poniedziałek, 31 stycznia 2011

"Ostatni sezon" Connie Brockway

Connie Brockway, to pisarka amerykańska, nazwana"  nową gwiazdą nastrojowych i emocjonujących romansów historycznych, osadzonych w XIX-wiecznej Anglii".

Szczerze przyznam, że w tematyce romansów jestem laikiem. Ten gatunek nigdy mnie specjalnie nie pociągał, zwłaszcza po lekturze książek wychwalanej Jane Austen, którym zawsze dawałam ocenę "dobry"  tylko za to, że autorka dobrze oddawała konwenanse i podział klasowy czasów, w których zostały osadzone wydarzenia. Nie mogłam jej pod tym względem niczego zarzucić. Zdawałam sobie jednak sprawę, że musiało to być zadanie wcale nie trudne, w końcu każdemu łatwiej pisać o czasach, w których przyszło mu żyć niż o dalekiej przeszłości, znanej jedynie z innych lektur czy przekazów.   Zawsze, z nieskrywaną ulgą przewracałam ostatnią stronicę. W mojej głowie utrwalił się obraz romansu historycznego, który w swej naturze musi być nudny, bo skoro Austen nie podołała, to nie podoła pewnie nikt.
Mimo to, postanowiłam spróbować jeszcze raz.  Z autorką współczesną, z nowym spojrzeniem. Connie Brockway to dla mnie absolutna mistrzyni. Co prawda nie żyje w XIX-wiecznej Anglii, prawdopodobnie czerpała z Austen, jednak potrafi sprawić, że ma się wrażenie, jakby przeniosło się w czasie do początków dziewiętnastego wieku, mimo to nadal będąc w wieku XXI. Idealnie połączyła klasykę z prozą współczesną. Czytelnik zostaje wręcz pochłonięty przez książkę już od pierwszych stronic. Miałam wrażenie, że to nie ja czytam, lecz ja jestem czytana. Nie ja pochłaniam książkę, lecz ona pochłania mnie.
Mimo całego mojego sceptycyzmu z jakim podeszłam do tej lektury, nie mogłam się od niej oderwać w żadem sposób. To nie książka była dla mnie oddechem od nauki, przerwą, lecz odwrotnie- nauka stała się wymuszoną przerwą w czytaniu.
Fabuła prosta, typowa dla romansu. Ona bogata, on bogaty, oboje znani- ona głownie z tego, że jest po prostu znana  i piękna, on- przeszedł do legendy jako niezrównany kapitan Floty. Oboje znajdują się na życiowym zakręcie- ich majątek kurczy się i jedynym sposobem na uratowanie honoru i sytuacji majątkowej rodziny staje się bogate zamążpójście.
Para poznaje się i spędza ze sobą coraz więcej czasu. Oboje są przeświadczeni o bogactwie drugiej osoby. Dla Lydii Ned staje się idelnym kandydatem na męża. Małżenstwo wydaja się być tylko formalnością.  Jednak oboje nie spodziewają się, że na przeszkodzie ich związku stanie... miłość.  Gdy uczucie zaczyna przerastać ich wyobrażenia Ned wyznaje Lydii w jakiej sytuacji finansowej się znalazł i pozwala jej podjąć odpowiednią decyzję. Wtedy i ona wyznaje, że szukała bogatego męża.
Na ich drodze staje Childe Smyth- człowiek, który odziedziczy fortunę jeśli uda mu się wyjść za mąż przed śmiercią dziadka oraz Emilia- przyjaciółka Lydii, której mąż umieścił ją w zakładzie psychiatrycznym, a który wraca po latach, by grozić obu paniom i wymuszać od nich spore kwoty.
W utwór bardzo umiejętnie wpleciony został wątek sensacyjny, jednak bardzo żałuję, że nie został pogłębiony. To niedopatrzenie, to właściwie jedyny minus książki, za który będę zmuszona odciąć pół punktu przy końcowej ocenie.
W tekście pojawia się również wątek hazardu i kleptomanii.  Romans historyczny na najwyższym poziomie
Czy uczucie zwycięży nad konwenansami? Czy Lydia i Ned zaryzykują swoje pozycje społeczne dla miłości? Czy przyjaźń Emily i Lydii przetrwa? Jak ich decyzje przyjmą rodziny i otoczenie?
Tego już Wam nie zdradzę, ale obiecuję- nie zawiedziecie się.
W kilku ostatnich rozdziałach pojawia się kilka zwrotów akcji, dlatego niczego nie bądźcie pewni....:)))
Z pewnością to nie jest moje ostatnie spotkanie z tą autorką, dopiero teraz zacznie się dla mnie przygoda z jej tekstami.  Polecam zarówno fanom Jane Austen, by sami ocenili co jest dla nich lepsze, jak również sceptykom-takim jak ja- którzy do takiej literatury podchodzili do tej pory z pokpiwaniem. Ta książka was zaskoczy!

