipca 2012

Dla dorosłych i dla dzieci Baśnie wybrał Program Trzeci



Tytuł: Baśnie dla dorosłych i dla dzieci wybrał Program Trzeci
Autor:
autor zbiorowy
Wydawnictwo
: Znak emotikon
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 224
ISBN: 978-83-240-2004-1
Cena detaliczna: 39,90 zł



Choć książek z wyborem baśni dla dzieci powstało już wiele, jeszcze nigdy nie miały tak doskonałej oprawy! Wszystko za sprawą krótkich wstępów, które przed każdą ze wskazanych przez siebie baśni, pisały osoby znane z radiowej Trójki. Z okazji pięćdziesięciolecia istnienia tej jednej z najpopularniejszych polskich rozgłośni radiowych, jej redaktorzy postanowili podzielić się swoją radością i przygotować dla najmłodszych oraz ich rodziców publikację, która łączyłaby w sobie najpiękniejsze opowieści z ich dzieciństwa.

Redaktorzy swój wybór zawsze komentowali i uzasadniali, a wspaniała oprawa graficzna będąca zasługą Tomka Kozłowskiego, jedynie potęgowała wrażenie baśniowości i trwania w cudownym świecie bajania. Z czego mieli prawo wybierać? Oczywiście z najpoczytniejszych tekstów braci Grimm oraz Hansa Christiana Andersena – kolejno najbardziej brutalnych twórców bajek [w zamierzeniu wcale nie tworzonych dla dzieci!] oraz pisarza utożsamianego z permanentnym smutkiem i taką samą atmosferą w jego, notabene, przepięknych opowieściach.

Nie muszę chyba dodawać, że [pewnie jak u większości z Was!] baśnie te podczytywane były przeze mnie od lat najmłodszych; a dziś, gdy po dość długim czasie do nich wracam – budzą we mnie sentymentalną łezkę, uderzają w najczulszą strunę duszy, uruchamiają tęsknotę za czasami dzieciństwa, kiedy to mimo całej brutalności i smutku tychże opowieści – namiętnie do nich wracałam, po to, by raz po raz zatapiać się w świecie, w którym kiedyś, w dorosłym życiu, miałam zamiar się znaleźć.

Na wybór ten składają się następujące teksty, polecane przez następujący redaktorów: Brzydkie Kaczątko (z polecenia Wojciecha Manna), Jaś i Małgosia (z polecenia Barbary Marcinik), Paluszek (z polecenia Marcina Łukawskiego), Królowa Śniegu (z polecenia Marka Niedźwieckiego), Dziewczynka z zapałkami (z polecenia Kuby Strzyczkowskiego), Nowe szaty cesarza (z polecenia Agnieszki Szydłowskiej), Kopciuszek (z polecenia Małgorzaty Maliborskiej), Czerwony Kapturek (z polecenia Piotra Stelmacha), Śpiąca królewna (z polecenia Artura Andrusa), O wilku i siedmiu koźlątkach (z polecenia Michała Olszańskiego), Śnieżka (z polecenia Piotra Barona) i Księżniczka na ziarnku grochu (z polecenia Magdy Jethon).

Choć historie te łączy prawdziwy dar ich autorów do snucia opowieści, nie sposób zapomnieć o ich brutalności, umiłowaniu okrucieństwa oraz zemsty, a także wielu wartościach powszechnie uznawanych za nieakceptowane. To jedne z najbardziej kontrowersyjnych historii w dziejach literatury wpisanej w kanon dziecięcy – łączy bowiem w sobie zło i dobro, kontrastujące i ścierające się na wielu płaszczyznach. Brak tutaj subtelności i delikatności w przekazie, nie zostaje pozostawione żadne pole do domysłów. To swoiste studium zemsty i kary za popełnione czyny.