5,5/6


Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Amber :)

czwartek, 27 stycznia 2011

"Amsterdam Parano" Michał Puchalak

Michał Puchalak w swojej książce "Amsterdam Parano" opisuje swoje własne przeżycia poczynając od roku 1999, kiedy to jako dziewiętnastolatek wyruszył do Amsterdamu z zamiarem spędzenia tam  lata. Jednak planowane kilka miesięcy w Holandii, zamieniło się w kilka lat. Kilka lat, podczas których bohater  wpada w hedonistyczny rytm amsterdamskiego życia.
Jego codzienność opiera się na braniu narkotyków i substancji psychoaktywnych, najczęściej w towarzystwie wielu podobnych mu znajomych, przypadkowym seksie oraz pracy zarobkowej.  Jego "przygoda" z narkotykami sprowadziła go na drogę dealowania oraz czarny rynek.
Narkotyki powodują w jego organizmie takie spustoszenie, że wielokrotnie popada w konflikty z otoczeniem, raz po raz musząc zmieniać miejsce zamieszkania.  Popada w stany depresyjne, jego hedonistyczne życie sprawa, że zapomina jak wyglądała prawdziwa radość bez narkotyków i zaczyna zastanawiać się czy jeszcze kiedykolwiek uda mu się wrócić do stanu sprzed wyjazdu do Amsterdamu oraz jak wyglądałoby jego życie, gdyby wtedy, tamtego lata '99 nie wyjechał, lecz został w kraju i zaczął studia.
Autor zabiera nas w podróż po świecie narkotyków, przerabia wszystkie dostępne środki halucynogenne, pozwala wkroczyć w świat- nie bójmy użyć się tego słowa- narkomanów, w ich strukturę, sposób życia.
Jeszcze zanim zagłębiłam się w treść, przeczytałam opis z tyłu okładki oraz kilkakrotnie tytuł. Moim pierwszym skojarzeniem z książką był film "Las Vegas Parano". Po lekturze okazało się, że całkowicie słusznie, bowiem sam autor wspomina, że w czasie narkotykowych libacji film ten był absolutnym numerem 1, oglądanym nawet do stu razy miesięcznie. Nieprzypadkowo. Tu i tu historia narkotyzujących się przyjaciół, których halucynacje wprowadzają odbiorcę w  psychodeliczny świat.

Książka zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Nie dlatego, że mi się podobała czy też nie. Absolutnie nie popieram zachowania głównego bohatera, a co za tym idzie- autora. Jednak jest ona książką niesamowicie odważną. Zrywa tabu, jakim mimo wszystko w Polsce jest świat narkotyków, demaskuje systemy rządzące dealowaniem, ukazuje perspektywę człowieka, który nie potrafi zrozumieć dlaczego alkohol, który wyrządza o wiele więcej szkód jest legalny, a narkotyki nie.
W czasach gimnazjum wręcz obsesyjnie sięgałam po książki traktujące o narkotykach. Jednak takiej jeszcze nie czytałam.
Jedno mnie niepokoi. Podczas lektury, w mojej głowie wielokrotnie pojawiało się pytanie: co powiedzą dzieci autora, gdy za kilka, kilkanaście lat sięgną po tę książkę i poznają przeszłość ojca? Jak zdoła zachować autorytet? A może właśnie dzięki swojej odwadze go zyska?
Jednak to już nie mnie oceniać.
Jedno pozostaje pewne: jest to wielkie wydarzenie w świecie książkowym.  I wielka kontrowersja.


Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Comm.

środa, 26 stycznia 2011

"Listy starego diabła do młodego" C.S. Lewis

Clive Staples Lewis zasłynął głownie jako autor "Opowieści z Narnii". 
W jego dorobku literackim na uwagę zasługuje jednak o wiele więcej pozycji. Jako pisarz, filozof i wykładowca literatury średniowiecznej i renesansowej niezmiennie mnie inspiruje i zachwyca.
"Listy starego diabła do młodego" kilka lat temu znalazły się na liście lektur szkolnych, jednak z bliżej mi nieznanych przyczyn, bardzo szybko z niej zniknęły. Na tyle szybko, że nie doczekałam ich opracowania w szkole. Może to i lepiej, bo teraz z prawdziwą przyjemnością mogłam po nie sięgnąć sama. Książka jest przewrotną analizą ludzkiej kondycji duchowej. Mimo, że na pozór mogłoby się wydawać, że to błahy zbiór listów, jest ona bardzo głęboką rozprawą z ludzkimi zachowaniami i pobudkami. Z wpływem Złego na ludzkie decyzje.
Ukazuje kruchość człowieka i jego podatność na psychomachię.
Uświadamia, że największym zwycięstwem Szatana nad człowiekiem jest brak wiary w jego istnienie.
Obnaża słabą wiarę, uświadamia wielkość Boga. Pokazuje wielkie szczęście człowieka, jakim jest wolność.
Dogłębnie analizuje sposoby, które z łatwością mogą sprowadzić człowieka na drogę zła, wytyka słabość ludzkiej woli, łatwość z jaką ulega wpływom.
Książka niekoniecznie teologiczna, jednak o wierze, Bogu, Kościele, Szatanie. O miejscu dobra i zła w świecie.
Nie mogę doczepić się niczego.  Z największym zainteresowaniem śledziłam kolejne wypowiedzi Krętacza, forma wydaje się idealna. Lewis przedstawia nam zbiór listów pisanych przez Krętacza, do adepta szatańskich sztuczek- prawdopodobnie swego ucznia, który raz po raz, to zdobywa, to traci kolejną ludzką duszę- człowieka zmagającego się z chorobą, uwikłanego w rzeczywistość wojny, poznającego chrześcijankę, która wprowadza go w "obóz Nieprzyjaciela" jakim nazwany jest Bóg i jego Kościół.
Podczas lektury wielokrotnie potakiwałam i zgadzałam się z, często zaskakującymi spostrzeżeniami autora i zdumiona ich trafnością zatrzymywałam się na chwilkę, by pomyśleć nad swoją duchową kondycją.
Uwielbiam książki, które nie są płytkie, które wnoszą coś do mojego życia, które nie są jedynie czczą rozrywką, a również ważną życiową lekcją.
I ta- zdecydowanie do tej kategorii należy.
5,5/6