Moja mama zapytana o to czy rzeczywiście czytała mi do poduszki baśń o odrzuceniu, kanibalizmie i morderstwie z premedytacją, jaką bez wątpienia jest Jaś i Małgosia [a także pozostałe baśnie braci Grimm], pokiwała tylko głową i odrzekła „Oczywiście! Ale zawsze odpowiednio zmienioną :)”.
Mam nadzieję, że Wy również swoim dzieciom przekażecie te baśnie; w formie z cenzurą, po to, by po latach mogli odkryć je na nowo – jakby od podszewki i z perspektywy tej zdecydowanie mniej baśniowej. Trudno nie zgodzić się dziś ze stwierdzeniem, że mimo całej swej baśniowości historie snute przez braci Grimm były silnie zakorzenione w rzeczywistości i stawały się jej doskonałym odbiciem, odbiciem widzianym niejako przez andersenowskie lustro rodem z Królowej Śniegu, które pozwalało widzieć wszystko złym i zniekształconym przez cierpienie oraz nieszczęścia.

Polecam tę pozycję, uwadze Waszej – dorośli – oraz uwadze Waszych pociech. Pamiętajcie jednak, by nie zabijać w nich złudzeń od razu.



sobota, 21 lipca 2012

Czary w małym miasteczku – Marta Stafaniak


Tytuł: Czary w małym miasteczku
Autor:
Marta Stefaniak
Wydawnictwo
: Prószyński S-ka
Rok wydania: 2012
Ilość stron:296


Psychomachia, walka dobra ze złem – to tematy, które od wieków poruszane są w światowej literaturze. Okraszone najczęściej zmyślną fabułą, bohaterami wplątanymi w nieraz skrajnie trudne sytuacje, przyciągają rzesze czytelników, chcących po raz kolejny usłyszeć historię odwiecznego zwycięstwa dobra nad złem. Pragną oni  w ten sposób zaczarować rzeczywistość, utwierdzić się w przekonaniu, że światem rządzi sprawiedliwość, a ferowanie wyrokami leży jedynie z gestii sprawiedliwego i, co najważniejsze, miłosiernego Boga.

Historią walki ze złem postanowiła uwieść swoich czytelników także jedna z polskich autorek – Marta Stefaniak. Urodzona i wychowana na Podkarpaciu pisarka, ukończyła studia matematyczne, by teraz z tak ważną w tym kierunku precyzją i dokładnością uderzać w gusta swojego odbiorcy.

Przedmiotem jej opowieści silosy pewnego cichego i prowincjonalnego miasteczka, którego mieszkańcy wiodą spokojne, choć skromne życie. Ich rzeczywistość określana jest przez liczne problemy dnia codziennego, małe tragedie i troski boleśnie dotykające ich na każdym kroku. Bohaterowie ci niczym nie różnią się od osób zamieszkujących inne przeciętne miasta – w pogoni za lepszym życiem wikłają się w nie do końca czyste interesy, zatracają wartości, nie potrafią obronić się przed innymi, toną w długach, uciekają w nałogi, zapominają czym jest szczęśliwe życie rodzinne, a zamiast tego każdego dnia wracają do krainy cierpienia, którą sami sobie wytworzyli. Wielu z nich ucieka się do eskapizmu realizowanego na wiele różnych sposobów, każdy jednak ma ten sam cel – chce uciec w lepszą rzeczywistość, w świat, którym rządziliby oni sami, według własnego uznania i według własnych praw.

Banalne, skądinąd, życie mieszkańców zmienia się wraz z przybyciem do miasteczka pewnej niepozornej staruszki obciętej na pazia, przemierzającej świat w charakterystycznym ubiorze – długiej spódnicy i sportowych adidasach. Jej przyjazd staje się początkiem szeregu zmian, a każde jej pojawienie się przypomina swoim działaniem efekt motyla. Życie mieszkańców z dnia na dzień staje się lepsze. Bohaterowie żyją uczciwiej, rozpoczynają kolosalne zmiany w swoim życiu, decydują się na odważne kroki zawodowe, zaczynają wykorzystywać swoje talenty, doceniać rodziny, odnosić się do siebie z miłością i życzliwością. Miasteczko odżywa i nikt nawet nie przypuszcza, że za tym wszystkim stoi niepozorna staruszka…