poniedziałek, 24 stycznia 2011

"Rozbierz mnie. Psychoanaliza garderoby" Catherine Jouber, Sarah Stern

Jako, że ani ze mnie żaden psycholog, ani tym bardziej psychiatra, wybór tej książki może wydawać się dość dziwny. Seria "Psychologia na co dzień" nie wzbudziła we mnie większych emocji, do momentu gdy gdzieś podczas przeglądania witryn internetowych, mrugnęło mi hasło "Rozbierz mnie. psychoanaliza garderoby".  Przyznaję, że w kwestii doboru ubrań, a właściwie w kwestii całego obcowania z garderobą mam swoje mniejsze i większe natręctwa i dziwactwa, których nie potrafię się pozbyć. Wiem, że mimo iż rodzina i znajomi w jakiś tam sposób je zaakceptowali, za nic nie mogą ich zrozumieć.
Pomyślałam więc, że może w tej książce, traktującej o psychologii, znajdę jakąś wskazówkę. Nic bardziej mylnego. Choć przedstawia historie kilku kobiet,a  następnie analizę zachowań każdej z nich- nie odnalazłam tu modelu siebie. Co więcej, książeczka jest tak cieniutka, że nawet nie zdążyłam się w nią specjalnie zagłębić, a już się skończyła.
Oczywiście, pod względem merytorycznym nie mam jej prawie nic do zarzucenia, choć szczerze powiedziawszy drażniło mnie urywanie wątków. Wiele historii było niedopowiedzianych, niedookreślonych, analiza jakby niepełna. Być może wynika to z tego, że zamierzeniem autorów było dotarcie do takich jak (nie)ja amatorów psychologii i nie zanudzenie ich na śmierć, jednak chyba chcąc osiągnąć ten efekt, przeholowali w drugą stronę. Wydaje mi się, że o wiele lepszym rozwiązaniem byłyby głębsze, pełniejsze analizy i w razie zbyt wielkiej objętości książki- podzielenie jej na dwie części. Tak się jednak nie stało.  Historie kilku kobiet, wpływu ubrań na ich życie, fetysze z nimi związane, podłoże psychologiczne naszych wyborów, związki z naszą "drugą skórą"- ciekawy, dobry materiał, dobre ugryzienie tematu, jednak czegoś zabrakło.
Polecam osobom, które chcą się dowiedzieć dlaczego " to, co nosimy, odsłania nasze głęboko ukryte i często nieuświadomione pragnienia", polecam w szczególności kobietom, bo to o nich są te historie, bo to w nich, Drogie Panie, być może się odnajdziecie.

3,5/6

niedziela, 23 stycznia 2011

"Ludzie na walizkach" Szymon Hołownia

Szymon Hołownia. Mimo, że prowadzi swój autorski program w stacji religia.tv [z resztą to właśnie z niego został zaczerpnięty materiał na książkę, o której wspominam], wielką popularność zyskał dopiero
jako prowadzący program "Mam talent".
Nie będę się wiele rozwodzić nad jego osobą. Choć wydawać by się mogło, że jest dość neutralny, to jednak wiem, że budzi wielkie kontrowersje. Jako, że miałam okazję być na jednym z jego spotkań
autorskich, mogę jedynie powiedzieć, że zrobił na mnie BARDZO dobre, a nawet zaskakująco dobre wrażenie. Nie jest paranoikiem, fanatykiem, na wszystkie zadawane mu pytania, odpowiadał mądrze,
podpierając się odpowiednią literaturą lub odwołując do innych instancji. Nie udowadniał niczego na siłę, jedynie najlepiej jak się da odpowiadał na postawione pytania. A ich kaliber i tematyka były tak
zróżnicowane, jak tylko mogły. Przechodząc do meritum. Książka "Ludzie na walizkach" opiera się na programie o tym samym tytule, w
którym Pan Szymon rozmawia z ludźmi dotkniętymi chorobą, wielkim cierpieniem, niejednokrotnie śmiercią, a także z samymi lekarzami. Choć mogłoby się wydawać, że to on, jako żarliwy katolik, będzie próbował pokazać tym ludziom sens ich walki, tak naprawdę czytając miało się wrażenie, że czasem on sam jest bezradny wobec ich radości życia, zrozumienia swojej sytuacji,a  nawet wdzięczności, że mimo tego, co ich spotkało, nie znajdują się w jeszcze trudniejszym położeniu. W książce, zwłaszcza podczas rozmów z lekarzami, często pojawia się motyw wyboru. Dramatycznego wyboru, który trzeba było podjąć, a którego jednak nie można było być do końca pewnym. W którym momencie kończy się ludzkie życie? czy śmierć mózgu, to już naprawdę śmierć, czy tylko lekarska chęć  jak najszybszego przekazania organów innym potrzebującym? jak wiele cierpienia może
znieść człowiek?  jak zachować się wobec osoby chorej, cierpiącej, co jej mówić, a czego nie, czy w ogóle
należy coś mówić? Na te i na wiele innych pytań próbuje odpowiedzieć ta książka.
Przyznam szczerze, że choć liczy ledwie 148 stron, czytałam ją bardzo długo. Nie dlatego, żę męczyła czy
była nudna. Po prostu po każdym rozdziale, każdej historii, musiałam dać sobie czas. Zastanawiałam się
nad własnym życiem, nad życiem ludzi wypowiadających się, nad tym jak wielkie szczęście mam,
będąc zdrowa, mając takie a nie inne życie. Jako, że człowiek ma tendencje do ciągłego narzekania, ta
książka staje się wymierzonym mu policzkiem.
Jakim prawem narzeka człowiek, który można powiedzieć ma wszystko? Który patrząc z perspektywy
ludzi wypowiadających się w tej książce, jest prawdziwym szczęściarzem? A mimo to, niejednokrotnie
odnosiłam wrażenie, że to tamci ludzie, mimo cierpienia, mają w sobie więcej radości niż ja.
Właściwie przy każdym rozdziale uroniłam łzę. Serce podchodziło mi do gardła. Gdy tylko wyobrażałam
sobie sytuację,w jakiej znajduje się bohater konkretnego rozdziału- rozdzierało mi serce. Nie potrafię
sobie nawet wyobrazić tego, co mogli czuć. A najgorsza jest w chwila, w które uświadamiasz sobie, że to
nie jest żadna powieść, że to nie dramat telewizyjny, że to wszystko dzieje się naprawdę. Teraz, tu, może
obok Ciebie.
Jeśli ktoś jeszcze nie czytał - polecam. Nie warto czytać jednym tchem. Warto skorzystać i dać sobie czas
na refleksję.

piątek, 14 stycznia 2011

"Otello" William Szekspir

Williama Szekspira nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Sztuki takie jak "Hamlet", "Makbet", Król Lear" czy "Otello" zna każdy szanujący się czytelnik. Prawda jest jednak taka, ze co druga zapytana osoba potrafi przytoczyć treść dramatów Szekspira, jednak w życiu nie miała danej ksiązki w ręce. To pewnie kwestia wielu zapożyczeń w dziełach współczesnych do mistrza, a  także wielu spektakli oraz filmów na kanwie utwórów Szeskpira.  Szkoły serwują go przy każdej możliwej okazji, przeciętny uczeń czytał być może "Makbeta" lub jego opracowanie. Treść zna. Szkoda tylko, że nie zaznał nieopisanej przyjemności płynącej z czytania jego dzieł w oryginale, bądź [moim ulubionym] polskim przekładzie Stanisława Barańczaka.
Posiada on niesamowity talent do tłumaczenia dzieł Szekspira. Wychwytuje niuanse, tekst staje się zrozumiały, płynny, lekki, niczym nie zmącony, a  przy tym wielokrotnie bardzo dobitny. Nie sili się na piękne słówka. W miejscu gdzie Szekspir zażyczył sobie wulgaryzmu- tam jest. Myślę, że gdyby autor żył po dziś dzień byłby dumny z takiego tłumaczenia.
W minionym tygodniu miałam przyjemność sięgnąć kolejny raz w ciągu miesiąca po "Otella", bo za pierwszym razem z miejsca się zakochałam, a o miłość do książek trzeba dbać.Fabuła oraz niezwykle giętki język wciągnął mnie od pierwszych stron.
Gdyby postawić sobie pytanie o czym tak naprawdę jest ten tekst, można by powiedzieć, że ma zdecydowanie zły tytuł. Dramat jest personifikacją zazdrości, pod różnymi postaciami. I to tak naprawdę ona jest główną bohaterką.
Historia dotyczy spisku Iaga przeciwko Otellu.
Iago, adiutant Maura, kiedyś został przez niego odrzucony jako kandydat na zastępcę. Od tamtej pory w bohaterze rodzi się wielka zazdrość. O pozycję, żonę, poważanie jakim cieszy się Otello, o jego sielskie i idylliczne życie. Uczucie to rodzi w nim tak wielką paranoję, że postanawia się zemścić. Postanawia odebrać Otellowi wszystko to co ma, paradoksalnie również za pomocą zazdrości. By tego dokonać wykorzystuje uczucia otaczających go ludzi. By osiągnąć swój cel wykorzystuje wszystko i wszystkich, tworzy wielkie insynuacje, wzbudza podejrzenia, namawia do morderstwa.
 Długo nie mogłam ochłonąć po lekturze zakłóconej historii miłosnej Desdemony i Otella.  Dzieło to jako jedno z nielicznych, a nie wiem czy nie jedyne w dorobku Szekspira nie posiada wygórowanej liczby bohaterów. Wręcz przeciwnie ich liczba jest okrojona, akcja dotyczy właściwie głównej trójki: Iaga, Otella i Desdemony. Pozostałe postaci służą spiskowcowi w zemście na Otellu., są to swego rodzaju dodatki mające prowadzić do zasiania zamętu w sercu Otella.  Dzięki temu zabiegowi uwaga czytelnika nie jest rozproszona, może skupić się na konkretnych wydarzeniach, nie interesują go sytuacje poboczne.
Miłość Otella i Desdemony kwitła. [miłość? czy to tak naprawdę była miłość? czy związek oparty jedynie na politycznym zagraniu?] Jednak wystarczyło, by Iago zasiał ziarno niepokoju w sercu zakochanego i na wierzch wyszły wszystkie jego złe cechy, pierwiastek zła, o którym tak często wspomina autor, jego wielka wybuchowość, zazdrość, wręcz nieokiełznana furia, niechęć do wysłuchiwania tłumaczeń ukochanej. Otello wykazał się bardzo słabą znajomością charakteru swojej małżonki. Wolał uwierzyć fałszywemu słudze niż kobiecie, z którą postanowił dzielić życie. Intryga, jakich dziś już się nie spotyka. Samosąd, wielkie wyrzuty sumienia, morderstwa, wreszcie samobójstwo. Walka wszystkich ze wszystkimi, a pośród tego niczego nieświadoma i wręcz irytująco posłuszna Desdemona. Zazdrość i czystość. Dramat kontrastów. Dramat  zazdrości.
Mój ulubiony.
Chyba nie muszę dodawać, że polecam. Jednak uczulam- sięgajcie po tłumaczenia Barańczaka [wydawane są m.in. nakładem wydawnictwa Znak]. Gdy czytałam Szekspira w przekładzie Słomczyńskiego, szczerze mówiąc nie spodobał mi się nic a nic. Ot, zwykła historyjka. Nieporównywalnie wielka różnica. Niuanse, które nadają tekstowi zupełnie inny wydźwięk. A może spróbujecie sięgnąć po obydwa przekłady i pokusić się o recenzję porównawczą?:)