Niestety, każda bajka ma również swój szwarccharakter, tak też i Czary w małym miasteczku mają obok dobrej wróżki, także i tę złą, która niczym cień podążą za dobrem, starając się zdusić je w zarodku lub też – jeszcze lepiej – zniszczyć je, gdy wszyscy zdążyli się już do niego przyzwyczaić.
Życie mieszkańców wraz z jej przybyciem po raz kolejny się zmienia. Nie wraca na stare tory, lecz po zakosztowaniu dobra, staje się jeszcze gorsze i boleśniejsze. Bohaterowie wracają do zapomnianych już przyzwyczajeń, po raz kolejny decydują się na zło, czym bezpowrotnie tracą błogosławieństwo jakim zostali wcześniej obdarzeni.
A dobro po raz kolejny stoczy walkę ze złem…

Jak określić tę historię? To baśń dla dorosłych, ostrzegająca przed, tym jak łatwo można wszystko stracić, a jak wiele korzyści przynosi zwyczajna codzienna ludzka życzliwość i chęć niesienia pomocy. Autorka przypomina o tym, że każdy z nas posiada talenty, które niewykorzystane marnują się, a które mogłyby okazać się wielkim darem nie tylko dla nas, ale także dla otaczających nas ludzi.
Czego więc, w moich oczach, tej krótkiej powieści brakuje? Wyjaśnienia. Nie wiadomo kim są, po co przybywają, co je skłóciło i o co walczą dwie wróżki. Niedopowiedzenia najczęściej są jedynie otwartym polem dla wyobraźni, w tym jednak przypadku frustrują i, niestety, sprawiają, że historia ta traci na spójności. Wydaje się, że upleciona została z dwu niedokończonych opowieści, które nierozerwalnie się ze sobą łączą, a które jednak nie zostały opowiedziane. Co gorsza, tego czego brakuje, nie da się dopowiedzieć w kontynuacji. Brakuje tutaj prequela i to niestety rzutuje na całość. Czary w małym miasteczku sprawiają wrażenie dobrej kontynuacji pierwszej części, która niestety nigdy nie zaistniała. A szkoda.
Historia piękna, lekka w odbiorze –  tradycyjna baśń z morałem – jednak, gdzie tu sens, jeśli brakuje czegoś fundamentalnego?


Zatrute pióra polskich pisarzy


Tytuł: Zatrute pióra
Wydawnictwo
:Replika
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 312



Zatrute pióra, to antologia kryminału, w której znalazły się teksty zarówno jednych z najbardziej znanych dziś polskich twórców tego gatunku, jak i utwory pisarzy na co dzień trudniących się inną formą  wypowiedzi literackiej, którzy jednak na potrzeby tej publikacji, postanowili spróbować swoich sił w tymże gatunku.