6/6 bez wyrzutów;)

poniedziałek, 10 stycznia 2011

"Pokuta" Ian McEwan

Przygotowując się do napisania recenzji książki "Pokuta" Iana McEwana dowiedziałam się, że przez wzgląd na jego wcześniejszą twórczość nazywany był "Ianem Makabrą". Przyznam szczerze, że długo nie mogłam się przemóc do tej książki. jej przeczytanie odkładałam co chwila na bliżej nieokreśloną przyszłość, aż w końcu na czas przerwy świątecznej wypożyczyłam i goniona terminem postanowiłam po nią sięgnąć. Trochę to trwało, mimo, że oceny były nadzwyczaj dobre.
"Pokuta", to wedle opinii z okładki jego najlepsza książka, arcydzieło.
Tematyka jest dość złożona.
Na pierwszy rzut oka jest to zwykła powieść o tym, jak przez złe interpretacje zdarzeń może zmienić się życie zarówno nasze, jak i innych. Po wgłębieniu się w treść okazuje się jednak, że książka zawiera w sobie wiele innych, pomniejszych książeczek. Dotyka m.in. tematyki wojny, przebaczenia, zadośćuczynienia, przyjaźni, wpływów otoczenia,młodzieńczych fascynacji, wyobrażeń i dostosowywania rzeczywistości do naszych pragnień.
"Pokuta" podzielona jest na kilka części, w każdej narrator opisuje z zdarzenia z perspektywy innego bohatera.
Właściwa historia rozpoczyna się praktycznie w 1/4 książki, gdy trzynastoletnia Briony staje się świadkiem sceny miłosnej swojej siostry. Niestety, jako młoda dziewczyna z bujną wyobraźnią, do tego  świeżo po przeczytaniu listu przeznaczonego dla jej siostry, zaczęła mieć błędne wyobrażenia o jego treści. Lektura listu, chęć obrony siostry i kolejne nieszczęśliwe wypadki, jakie miały miejsce w ich otoczeniu, doprowadzają do wielkiej tragedii, wskutek której niewinny człowiek trafia do więzienia,a  cała rodzina się rozpada.
O jego pozbawieniu wolności nie dowiadujemy się właściwie niczego. Jego postać ukazuje się już podczas wojny, kiedy to jedynym celem staje się przetrwanie i powrót do ukochanej.
Jednak by to było możliwe, sprawa z przeszłości musi zostać wyjawiona,a dobre imię oczyszczone...
Briony, szukając przebaczenia u siostry, oskarżonego mężczyzny,a  przede wszystkim u siebie samej oddaje się pisarstwu, opisuje wydarzenia, które mają być jej pokutą. Po wielu latach próbuje wyjaśnić rodzinie i policji swoją pomyłkę z młodości. Jednak czy to wystarczy by wybaczyć zniesławienie, wiele zmarnowanych lat i przywrócić szczęście sobie, siostrze i jej ukochanemu? Czy to wystarczy by cała rodzina znów mogła żyć w zgodzie?

Mimo, że mogłabym powiedzieć, że żałuję, że sięgnęłam po tę książkę tak późno, powiem, że nie, wcale nie żałuję.
Gdybym czytała ją rok, dwa lata wcześniej, pewnie odebrałabym ja zupełnie inaczej. Nie jest to książka prosta. By dojrzeć wszystkie jej aspekty, dokonać analizy ludzkich zachowań, trzeba mieć do tego czas, a przede wszystkim predyspozycje, które narastają wraz z wiekiem i doświadczeniem czytelniczym. Podejrzewam, że nawet teraz było dla mnie na tę książkę zbyt wcześnie. Przypuszczam, że lepiej byłoby gdybym przeczytała ją za kilka lat. Co więcej, pewnie tak też zrobię. Wrócę do niej może za 5, może za 10 lat, po to by wtedy jeszcze raz, pełniej zrozumieć każdą jej część, by dostrzec wszystko co autor chciał, a także to czego nie chciał powiedzieć,a co wolał przemilczeć.
To ksiązka bardzo refleksyjna, skłaniająca do zastanowienia się nad własnym życiem, postępowaniem. Nad tym czy właściwie interpretujemy rzeczywistość, czy w ogóle mamy prawo inrterpretować coś, co nie dotyczy nas bezpośrdnio, czy mamy prawo wtrącać się w życie innych ludzi, nie ważne jak bardzo byliby nam bliscy. Książka o tym, jak na pozór nic nieznaczące wydarzenie może zmienić bieg całego życia. I w tym wypadku- niestety- nie tylko naszego. Warto sięgnąć.
5/6

sobota, 8 stycznia 2011

Lieteratura staropolska, część I, średniowiecze.

Tak jak obiecałam, dodaję listę literatury staropolskiej dla osób, które zdecydowały się lub jeszcze zdecydują po nią sięgnąć. Podzielę ją na trzy części: średniowiecze, renesans, barok, tak, żeby każdy miał szansę się zastanowić i wybrać coś dla siebie, a co najważniejsze: czytać chronologicznie. To najbardziej klasyczny kanon, po który warto sięgnąć, bo choć niekoniecznie dostarcza wielkiej rozrywki [choć i to się zdarza!], to pokazuje kunszt polskich pisarzy. Oczywiście w tym wypadku samo przeczytanie tekstu na niewiele się zda, warto zapoznać się ze wstępem oraz opracowaniem. Przy niektórych pozycjach dodaję polecane opracowanie i wydanie, które najlepiej wprowadzi w tematykę. Jeśli takowego nie podaję, warto sięgać po wydania Biblioteki Narodowej i Ossolineum, które zawierają wartościowe wstępy, nieraz dłuższe niż sama treść właściwa, jednak po ich przeczytaniu lepiej zrozumiemy tekst, bardziej go docenimy,a  co więcej niekoniecznie będziemy musieli sięgać po inne opracowania.

  1. Bogurodzica [w:] Chrestomatia staropolska. Teksty do roku 1453.
    Chrestomatię polecam właściwie całościowo, to genialny zbiór większości najbardziej znanych tekstów średniowiecza, od literatury religijnej, przez obyczajową, dydaktyczną, apokryficzną aż do miłosnej. Ponadto zawiera fotokopie oryginałów oraz przy każdym tekście ten sam zapisany bez transliteracji i transkrypcji. Do tego polecam polemizujące ze sobą opracowania Ewy Ostrowskiej oraz Jerzego Woronczaka.
  2. Kronika polska, Anonima, tzw. Galla, przeł. R. Grodecki. Oprac. M. Plezia, BN
    O gestach wiele się słyszy, mało czyta, a naprawdę warto, bo to iście bajkowe opowieści.
  3. Kronia polska, Mistrz Wincenty zwany Kadłubkiem. Przeł. i oprac. B. Kurbis, BN
    To wydanie kroniki dla fanów pomieszania fantastyki z historią, gdyż wiele wydarzeń opisanych, to przykład zamieszczania w utworach zdarzeń, które miejsca nie miały,a  które bardzo gloryfikują. Można się pośmiać;D
  4. Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, Jan Długosz
    Długosz to kronikarz dla wytrwałych. Dwunastu tomów chyba nie przeboleje nikt, ale warto sięgnąć po księgę X.
  5. Średniowieczna pieśń religijna polska. Oprac. M. Korolko, BN
    Zbiór najbardziej znanych pieśni polskich, w tym "Lamentu świętokrzyskiego".
  6. Boska Komedia, Dante Alighieri
    Zazwyczaj czyta się tylko Piekło, a warto zaznajomić się z całością, zwłaszcza, że wiele tekstów późniejszych silnie odnosi się do Dantego.
  7. Średniowiecze, Teresa Michałowska
    To dla wybitnych fanów średniowiecza, poszukujących opracowań do wszystkiego co podane wyżej. Bardzo,bardzo dobre kompendium, choć do krótkich nie należy. Wzbogacone ilustracjami, fotokopiami.
  8. Legat wieku rycerskiego, Jan Malicki.
    Książka tym bardziej mi bliska, że autorstwa mojego wykładowcy. Warto po nią sięgnąć, bo w sposób klarowny i zwięzły analizuje najważniejsze utwory staropolskie, m.in. Bogurodzicę, Kronikę polską Galla,Kronikę polską Wincentego czy dorobek Jana Kochanowskiego. Momentami czyta się jak powieść.
  9. Słownik literatury staropolskiej, red. T. Michałowska
    Michałowska ponownie skłania się w stronę czytelników, którzy chcieliby zrozumieć najważniejsze pojęcia związane z literaturą średniowiecza, renesansu i baroku. Niezwykle pomocne.
  10. Wyznania, św. Augustyn
  11. Sztuka i piękno w średniowieczu, Umberto Eco
    Eco chyba przedstawiać nie trzeba, sam się recenzuje. Warto sięgnąć, jak po wszystkie jego publikacje.
Myślę, że chwilowo na tym zakończę. Starałam się wybrać pozycje najważniejsze oraz literaturę pomocniczą. Gdyby ktoś był szczególnie zainteresowany tą tematyką, chętnie polecę znacznie więcej wartych uwagi lektur.
Tymczasem życzę powodzenia i miłej lektury!:)