Pozycja ta stanowi doskonałą pod względem kompozycyjnym całość. Choć jak w każdym zbiorze tego typu, znajdują w niej teksty lepsze i gorsze, ogólne wrażenie pozostaje jedno i niezmienne – Zatrute pióra to naprawdę przyzwoita kompilacja tekstów autorstwa całkowicie różniących się pod względem stylu pisarskiego twórców, stanowiąca zgraną i co najważniejsze, spójną, dawkę kryminału.
Podobnie jak różnią się formalne rozwiązania pisarzy, których krótkie formy literackie składają się na ten tom, tak samo różnią się podgatunki, które postanowili oni zrealizować. Nie znajdziemy w tym woluminie bowiem dwóch podobnych sobie tekstów, które mogłyby wywołać znudzenie materiałem – każde kolejne opowiadanie należy do innego typu, dzięki czemu całość staje się różnorodna, a co za tym idzie – każdy ma szansę znaleźć w niej coś dla siebie, każdemu może przypaść do gustu inny fragment. Inną zaletą tej antologii jest promowanie polskich autorów, którzy w powszechnej opinii jeśli nie są Pilchem czy Krajewskim, tak często uważani są za gorszych.
Jak wskazuje na to tenże zbiór – polski kryminał istnieje i ma się całkiem dobrze. Mało tego! On się rozwija w wielu kierunkach – znajdziemy tu kryminał obyczajowy, społeczny, polityczny, gangsterski, historyczny, humorystyczny, z przymrużeniem oka, a także rasowy dreszczowiec, w niczym nie ustępujący zachodnim odpowiednikom królującym na listach bestsellerów.
Opowiadanie jest o tyle wymagającą formą, że wymaga ujęcia na kilkunastu stronach tego, co z powodzeniem nadałoby się na pełnowymiarową powieść. Od autora krótkiej formy wymaga się wyczucia, odpowiedniego budowania napięcia i rozwiązania na miarę mistrzów. Nie może nudzić, nie może też podawać wszystkiego od razu na tacy. Opowiadanie wymaga konsekwentnego i umiejętnego wytworzenia odpowiedniej atmosfery – a najlepiej napięcia, dzięki któremu czytelnik ma ściśnięte gardło od pierwszego do ostatniego słowa.
W przypadku tej antologii udało się to jednej autorce – Annie Klejzerowicz.
Jej opowiadanie (Zatruta krew) otwiera tę publikację i, choć podobnie jak wszystkie teksty w tym zbiorze, traktuje o zemście, to jako jedyne ma w sobie coś, co nie pozwala się od niego oderwać. Pisarka umiejętnie operuje suspensem, sprawia, że dreszcz napięcia nie opuszcza odbiorcy do samego końca. Tajemnica została utrzymana niemalże do ostatniego słowa, dzięki czemu czytelnik zostaje tak bardzo pochłonięty przez lekturę, że z permanentnie napiętymi nerwami, oczekuje zaskakującego zakończenia. Perełka, która pozwoliła mi odkryć tę notabene znaną autorkę.
Pozostałe teksty wchodzące w skład antologii, to kolejno: Recepta Krzysztofa Koziołka, Wakacjusz Romualda Pawlaka, Sprawiedliwość i zemsta Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, Zabawy przy torach Gai Grzegorzewskiej,Transakcja Marcina Pilisa, Ostatnia kołysanka Roberta Ostaszewskiego, Krew jest osobliwym sokiem Joanny Jodełki, Efekt domina Jacka Skowrońskiego, Memento Agnieszki Krawczyk oraz Spokojnie, spokojnie Lucyny Olejniczak.
Spośród nich warto wyróżnić jeszcze tekst Jodełki, który podobnie jak Klejzerowicz do końca trzyma w napięciu oraz opowiadanie Skowrońskiego, którego najmocniejszą stroną jest zaskakujące zakończenie.

Komu polecam? Miłośnikom kryminałów, fanom intrygujących zagadek i osobom, które lubią pogłówkować oraz… troszkę się bać. Chociażby tylko fikcyjnie.