czwartek, 6 stycznia 2011

"Książę Mgły" Carlos Ruiz Zafon

Do "Księcia Mgły" byłam bardzo sceptycznie nastawiona. Naczytałam się mnóstwo mało pochlebnych opinii, zwłaszcza napisanych przez wcześniejszych czytelników Zafona, którzy przy każdej okazji odnoszą się do nieśmiertelnego "Cienia wiatru". Wszystkie spowodowały u mnie mieszane uczucia, zwłaszcza, że Zafon to u mnie jeden z czołowych autorów, których kupuję świeżo po premierze i jego nowa książka, czekająca aż znajdę ją pod choinką leżała już w domu. Pieniądze były wydane, a z każdą czytaną opinią na temat książki dowiadywałam się, że właśnie wyrzuciłam je w błoto.
Mimo to, w pierwszy dzień świąt od razu zasiadłam do lektury.
Teoretycznie mogłabym tej recenzji wcale nie pisać, tak dużo ich krąży, jednak muszę, ze względu na zwykłą ludzką polemikę.
Autor we wstępie zaznaczył, że chciałby stworzyć powieść dla dzieci i młodzieży, która mimo to poruszałaby ludzi w różnym wieku. Ponadto to jego pierwsze dziecko, grubo przed "Cieniem.." do którego wszyscy się odnoszą, dlatego takie odniesienia są chyba nie na miejscu.
Moim zdaniem, książka spełniła swe zadanie fenomenalnie. Tematyka młodzieżowa, oczywiście, ale nie widzę przeszkód by dojrzały czytelnik nie mógł zatopić się w fantastycznej historii, która moim zdaniem,jeśli już porównywać, gdyby osiągnęła grubość "Cienia...' mogłaby z nim śmiało konkurować. Trzeba jednak wziąć poprawkę na to, że dzieci i młodzież są na początku swojej drogi czytelniczej i opasłe tomiska mogą je zniechęcić. Zafon pisał przede wszystkim do nich, więc chyba należy mu to wybaczyć;)
Jeśli chodzi o treść. W czasie wojny rodzina Carverów przenosi się do osady rybackiej i zamieszkuje w domu należącym niegdyś do rodziny Fleischmanów. Dom i jego poprzedni mieszkańcy stali się miejscową żywą  legendą. Syn właścicieli utopił się, a oni po tym wydarzeniu wyjechali i zniknęli.
Max, główny bohater powieści, przybywając do miasteczka zaczyna je zwiedzać i znajduje wiele dziwnych rzeczy,w  tym tajemnicze posągi, a później nagrania z nimi w roli głównej.
Poznaje Rolanda, miejscowego chłopaka, który wtajemnicza go w historię osady, a także nawiązuje bliską relację z jego siostrą. Trójka bohaterów zagłębia się w historię miasteczka, razem nurkują, rozmawiają z dziadkiem Rolanda i szybko dowiadują się, ze magia istnieje,a nic nie jest takie na jakie wygląda..
Poznają historię Księcia Mgły  będącego w stanie spełnić każde życzenie, jednak cena za jego spełnienie jest niewyobrażalnie duża... W trójkę próbują rozwiązać tajemnicę wioski, dowiadują się o sobie wielu rzeczy, a także będą musieli stanąć przed dużym niebezpieczeństwem.

Po skończonej lekturze oniemiałam. Rzadko książka robi na mnie AŻ takie wrażenie, a w ciągu tych świąt zdarzało się to co rusz. Przez kilka dni z rzędu nie mogłam zasnąć, bo wciąż myślałam o dopiero co przeczytanych książkach. Jedną z nich był "Książę Mgły".
Mimo, że zakończenie jest jakie jest, skończyłam lekturę z niesamowicie szybko bijącym sercem. Musiałam się położyć i przez bite pół godziny gapiłam się w sufit z pustką w głowie. Nie byłabym w stanie napisać wtedy jakiejkolwiek recenzji. Minął ponad tydzień i nawet teraz ciężko mi coś na spokojnie napisać.
Obiektywna recenzja to nie będzie. Subiektywna w 110%. Mimo, że wiele osób odradza, ja jak najbardziej POLECAM! Jeśli chcecie przeżyć przygodę, zapomnieć się na dłuższą chwilę, przypomnieć sobie jak to było być dzieckiem i słuchać tych wszystkich strasznych historii, a później ich odzwierciedlenie widzieć we własnym życiu- naprawdę warto. Choćby po to, by samemu przekonać się, że ile książek, tyle opinii:)

‘Pewne obrazy z dzieciństwa zostają w albumie pamięci wyryte niczym fotografie, niczym sceneria, do której człowiek zawsze wraca pamięcią, choćby upłynęło nie wiadomo jak wiele czasu.’

wtorek, 4 stycznia 2011

Noworoczne postanowienia

Jako jedna z nielicznych nie zrobiłam sobie czytelniczego postanowienia na ten rok, więc szybko nadrabiam zaległości. Po pierwsze jestem odrobinę ograniczona lekturowo przez studia, bo aktualnie tkwię w średniowieczu i renesansie, a nie przypuszczam, by ktokolwiek miał chrapkę na recenzje książek z tych epok. Dość się w szkole nasłuchaliśmy:) Jednak wierząc w wielkie ambicje czytelników zamieszczę w niedługim czasie listę ewentualnych pozycji z danych epok, bez recenzji, po to, by jeśli ktoś podejmie rzucone przeze mnie wyzwanie- podjął się w tym roku przeczytania choć niektórych pozycji książkowych z literatury staropolskiej. Moim postanowieniem to jednak nie jest, jedynie obowiązkiem.
Co do postanowień. Jako, że w kwestii ilości dni w roku nic się nie zmieniło, to postanowiłam nie obiecywać sobie cudów, lecz zrobić coś małymi kroczkami. Przede wszystkim mam zamiar sięgnąć po książki zdobywców literackiej nagrody Nike. Sytuację mam ułatwioną, gdyż od 1997 roku wielu ich nie było, do tego część już przeczytałam. Dodatkowym planem, już bardziej ambitnym jest przeczytanie co najmniej 50% książek znajdujących się w mojej domowej biblioteczce, a do których przez różne względy nie zdążyłam jeszcze sięgnąć. Zaokrąglając będzie ich około 300. Wiadomo, wszystkiego nie przeczytam, dlatego biorę się jedynie za połowę. 150 domowych+ zdobywcy Nike są chyba wystarczającym wyzwaniem. Zwłaszcza, że w to wszystko wkradną się jeszcze niezliczone lektury obowiązkowe i inne świeżo nabyte perełki.
W przyszłym roku, prawdopodobnie dobiorę się do wszystkich nominowanych do Nike oraz pozostałych zbiorów domowych, ale póki co nic sobie nie obiecuję:)