Baza recenzji Syndykatu ZwB

piątek, 20 lipca 2012

Romana Więczaszek – że jesteś…



Tomik Romany Więczaszek, to zbiór utworów o przeróżnej tematyce i tak samo różnorodnych formach wydźwięku.
Wsłuchując się w jej poezję, w dość prosty sposób można przejść od tematyki miłosnej, przez miłość skierowaną do matki, aż do wspomnień rodzinnych stron.
Utwory zawarte w tej literackiej miniaturze charakteryzują się silnie wyeksponowaną metaforyką. Brak w nich rymów, a „biel” ukrywa się nie tylko w formalnej nazwie tego typu wierszy, lecz także w brzozach, których motyw przywoływany jest raz po raz.
Słownik symboli podaje wiele znaczeń przypisywanych temu drzewu. Brzoza, to symbol życia i śmierci, początku i wiosny, zachęty miłosnej oraz małżeństwa, wdzięku i łagodności, płaczu i smutku, oczyszczenia i niewinności. Wszystkie te znaczenia znajdziemy w owym tomiku – zarówno bezpośrednio jak i pośrednio złączone z wyeksponowanym słowem „brzoza”. Nie sposób zapomnieć również o tym, że drzewo to od dawna fascynowało poetów: zarówno Mickiewicz jak i Lenartowicz czy Słowacki, Pol, Konopnicka i wielu innych powoływało się na tę przedstawicielkę świata flory. Trudno więc jednoznacznie stwierdzić czy autorka ma do tego drzewa szczególny stosunek związany z czasami dzieciństwa, czy jest to jedynie powielanie tak popularnego na kartach literatury toposu, dla celów jedynie literackich. Inne motywy przywoływane w tym woluminie, to mgła, cień, wędrówka.
W tomie że jesteś… dominuje liryka wyznania oraz liryka miłosna. Większość utworów jest dedykowana i zawiera bezpośrednie zwroty do adresata. Pozwala to na lepszą orientację oraz interpretacją zgodną z zamiarem odautorskim.
Więczaszek w tomie tym nie uporządkowała wierszy tematycznie. Na płaszczyźnie formy pojawia się w nim wiele gier znakami interpunkcyjnymi. Wielokrotnie pojawia się w nim ciąg myślników, najczęściej wskazujący na następującą po nim zaskakującą puentę.
Okładka tomiku doskonale współgra z jednym z wierszy (Dzieciństwo), traktującym o rozszczepionej duszy, której symbolem staje się para skrzydeł.
Utworem, który, moim zdaniem, zasługuje na szczególną uwagę jest tekst o dostrzeganiu nadzwyczajności w codzienności jakim jest Smaczne wspomnienie.
Z tomiku tego wyłania się homo viator, człowiek stale będące w drodze, przemijający. Ponadto autorka wielokrotnie wraca do wątków przyrody, wiosennego budzenia się do życia.
Tomik ten  z całą pewnością o wiele bardziej przemówi do kobiet, nie jest to jednak jedyna grupa odbiorców.



Klub prowadzony przez autorkę - klik.




czwartek, 19 lipca 2012

Amerykański derwisz- Ayad Akhtar



Historie rodzin muzułmańskich wrzuconych w trudne środowisko powstało wiele. Najczęściej jednak opowieści te osadzone są na jednym wątku: kobieta, chcąca się uwolnić spod jarzma islamu, podejmuje heroiczną próbę ucieczki z kraju, po to, by poszukać szczęścia gdzie indziej – najczęściej w wyzwolonej Ameryce.
Tym chwytliwym i stąd też niezwykle popularnym motywem broni się wielu pisarzy – dzięki wykorzystaniu go w swoich powieściach, stają się rozpoznawalni i szeroko komentowani.
Inną drogę obrał jednak Ayad Akhtar, pisarz urodzony w USA w pierwszym pokoleniu pakistański Amerykanin z Milwaukee.
W swojej opowieści snuje on refleksję nie tyle o kobietach noszących brzemię islamu i wiążących się z nim obowiązków, ile o amerykańskiej rodzinie muzułmanów, muszącej radzić sobie w trudnym środowisku, w którym mimo pozornie głoszonej tolerancji religijnej i wolności wyznaniowej, wciąż niektóre religie traktowane są z pobłażaniem, a często również i z nienawiścią.

Świat przedstawiony Akhtara, to rzeczywistość amerykańska sprzed jedenastego września. To czasy, w których każdy musiał walczyć o przynależność, szukać swojej tożsamości i zmagać się trudnymi kwestiami wiary oraz swojego odstępstwa w odniesieniu do większości znajomych.

Bohaterem powieści tego amerykańskiego pisarza jest młody chłopak – Hyat Shah. Wychowywany przez rodziców w duchu mało konserwatywnym, zafascynował się swoją ciotką – Miną – której zdjęcie od lat wisiało na drzwiach lodówki. Kobieta przyciągała go swoją niespotykaną urodą, ale także trudnym do określenia wewnętrznym magnetyzmem. W rodzinie Shahów, temat owej urodziwej kobiety podejmowany był bardzo często. Zachwalano nie tylko jej piękno, lecz także przenikliwą inteligencję, błyskotliwość oraz zdolność do radzenia sobie z przeciwnościami losu.
Gdy Hyat dowiaduje się o przeprowadzce Miny do jego domu, jego świat staje na głowie. Kobieta, dotąd źle traktowana przez konserwatywnego ojca, porzucona przez męża i osamotniona w wychowaniu swojego jedynego syna – Imana, ucieka z Pakistanu do swojej amerykańskiej rodziny. Choć ojciec Hyata sam kiedyś zerwał ze światem, w którym rządzi fundamentalizm, nie pała specjalnym entuzjazmem co do kuzynki swej żony. Wręcz przeciwnie – obawia się, że jej przyjazd pociągnie ze sobą szereg negatywnych konsekwencji dla całej swojej rodziny.
Mina, zaraz po przyjeździe dostrzega w Hyacie niezwykły potencjał – chce uczynić z niego Hafiza, zaznajamia go więc z pięknem Koranu, udziela lekcji, których dotąd surowo zakazywał mu ojciec. Hyat całkowicie zmienia swój stosunek do wiary oraz otaczającej go rzeczywistości. Religia przestaje mieć dla niego drugorzędne znaczenie, a staje się raczej siłą napędową całej reszty, priorytetem, któremu podporządkował całe swoje dotychczasowe życie.
Niestety, młody i niedoświadczony chłopak nie wszystko rozumie tak, jak należy; nie każde nauki płynące z Korany odczytuje w sposób właściwy, co staje się przyczyną szeregu dramatycznych w skutkach decyzji, które podejmuje. Młody bohater chcąc dobra swoich najbliższych, ściąga na nich wielką tragedię, sam stawiając się w złym świetle. I choć, jak uczyła go Mina, ma świadomość, że najważniejsze są intencje – wyrzuty sumienia nie pozwalają mu spokojnie żyć.

Amerykański derwisz, to historia, która łączy w sobie wiele motywów oscylujących wokół głównego wątku, jakim jest religia. Autor podejmuje problematykę miłości w krajach, w których wciąż brakuje akceptacji innych wierzeń. Nie boi się także kontrowersyjnych dyskusji nad kwestią żydowską oraz jej funkcjonowaniem w czasach współczesnych. Akhtar w swojej powieści nie odchodzi również od zagadnień sporów religijnych oraz różnic kulturowych, które łatwo zauważyć nawet pomiędzy osobami tego samego wyznania, zamieszkującymi różne tereny świata. Przepaść dzieląca muzułmanów pakistańskich, trwających uparcie przy swoim rygorystycznym fundamentalizmie, a amerykańskich jest kolosalna. Ujawnia się ona nie tylko w stosunku do innych wierzeń, ale także w sposobie życia i dyskusji. Autor wskazuje na trudną sytuację innowierców w kraju zdominowanym przez jedno wierzenie, ukazuje jak pozorną i płytką wartością jest quasi-tolerancja.

Amerykański derwisz, to także wielopłaszczyznowa powieść obyczajowa, w której miłość przeplata się z nienawiścią, a zdrowe wyznawanie religii ze swoistym fanatyzmem. To historia, którą czyta się jednym tchem, zabiera nas bowiem w świat tak dobrze znany z mediów, a tak często przemilczany i ubrany w kolorowe piórka, po to, by zakryć prawdę. Akhtar w sposób odważny wysuwa pod dyskusję tematy ważkie, które wciąż są usuwane w cień, jednocześnie wykazując się błyskotliwą analizą psychologiczną oraz zaskakującą intuicją, z jaką opowiada o relacjach międzyludzkich.
Jego styl jest niewymuszony, narracja płynna, a całość sprawia wrażenie doskonale dopracowanej historii – jedynie zakończenie pozostawia pewien niedosyt.
Polecam! Mam nadzieję, że ten bardzo dobry debiut, stanie się jedynie początkiem pisarskiej kariery, a dla mnie furtką do poznania kolejnych, mądrych i niezwykle przyciągających powieści.