poniedziałek, 3 stycznia 2011

"Podarunek" Cecelia Ahern

Wydawnictwo: Świat Książki
Cecelia Ahern. O tej autorce miałam przyjemność już wspominać.
Każda jej książka budzi we mnie morze emocji. W momencie, w którym dowiedziałam się, że na sklepowe półki trafił "Podarunek" , a ja akurat przezywałam kryzys pieniężny zaczęłam, kombinować na wszelkie sposoby, byle tylko uciułać te okładkowe 34,90.  I udało się.
Muszę powiedzieć, że każdorazowa lektura jej książek to dla mnie celebracja. By zacząć muszę mieć pewność, że nic nie przeszkodzi mi przez następne kilka godzin. Gdy zaczynam, wiem, że skończę tego samego dnia czy raczej- nocy.
Przechodząc do meritum. Kolejna w dorobku Ahern powieść  rozpoczyna się sceną, w  której podczas wieczoru wigilijnego samotny  chłopak przygląda się przez okno mieszkańcom domu nr 24. Po jakimś czasie przerywa ich rodzinną sielankę rozbijając szybę indykiem, którego nazywa swoim podarunkiem .
Szybko okazuje się, że wybór domu nie był przypadkowy.


'Oto powieść o ludziach, sekretach i czasie. O ludziach,którzy- podobnie jak paczki-skrywają tajemnice, otaczają się kolejnymi warstwami, aż zaofiarują się właściwym osobom, a te pomogą im się otworzyć i zajrzą do środka. Czasem trzeba się komuś ofiarować, żeby zobaczyć, kim się jest, Czasem trzeba rozwiązać pewne sprawy, żeby dotrzeć do sedna..
To opowieść o człowieku, który odkrywa kim jest. O człowieku, który otworzył się, a jego sedno ukazało się ważnym dla niego osobom. A ważne osoby ukazały się jemu. W samą porę'


Podczas przesłuchania na posterunku chłopak zaczyna rozmowę z funkcjonariuszem, który postanawia opowiedzieć mu pewną niezwykłą historię...
Historię człowieka, dla którego najważniejsza była praca, bogacenie się nawet, a może przede wszystkim kosztem innych ludzi.
Dla pracy rezygnuje z rodziny, z tej części życia, której kiedyś najbardziej pragnął, a której teraz unika za wszelką cenę. Kontakty z żoną, rodzicami, dzieckiem są sporadyczne i jak sam przyznaje- bardzo uciążliwe.
Gdy spotyka i zatrudnia bezdomnego Gabe`a w jego życiu zaczynają się dziać niewytłumaczalne rzeczy, Leo znajduje się wszędzie tam gdzie powinien być Gabe.  Mężczyzna zaczyna w nowo zatrudnionym człowieku widzieć zagrożenie. Szybko okazuje się jednak, że jedynym zagrożeniem dla siebie był on sam..
Gabe ofiarowuje Leo podarunek, który całkowicie odmienia jego życie... W samą porę.

Od tej powieści nie mogłam się oderwać. Uwielbiam książki, które wywołują na mnie tak wielkie wrażenie. Wtedy bez zastanowienia w moim odczuciu książka zasługuje na 6. Zwłaszcza, że dziś ciężko podjąć jakiś nowy temat albo tak jak w tym wypadku -temat bardzo dobrze znany ująć w sposób, który zachwyca, pokazuje inną perspektywę, uczy.
Ahern polecam każdemu, zwłaszcza teraz, w atmosferze świątecznej, na początku nowego roku, kiedy każdy podejmuje pewne postanowienia, chce zmienić siebie i swoje życie. Ta książka ukazuje, że naprawdę warto.
Warto przyjrzeć się swojemu życiu i zobaczyć czy naprawdę jest tym, o czym zawsze marzyliśmy. I zmienić to, póki mamy jeszcze czas... Bo tak naprawdę nikt nas nie wie, ile go nam jeszcze zostało...



Bywa, że jednak bardzo ważna rzecz ma wpływ zaledwie na garstkę ludzi. Ale bywa też,  ze mało istotna rzecz wpływa na całą ich rzeszę. Tak czy owak, jedno wydarzenie- duże czy małe- potrafi poruszyć cały łańcuch ludzi. Zdarzenia mogą nas połączyć. Bo widzicie wszyscy jesteśmy z tej samej glony. Kiedy coś się dzieje, budzi się w nas iskra, która łączy nas z tym wydarzeniem, łączy z innymi ludźmi, i tak połączonych rozświetla od wewnątrz, niczym lampki na choince, poskręcane, ale wciąż połączone z przewodem. Niektóre gasną, inne migoczą, jeszcze inne promienieją jasnym mocnym światłem, ale wszystkie są na jednym kablu.’